Naj… in Dubaj
12:36
Wróciłam cała i zdrowa i momentalnie rozpoczął się okres
płatności za wyjazd, czyli uciekające terminy, telefony, zobowiązania,
wynikające z tego tytułu nerwy, nad tym wszystkim królujący deszcz,
przeciekający dach, chmury niżej komina, pies w depresji i nieustannie
kołaczące się po głowie pytanie „po jaką cholerę jechałaś?”. Było siedzieć w
domu, pilnować kalendarza i mieć święty spokój. Ja nie wiem, czy wszyscy tak
mają, ale dla mnie powroty są trudniejsze, niż sam wyjazd, trudy podróży czy
nawet lot samolotem oraz podróż PKP TLK
Intercity z Warszawy. Więc teraz boleśnie przechodzę aklimatyzację i
odzyskiwanie pionu.
W głowie mam obrazki z Emiratów. Jest ich wiele i bardzo
różnorodne, bo program wycieczki był bardzo napakowany, a my karnie stawialiśmy
się na każdą zbiórkę. Karność jest tu bardzo istotnym elementem, bo wszystko
to, co nam zaproponowano w programie i co u normalnych ludzi budzi zachwyt,
mnie zwalało z nóg, ale z zupełnie innego powodu. Gdyby nie karność i
samodyscyplina pewnie do wielu miejsc bym nie dotarła, bo nie widziałabym
takiej potrzeby. I wiedziałabym o świecie wiele mniej, bo człowiek zadufany w
tym swoim rozumku myśli, że już wie wszystko. A tu figa!
W Dubaju wszystko jest naj. Najwyższe największe,
najbardziej niemożliwe. O tym piszą wszędzie, załączają zdjęcia, filmy i nie trzeba tam jechać, żeby wiedzieć. Ale
żeby zrozumieć to, co według mnie jest naprawdę naj, musiałam jednak tam pojechać
i zobaczyć to na własne oczy. Najlepiej, żeby jechać tam z Polski, bo wtedy
kontrast jest niewyobrażalnie wielki i naprawdę ślepy, by zauważył. Dla mnie Emiraty
to najlepszy przykład, jakie efekty daje współpraca. 46 lat, bo tyle upłynie 2
grudnia od decyzji o powstaniu Zjednoczonych Emiratów Arabskich, podjętej przez
siedmiu szejków, to czas, kiedy wszyscy konsekwentnie współpracują i rozwijają kraj zgodnie z wizją
przyjętą wtedy w 1971, a poszczególne emiraty zgodnie z wizją lokalnego szejka
i jego rodziny. Z poszanowaniem własnych przekonań.
Czyli, z jednej strony jest bardzo zachodnie Abu Dhabi i Dubaj
obok bardzo konserwatywnych i w konsekwencji ubogich emiratów. Ale federacja
przetrwała i rozkwita, a naturalne następstwo kolejnych przywódców nie powoduje
zmiany kiedyś przyjętych kierunków gospodarczych i politycznych. I gdy patrzałam
z najwyższego budynku świata na wybudowane na pustyni w ciągu 46 lat
najbardziej nowoczesne miasto,
to choć inni zachwycali się olśniewającymi
widokami, ja stałam oczarowana cudem współpracy i kontynuacji przyjętej kiedyś
idei. 46 lat konsekwentnie w jednym kierunku. Rany boskie – nie do wyobrażenia
w tym naszym pogruchotanym polskim grajdołku, zawsze na wstecznym i z wielkim
hamulcowym przy władzy. Po ostatnich dwóch latach, które pokazały mistrzostwo
rządzących w niszczeniu wszystkiego i wszystkich myślących inaczej, mam
szczególnie wielki szacunek dla Emiratczyków. I to jest moje absolutne NAJ.
1 komentarze
A co to za kolorowy dach, to są jakieś parasolki? :)
OdpowiedzUsuń