Wpadka
05:18
A właściwie ciąg wpadek. Jedna za drugą. I wszystkie w ciągu
kilkunastominutowej rozmowy, po której zostałam z wieloma wątpliwościami i
poważnym lękiem o przyszłość.
Wchodzę do gabinetu poważnego biznesmena. Mamy podpisać
umowę. Wizyta nie powinna przekroczyć kilkunastu minut, bo wszystko już uzgodnione.
Idę na luzie, bo czytać i podpisać się umiem. Pan, z którym jestem umówiona,
jest w moim wieku. Po wejściu do gabinetu widzę go siedzącego przy stole, a za służbowym
biurkiem, wpatrzony w ekran komputera siedzi chłopiec ok. 10 lat. Pan wstaje,
by się przywitać, chłopiec nie reaguje w żaden sposób.
Siadam na wskazanym krześle i jak kompletna kretynka, chcąc nawiązać
sympatyczną konwersację wzmacniającą biznesowe więzi, pytam grzecznie, by wypełnić
trudną ciszę oczekiwania na kawę i wydruk umowy:
- Wnuka pan wygrał na wakacyjny dyżur?
- To mój syn, nie wnuk! – odpowiada Pan na pewno nie
pierwszy raz.
No to mi się udało – myślę sobie. Ale brnę dalej, bo wymazać
się już nie da, a mój mózg podsuwa tylko tematy rodzinne. Jakby nie było
miasta, pogody motoryzacji i tysiąca innych tematów sto razy bardziej
bezpiecznych do rozmowy w takim gronie. Patrzę na ślicznego chłopca, który wcale
nie zareagował na moje wejście, jakby go tu nie było. Ale jest. Siedzi
nieruchomo wpatrzony w ekran komputera.
- Synku – przywitaj się z panią! słyszę. Teraz już przyglądamy
się chłopcu oboje. Chłopiec nie reaguje. Po trzeciej prośbie ojca odwraca głowę
w jego kierunku i uśmiecha się ….. do niego. Na mnie nie patrzy. Wydaje taki dźwięk
podobny do „hę”, jakby chciał zapytać „ale
o co chodzi”?
Kiedy już oboje wiemy, że chłopiec nie powie żadnego dzień
dobry, ani nawet nie kiwnie głową, staramy się pokryć swoje zmieszanie. Ja uprzejmym
kiwaniem głową, pan opowieścią, jaki zdolny jest synek.
No więc jest zdolny
niesłychanie. Zna kilka języków, jest mistrzem województwa w swojej kategorii
wiekowej w szachy, uprawia sporty i w ogóle. Synek siedzi nieruchomo skupiony
na tym, co widzi na ekranie, nieobecny duchem. Pan pokazuje zdjęcia chłopca wiszące
na ścianach. Tu jest na nartach, tam na basenie. Zawsze w towarzystwie
dorosłych – mama, ciocia, tato. Potem krótka opowieść o prywatnej szkole, w
której niczego nie uczą i tylko biorą kasę, a na zajęcia dodatkowe trzeba wozić
i tak. W międzyczasie poprawiamy błędy w umowie. Wizyta się przedłuża. Chłopiec
nie zmienia nawet pozycji.
Z Panem jesteśmy oboje w tym wieku, że bezpieczniejsze od
rodzinnych, są na pewno tematy dbałości o kondycję. Więc mówię, patrząc na
zdjęcie ojca z synem na nartach:
- Ale widać, że dzięki takiemu utalentowanemu synowi, Pan także
w dobrej kondycji.
- Już nie! Po kontuzji kolana na nartach już nie jeżdżę.
- Upadek? – pytam ze współczuciem wewnętrznie przekonana, że
dziś powinnam zagrać w totka. Co strzał,
to trafienie.
- Nie! Gruszki! Synuś chciał gruszki z drzewa z sąsiedniej
działki. Więc przelazłem przez płot, nazbierałem, a potem skoczyłem wprost do rowu
pod własnym płotem. Dwa lata leczenia, cztery operacje i już po nartach. Teraz
tylko go wożę.
Na końcu języka mam pytanie „Po coś baranie tam lazł? Nie prościej,
żeby sam zainteresowany pokonał chociaż raz w życiu jakiś płot”.
Ale jestem
dobrze wychowana i udało mi się ugryźć w język. Synuś siedzi niewzruszony, Pan
ma na twarzy żal nieopisany po utracie wszystkiego fajnego. Czekamy na czwartą
poprawkę.
Patrzę, na tę mumię siedząca nieruchomo z ufryzowanym przez stylistę
łebkiem, wygolonym tu i ówdzie zgodnie z obowiązującym standardem, odzianą w
najbardziej markowe ciuszki i robi mi się żal tego chłopaczka.
I wyłazi ze mnie belfer, bom belfrem podszyta.
-A nie lepiej by było, żeby syn gdzieś pojechał na wakacje,
zamiast z Panem tu siedzieć? – myślę najlepiej na kolonie z chłopakami albo z
dziewczynami w swoim wieku.
- No jedziemy. Już niedługo do Afryki polować na słonie.
Prawda synku?
A potem nagle po raz nie wiem który pojawia się myśl, że ten chłopczyk i tysiące jemu podobnych, będą organizowali świat, w którym ja i moje pokolenie z racji wieku, będziemy potrzebowali pomocy.
Będziemy na nich skazani.
Będą lekarzami, urzędnikami, kierowcami.
0 komentarze