Jeszcze nie ochłonęłam po wrzuceniu do sieci informacji, że
wracam do pisania, a już na moim facebookowym profilu pojawiły się reklamy
związane z pisaniem bloga. Szybsze niż przeciąg. Algorytmy zareagowały pierwsze
i natychmiast podrzuciły mi super okazję, która na pewno pomoże mi w pisaniu.
Mogłam pobrać darmowego ebooka z zestawem kilkunastu prostych rad, do
zastosowania natychmiast, by mój blog stał się rozchwytywanym źródłem
informacji lub by był opiniotwórczy i czytany oraz cytowany przez wszystkich
wokół.
Wzruszyłam się. Naprawdę!
Tyle troski o mój sukces.
Pobrałam, bo darmowy. Człowiek, a szczególnie ten w pewnym
wieku, wie, że jak dają to trzeba brać. Nawet, jak do niczego się nie przyda.
No to wzięłam i przeczytałam. Autor lub autorzy (nie znalazłam informacji, kto
to napisał) skupiali się głównie na tym, co zrobić, by dotrzeć do jak
największej grupy odbiorców, kiedy wrzucać posty, z jaką częstotliwością i
dlaczego to ma być codziennie, najlepiej przed 9 rano. Argumentowali, że dotarcie
do jak największej grupy jest bardzo ważne, bo to umożliwia dobre zarobki z
reklam. O tym jak zarabiać na reklamach na blogu też mogłabym przeczytać w
ebooku, ale ten kosztował już 35 zł (w
promocji oczywiście , bo normalnie 79 zł) , a to znaczy, że nie był darmowy i
moje zainteresowanie nim natychmiast spadło do zera.
Ile można czytać?
Bardzo mi ten darmowy pomógł, bo już wiem, czego na pewno
nie zrobię. O tym za chwilę.
Zaraz po algorytmach odezwali się moi przyjaciele i znajomi
i popłynęły w moją stronę głaski. Że fajnie, że się cieszą, że będą czytali i
że nareszcie, bo długo czekali. No i kto by się z takich głasków nie cieszył? Nie
mam wnuków i nikt mi nie powie – „Babciu jesteś cudowna i najlepsza w świecie”!
Mąż już się nagłaskał (przynajmniej tak uważa!) i ani mu to w głowie. Ludzkość też
nieskora, bo ma swoje problemy i gonitwy. A bez dobrego słowa żyć trudno. Skoro
więc płynęły głaski w moją stronę wartkim strumieniem, to pławiłam się ile wlazło,
aż w głowie pojawiła się myśl „Jestem komuś potrzebna”. Świat stał się lepszy a
czujność wzięła wolne.
Rano zauważyłam migającą ikonkę nowej wiadomości. Otworzyłam
i przeczytałam tekst, że oj! oj! I że z nadawcą mam na pieńku. I jeszcze, że ta moja nagła aktywność to pewnie dlatego że,
wyjazdy mi się skończyły i zbliżają się wybory.
Kiedy czujność ma wolne, człowiek nie umie czytać. Poskłada
litery, ale nic z tego nie wynika. Rano bez kawy i okularów, to nawet słów nie połączy,
a co dopiero odczytać sens i intencje. Wiadomość przysłała osoba, której chyba
nie znam osobiście, tylko słyszałam o jej aktywności i mam w znajomych. Piszę
chyba, bo ludzi w moim życiu poznałam wielu i naprawdę nie pamiętam! Poza tym
wszyscy się postarzeli i każdy jest nowy!
Najpierw myślałam, że coś zawaliłam, co niestety zdarza mi
się coraz częściej i odpowiedziałam więc szybko, bijąc się w pierś, że
przepraszam, że się poprawię, tylko co z tym pieńkiem? Bo nie łapię.
Pieniek szybko się wyjaśnił. Osoba pisząca ( tak! tak! to
teraz takie pożyteczne określenie pozwalające nie nazywać nawet płci) poczuła
się dotknięta jednym sformułowaniem dotyczącym seniorów, którego użyłam w
wywiadzie radiowym, emitowanym w dniu ponownego uruchomienia mojego bloga.
Przeprosiłam i wyjaśniłam pieniek.
Nadal jednak nie rozumiałam związku z wyborami i wyjazdami? I
dopiero po kilkunastokrotnym czytaniu, dotarła do mnie złośliwa intencja tej
wiadomości! Oto skończyły mi się życiowe przyjemności i na pewno mam ukryty
interes w tym powrocie do aktywności. Pewnikiem chcę zebrać głosy i dostać się
gdzieś.
Najpierw zrobiło mi się przykro.
Potem pomyślałam sobie, że to Polska właśnie – drażliwa, sfrustrowana, nieufna i podejrzliwa. A po chwili, że jednak ludzie są jacy są i wierzą tylko w to, co widzą. W związku z tym postanowiłam złożyć deklarację kompletnej niezależności.
Otóż nie startuję w wyborach i nie mam żadnego interesu w
pisaniu bloga - poza radością z pisania. Wyjazdy się nie skończyły, (właśnie
szykuję się do kolejnej wyprawy!) i tak długo, jak będę mogła, będę jeździć i o
tym pisać. Te dwie rzeczy lubię w życiu najbardziej. W dodatku nie piszę, by
się popisywać, tylko by się dzielić. Bo ja do życia potrzebuję innych ludzi i
opowiadania o nim.
O życiu moim i cudzym!
Na wszelki wypadek przy okazji odpowiem także algorytmom - mój
blog będzie prowadzony na moich warunkach, bo ja już nic nie muszę. Nie
zamierzam na nim zarabiać i prowadzić go pod dyktando algorytmów, sztucznej inteligencji lub speców
od marketingu. Blog to moje internetowe miejsce spotkań przy kawie lub lampce
wina. Co kto lubi! I będzie mi miło, kiedy będziecie tu zaglądać i wspólnie
pomyślimy o naszym życiu. To mało? Dla mnie wystarczy w zupełności. Słowa
powinnaś i musisz wyrzynam codziennie. Nic nie muszę, bo teraz już tylko
ewentualnie mogę wszystko!
A "Seniorałki" kiedyś wezmą udział w konkursie na najbardziej niszowy blog
świata.
Ale takiego konkursu ciągle nie ma!