O życiu w luksusie
13:47
Zapytałam dzisiaj moją siostrę, czy umiłowanie świętego
spokoju jest oznaką zbliżającej się starości. Siostra się zna, bo chociaż jest
ode mnie młodsza, to i tak starsza. Któraś z nas jest na pewno adoptowana – tak
jesteśmy inne. Ale nie drążę tego tematu, bo i tak nikt się nie przyzna. Ja
nawet koło setki nie będę tak dojrzała i mądra, jak ona jest od bardzo dawna.
Poza tym się zna, bo pracuje w najtrudniejszym miejscu na świecie – czyli w
publicznej poradni zdrowia psychicznego, gdzie codziennie od kilkudziesięciu lat ma okazje
dotknąć do żywego tego, co w człowieku ciągle niezbadane – czyli jego duchowej,
niematerialnej istoty. A ta potrafi nawywijać. Obcuje także ze starzejącymi się
osobnikami, obczytuje w literaturze, więc jest dla mnie autorytetem. Dlatego
zadałam to pytanie, nie przypuszczając, że odpowiedź mnie aż tak ucieszy. Otóż miłość do świętego spokoju wcale nie jest
objawem starzenia się, tylko przejawem dążenia do luksusu. Psychicznego dodała szybko,
bym się Boże broń nie pogubiła.
Myśl ta podniosła mnie na duchu i umocniła w przekonaniu, że
zdwoję wysiłki, by mieć ten luksus. W tym celu podejmuję kolejne decyzję, które
w istotny sposób powinny wpłynąć na moje życie. Kategorycznie odmawiam wszelkim
próbom wkręcenia mnie w cudze projekty. Zdecydowanie dążę także do uproszczenia
własnych (tych podjętych wcześniej) i weryfikacji zaplanowanych. Wielki kłopot
sprawia mi mój niespokojny małżonek, który wcale nie chce tego luksusu, którego
ja szukam. Wprost przeciwnie – to typ wojownika, który wiecznie lata z maczetą,
tupie po placach, angażuje się bez umiaru we wszystko i w każdej życiowej
sytuacji narobi zamieszania. Mam nawet wrażenie, że jak tylko ocieram się o mój
luksus, to on się robi bardzo niespokojny i z całych sił kombinuje, gdzieby tu życie
sobie skomplikować. Mnie oczywiście przy okazji też. No i tak się ścieramy.
Warunkiem życia w psychicznym luksusie jest także nieustanny
rozwój i robienie rzeczy, które lubimy robić. Proszę zwrócić uwagę – wcale nie
musimy tego umieć, czyli mieć w tym kierunku jakieś wykształcenie. Chociaż, jak
się umie, to generalnie jest łatwiej! To bardzo ważne spostrzeżenie i trzyma
mnie przy życiu. Piszę już o tym kolejny raz, ale w rozmowach z wieloma osobami
odkrywałam prawdę, że bardzo wiele z nich nie wie, co lubi robić. Kiedyś wiedzieli, ale
to gdzieś pouciekało. No to jak mają mieć radość ? Poza tym jeszcze jedna ważna
uwaga – robić, to nie znaczy leżeć na leżaku i nic nie robić. Niestety, jak się
wprowadzi to ograniczenie to liczba niewiedzących, co właściwie lubią robić
znacząco rośnie.
Listę tego, co lubię robić mam naprawdę długą – chyba wyrównuję
średnią statystyczną. No i oczywiście na pierwszym miejscu jest pisanie. Ale zaraz
za tym czytanie, robienie na drutach, jazda na rowerze, organizowanie ludziom życia
kulturalnego i towarzyskiego, rozmawianie z ludźmi, ćwiczenia w wodzie itd., itp.
I wszytko zaraz na drugim miejscu po pisaniu. Pisze o tym, bo dzisiaj przez
cały dzień boksowałam się z myślami, na
który kurs „pisarski” mam się zapisać. Ten z podstaw pisania, czy iść na
storyteliing (cokolwiek to znaczy)? - podobno świetny dla nauczycieli. Myślę o
tym już dwa miesiące, jak ten osioł, któremu w żłoby dano. Nikt nie chce mi doradzić, bo ktoś taki, kto żyje
w psychicznym luksusie i rano nie musi do roboty, jest w pewien sposób
traktowany w naszym kraju jako mniej poważny, a jego
potrzeby jak fanaberie. Widzę to w
oczach moich przyjaciół i niestety... sama mam to
także w głowie. A dzisiaj przeczytałam niezwykle krzepiące zdanie, że pisanie jest
bardzo pożyteczne niezależnie od wieku. I KAŻDY może się nauczyć pisać dobre
teksty.
No, tu mam pewne wątpliwości, ale … może ja po prostu za
mało wiem?
Tymczasem wszystko wskazuje na to, że pójdę na oba.
A co! Jak luksus , to na całego!
0 komentarze