opowieści przy stole
05:22
Przywołana Kruszyna wywołuje wspomnienia z dzieciństwa, tych kart z
historii dużej rodziny, które dotyczą nas wszystkich. A więc wspólnych
spotkań, wakacji, przodków. No i peerelowskiej rzeczywistości, w której
żyliśmy. Kuzynka, świeżo upieczona babcia, wspomina jeden z letnich wyjazdów
z naszą wspólną Babcią.
Czasy były trudne pieniędzy mało, więc Babcia - żona kolejarza
pojechała do Zakopanego pociągiem bo tak było taniej. Zresztą - czym miałaby
jechać z Poznania? Jej syn i córka wybrali się w tę podróż swoim motorem,
zabierając ze sobą swoją córkę, moją czteroletnią wówczas kuzynkę. Opowieść o
podróży jest zabawna, przypomina czasy z tego innego świata. I tylko nas
pamiętających nic nie dziwi. Młodsi słuchają ze zdziwieniem coraz bardziej
widocznym na twarzy.
Wspominamy trudy podróży,
warunki noclegu i inne odstające od dzisiejszych szczegóły. I nagle na koniec
tych zdziwień , westchnień i okrzyków „Jak można było?” Moja kuzynka przywołuje
podróż powrotną, w której jej mama zdecydowała, że będzie prościej i szybciej,
gdy córeczka wróci z Babcią pociągiem, zamiast motorem z rodzicami. I z
wyrzutem patrzy na swoją mamę: jak mogła do tego dopuścić? Babcia i
dziecko. Czteroletnie. Kto dziś pozwoliłby na podróż Babci i wnuczki pociągiem.
W dodatku Babcia miała jakąś kontuzję nogi i dziecko na przykład mogło iść samo
do ubikacji. Mogło zginąć . I jak taka Babcia ma dziecku pomóc?
Przerywam ciszę, która
zapadła po tym strasznym pytaniu nieśmiałym „o ile pamiętam Babcia wtedy była
mniej więcej w moim wieku” (czyli po pięćdziesiątce). To chyba nie było zadanie
ponad jej siły? Cisza robi się jeszcze większa.
A w głowie świta myśl: od
kiedy zaczyna się postrzegać człowieka, jako zniedołężniałego starca? Od
narodzenia wnuków?
I zaraz druga: na ile
zniedołężnienie jest konsekwencją zgody na nie.
Mojej nie ma. Więc
niech się trzyma z daleka. Idę popracować nad kondycją. J
0 komentarze