
Wróciłam cała i zdrowa i momentalnie rozpoczął się okres
płatności za wyjazd, czyli uciekające terminy, telefony, zobowiązania,
wynikające z tego tytułu nerwy, nad tym wszystkim królujący deszcz,
przeciekający dach, chmury niżej komina, pies w depresji i nieustannie
kołaczące się po głowie pytanie „po jaką cholerę jechałaś?”. Było siedzieć w
domu, pilnować kalendarza i mieć święty spokój. Ja nie...