Niedziela przed południem. Szpitalny oddział SOR. Siedzę na
ławce. Właściwie to mam czas, żeby pomyśleć. Ale się nie da, bo ze strachu spięta
jestem, jak diabli. Myśli najpierw przelatywały przez głowę jedna przez
drugą, a teraz otępiałe strachem siedzą
gdzieś w zakamarkach i czekają na lepsze jutro. Jestem zdrowa jak rydz, ale gdzieś tam za
drzwiami mój mąż jest poddawany różnym medycznym zabiegom. Znowu zwoje mu się przegrzały
i komputer w głowie się wyłączył. Kiedy przegrzały...
Czytaj więcej »