Sąsiedzkie rozmowy
09:49Mieszkam w Antoninku - miejscu najpiękniejszym na świecie.
Przynajmniej tak sobie o nim myślę. Jest tutaj wszystko to, czego potrzebuję do
życia. Las, woda, piękne tereny spacerowe, łatwy i szybki dojazd, dostęp do
komunikacji publicznej, blisko do centrum miasta. Żyć, nie umierać! Trafiłam tu
przez przypadek prawie 20 lat temu i kiedy potem różne zawirowania życiowe spowodowały,
że musiałam się przeprowadzić, to obudziły się we mnie wszystkie duchy przodków
- bojowników o prawo do swego miejsca na Ziemi. Drzymała był mi idolem, a moja
determinacja rosła z każdym kolejnym oglądanym domem, zlokalizowanym w innym
miejscu, niż Antoninek w Poznaniu. Czepiłam
się tego miejsca pazurami. Tak długo szukałam, tak kombinowałam, by nie zmienić
lokalizacji, że w końcu się udało. I każdego dnia myślę sobie, że należę do
grupy wybrańców, bo mieszkam w takim wyjątkowym miejscu.
Tego dnia jechałam do miasta po jakieś zakupy. Ważne: jeżdżę
wszędzie komunikacją miejską lub rowerem. Do wyboru mam autobus, tramwaj i
pociąg (ten do centrum dojeżdża najszybciej!). Wybrałam autobus, bo tak było
najwygodniej. Poszłam na przystanek osiedlową uliczką. Piękna pogoda, majowy
poranek. Po drodze kwitnące ogrody, śpiew ptaków, znajome Burki i Brysie, bezimienne
kociska-chuligany przebiegające po bruku i chowające się pod zaparkowanymi
gdzieniegdzie eleganckimi samochodami. Wszystko zadbane, ładne i znajome. A
przystanek z ławeczką zalany słońcem i zielenią. Czego chcieć więcej? Usiadłam
sobie taka rozanielona i smakowałam wydzielające się endorfiny
I wtedy przyszedł ON!
Pewnie trochę starszy ode mnie, ale raczej niewiele. Wysoki, dobrze ubrany, szczupły, szpakowaty – generalnie robiący dobre wrażenie starszy Pan. Powiedzieliśmy sobie dzień dobry, obdarowaliśmy uśmiechem i Pan usiadł koło mnie.
- No jak co! autobus jeden, dojechać nie ma jak – żyć się nie da! odpowiedział mój nowy znajomy.
- A pan potrzebuje więcej autobusów? Dwoma Pan będzie jechał? – zapytałam podtrzymując konwencję kompletnej kretynki.
Wtedy podjechał autobus i wsiedliśmy. Miejsc siedzących było pełno i mogłam usiąść gdziekolwiek. Ale jak człowiek ma umierać i nikogo nie zna, no to co mi szkodzi pogadać i bezinteresownie pomóc. Cierpiącemu. Usiadłam koło nowego znajomego. Wyraźnie się ucieszył.
Najczęściej sami ze sobą!
0 komentarze