O zazdrości i przewartościowaniu
09:56
A wczoraj nastąpiła poważna zmiana w moim patrzeniu na
świat. Ba! Nawet pewne przewartościowanie. Oto poszłam sobie z własnej
inicjatywy na koncert „Cygan w Polskim. Życie jest piosenką”. No i teraz mam za
swoje, czyli po raz pierwszy w życiu muszę uporać się z uczuciem zazdrości, z
poczuciem straconego czasu, który mogłam w życiu wykorzystać inaczej i żalu, że
talenty rozdawano w innej kolejce, niż ta w której ja stałam. A stałam na pewno
po długie nogi i figurę modelki, bo przecież nic innego nie byłoby w stanie
mnie odciągnąć od kolejki po talent poetycki. Na moje nieszczęście nie załapałam
się ani na jedno, ani na drugie. Stąd rozterka.
Na szczęście rozterka nie jest tak silna, by odebrać mi
radość z uczestnictwa w tym wydarzeniu. Piosenki Jacka Cygana znają Polacy na
pamięć, czego wczoraj w poznańskiej Operze dawali wielokrotnie dowód. I ja je
znam, choć jak się okazuje nie wszystkie. Ale wczoraj słuchałam ich inaczej, bo
z komentarzem twórcy. Cały koncert zbudowany jest na opowieści tego poety,
który sam o sobie mówi tekściarz, trochę moim zdaniem dewaluując swój talent. Tekściarzem
wg mnie jest autor tekstu „sialala, sialala mydełko fa”, który połączył sylaby
z dźwiękiem na tyle udatnie, że Polska mu to zaśpiewała. Ale żadnego w tym przeżycia
nie ma, jeno swojskie umpa, umpa. A Cygan jest poetą i to przez duże P i każdy
jego tekst mówi o mnie, o tobie, o nas. Jacek Cygan opowiadał anegdoty, on i artyści
śpiewali, muzycy grali, publiczność reagowała znakomicie. Wieczór sympatyczny i
bardzo kulturalny.
Wyszłam z kilkoma myślami. Po pierwsze Cygan potwierdził
moje przekonanie, że życie zaczyna się po sześćdziesiątce, pod warunkiem, że
przedtem się uczciwie na ten dobry okres zapracowało. Sam mówi, że jeszcze nigdy
nie pracował tak ciężko, jak teraz. Widać,
że lubi to, co robi. Na scenie bawi całą widownię (którą najpierw ściągnął do
teatru!) opowieściami, śpiewa swoje piosenki, żartuje sam z siebie i tego co
wokół. Można? Można.
Po drugie - po raz kolejny utwierdził mnie w przekonaniu, że
słowo jest jednak najważniejsze. W scenografii wykorzystano rzutnik i teksty ręcznie
zapisane przez poetę, pojawiały się na wielkim ekranie. Wzruszały mnie te
zapiski – dowód bardzo intymnego aktu tworzenia. Zachwycała wrażliwość i
zdolność łapania i zatrzymywania w tekstach ulotnych wrażeń. Chciałabym tak
umieć. Niestety, nie ta kolejka.
Po trzecie zweryfikowałam swoje myślenie o poetach. Cygan wyjaśniał
różnicę między poetą, a autorem tekstów piosenek. Według jego wyjaśnień poeta
pisząc swoje wiersze musi zadbać o siebie, autor tekstów o wykonawcę. I jak tak sobie pomyślałam
o różnych moich doświadczeniach ze współpracy z ludźmi, to chyba jednak ten
drugi ma znacznie trudniejszą rolę. W tym kontekście może konieczny byłby
kolejny przewrót w narodowej edukacji polonistycznej, bo w końcu Słowacki miał „słuchaczów
głuchych”, a u Cygana wszyscy śpiewają. No to chyba wniosek nasuwa się sam i aż
się boję powiedzieć, co myślę, bo wyjdzie na to, że świętości szargam. A teraz szargać
nie należy. Oj nie!
I na koniec – coraz bardziej cenię sobie inteligencję i
kulturę tych, którzy biorą się za rozbawianie innych. Swój wieczór Jacek Cygan
rozpoczął od przywołania anegdoty o Gustawie Holoubku. Do tego znakomitego
aktora miała podejść dziennikarka i z ogromną atencją dla Mistrza zadała
pytanie:
0 komentarze