Kiedy pierwszy raz w życiu czytałam „Tytusa , Romka i
Atomka” , byłam już wyrobioną czytelniczką książek dla dzieci i młodzieży.
Wyrobioną – bo systematycznie, codziennie czytałam oraz samodzielnie dobierałam
sobie lekturę. Wskazówki Mamy i pań bibliotekarek ewentualnie brałam pod uwagę,
ale przecież ja sama wiedziałam lepiej, co mnie interesowało. Stąd, gdy
pierwszy raz zetknęłam się z tym komiksem byłam już miłośniczką słowa pisanego,
a obrazki i tzw. szybkie czytanie odbierałam jako swego rodzaju krzywdę czytelniczą,
rodzaj zdziecinnienia i próbę nabicia w butelkę wszystkich obserwatorów
czytelniczych rankingów „Kto w naszej szkole przeczytał najwięcej” . No bo jak
porównać powieść z komiksem? Mimo wszystko przeczytałam wielokrotnie wszystkie
tomy „Tytusa” i na tym moja przygoda z komiksem się skończyła. Potem już tylko
widziałam moich uczniów zakochanych w komiksach i czasem tworzących własne. Ale
dystans do komiksu pozostał, samodzielnie nigdy bym sobie tego rodzaju lektury
nie wybrała. A już na pewno nie kupiła.
Dzięki Bogu mam koleżanki.Dzięki jednej z nich odkryłam, że czasem warto jednak przełamać swoje opory i skupić uwagę na czymś zupełnie innym. Właśnie skończyłam czytać „Totalnie nie nostalgia” Wandy Hagedorn i Jacka Frąsia. Dawno nie miałam lektury równie wciągającej i poruszającej. Dawno nie czytałam książki, po lekturze której pomyślałam sobie, że powinni ją przeczytać wszyscy, bo jest mądra, poruszająca i bardzo potrzebna. Autorka scenariusza tej powieści graficznej, czyli Wanda Hagedorn, opisuje w niej swoje dzieciństwo i młodość w PRL-u. Przedstawia ludzi i ich zachowania, które wpłynęły na jej życie. To bardzo prawdziwa historia jednej polskiej rodziny, z prymitywnym ojcem despotą i pięcioma kobietami, które starają się jakoś normalnie żyć. Historia znajoma, wiarygodna i przejmująca. Nie miałam podobnych doświadczeń, ale znam je z opowiadań moich licznych przyjaciółek. Wiem, że w wielu polskich domach właśnie tak to wyglądało. Wiem, że w wielu nadal tak to wygląda. I niestety, wiem także, że wiele kobiet żyje z tym, co im wbito do głowy – że jako kobiety są mniej wartościowe i powinny odmaszerować do kuchni.
Tę książkę powinny przeczytać kobiety. Te z mojego pokolenia
odnajdą w niej swoją młodość i dzieciństwo. PRL w całym kraju był taki sam, a
smaki i zapachy zapamiętane z dzieciństwa, zabawy, marzenia są bardzo
uniwersalne. Tak było w Szczecinie, Poznaniu, Rzeszowie. Dla mnie była to
bardzo nostalgiczna podróż. Wbrew tytułowi. Pozwoliła także zrozumieć skąd
dzisiaj tyle niechęci do tematyki gender – słowa, którego szanujący się Polak i
katolik nawet nie wymawia, za to pielęgnuje przekonanie o wyższości gatunku
męskiego.
Młodsze kobiety mają szanse dzięki tej lekturze rozpoznać w
swych życiowych partnerach zalążki niebezpiecznej choroby, jaką jest
patriarchat. Odnaleźć w sobie zgodę na rolę osoby służącej innym, bez prawa do
siebie. W końcu modele postępowania w rodzinie odwzorowujemy i ćwiczymy w
praktyce. Prawdą jest, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Ważne, żeby tę książkę przeczytali nasi mężczyźni. Także z szacunku dla swoich partnerek i dbałości o własny związek lub los córek. A czyta się świetnie, bo rysunki Jacka Frąsia są po prostu znakomite.
Gdyby mi ktoś polecał tę książkę jako feministyczny komiks,
to z pewnością do ręki bym tego nie wzięła. Ominęła by mnie znakomita lektura,
bardzo budująca i wzmacniająca kobiety. Ważna książka o zwyczajnym życiu, o
sile wspierających się kobiet i niczym niezastąpionym uczuciu wspólnoty, które
daje siostrzana miłość i przyjaźń. Coś bez czego ja nie umiałabym żyć.
Dlatego gorąco namawiam do lektury „Totalnie nie nostalgii”.
A wszystkie osoby, które przeczytają, proszę, by potem namówiły do przeczytania
jakąś inną bliską znajomą. Bo ta książka warta jest rekomendacji.
Bardzo jej potrzebujemy.
Wszystkie!