Przygoda z szejkiem

07:58

Tak nazywa się wycieczka, którą wykupili znajomi znajomych. A potem pani upadła i połamała poważnie rękę i bark. I pilnie poszukiwano kogoś, kto miałby czas i ochotę pojechać w zastępstwie. No i w ten niespodziewany sposób jestem tu, gdzie jestem. Ochotę miałam umiarkowaną, ale tę dzielę z mężem, który ma zawsze wielką. Średnio wychodzi wystarczająca. W życiu nie wymyśliłabym wycieczki do Emiratów i pewnie w życiu bym się na nią nie zdecydowała, bo nic mnie do Emiratów nie ciągnęło. Ani petro dolary, ani boom budowlany, ani wszystko naj. Ja zdecydowanie wolę zagubioną grecką wioskę, albo mały hotelik oddalony od miasteczka nad Morzem Śródziemnym. Ale głupio nie jechać, jak człowiek ma szanse zobaczyć kawałek świata i przeżyć przygodę. Z szejkiem zresztą!
Szejk od przygody na razie mi się jeszcze nie objawił bezpośrednio, ale daje różne znaki swojej obecności. Głównie znaki finansowe. Przy kwocie 140 dolarów za prawo do zwiedzenia najsłynniejszego hotelu świata Burj Al Arab i wypicia tam drinka poczułam wyraźnie, że szejk jest w pobliżu. Jak nie ciałem, to duchem. Hotel jest znany ze swojego kształtu (przypomina żagiel), faktu że występował w filmie z Bondem oraz tego, że jedna noc w tym hotelu może kosztować nawet kilkanaście tysięcy dolarów. Acha! i jeszcze stoi na sztucznej, usypanej wyspie. No to dla niejednego wizyta tam może być przygodą życia. Jedna z pań, wybierająca się na zwiedzanie zapytała mnie, czy także idziemy? Odpowiedziałam, że ja taka bardziej niepijąca jestem, a już za 140 dolarów od osoby, to umarłabym na kaca przed wypiciem drinka. Pani przyjrzała mi się ze zdziwieniem i mówi:
- no ale być w Rzymie i papieża nie zobaczyć?
- wie pani! Okazuje się, że ja w takim razie chyba także niewierząca jestem!
W podobny sposób nie skorzystałam z oferty całodniowego zwiedzania miasteczka Ferrari i przejażdżki kolejką z szybkością 240 km na godzinę za kolejne 100 dolarów. Jeden Pan z naszej grupy skorzystał. Włosy stoją mu na sztorc już drugi dzień i nic nie wskazuje, by miały opaść. Znowu duch szejka i niezapomniane przeżycie.
Moje niezapomniane przeżycie to zwiedzanie Meczetu Szejka Zayeda w Abu Dabi. Meczetów zwiedzałam już bardzo wiele i w każdym przeżywałam różne momenty związane z traktowaniem kobiet. Zawsze były kłopoty z ubiorem, butami, podziałem na płeć. Dlatego opowieści naszego pilota o wyjątkowo restrykcyjnych wymogach stosowanych wobec odwiedzających, potraktowałam raczej jako budowanie klimatu napięcia, niż poważne sugestie dotyczące ubioru. Mówił - kobieta musi być ubrana od stóp do głów. I żadne białe kolory, bo te prześwitują i może przyciągać pożądliwe spojrzenia mężczyzn. Nie wiem jak bardzo pożądliwie patrzą Arabowie, ale mam wrażenie, że te spojrzenia chyba raczej nie w kierunku moim i moich koleżanek z piaskownicy. Pożądliwość w męskim oku ostatnio dostrzegam rzadko i jeśli już, to raczej w porze karmienia, pod warunkiem, że  zapomniał zjeść śniadania, a właśnie wybiła dwudziesta. W innych sytuacjach jakoś nie widzę. W dodatku z odzieży z długim rękawem miałam jedynie puchową kurtkę, co w temperaturze 36 stopni wydawało mi się poświęceniem ponad miarę. No i w tej sytuacji postanowiłam, że zabiorę chustę i pod nią się schowam, ze swoim niemoralnym, pożądliwość przyciągającym krótkim rękawem.
Pilot zareagował natychmiast: Mowy nie ma! Długi rękaw musi być! Mężczyźni mogą w krótkim, ale kobieta musi mieć długi. Basta!
W tej sytuacji mąż zdjął z siebie koszulę z długim, sam włożył co innego i dzięki temu przeszłam przez dwie kontrole długości i przejrzystości w stroju, w którym , co widać na zdjęciu, nie wzbudziłabym niczyjej pożądliwości. Nawet jakbym się bardzo starała. Wszystkie panie z mojej grupy wyglądały równie interesująco, tym bardziej, że niektóre na kontroli cofnięto. Właścicielki długich białych rękawów mogły wybrać – albo rezygnują ze zwiedzania, bo białe prześwituje, albo kupują czarną szatę, bo wypożyczalni nie ma. Kupiły. Wyglądały upiornie, ale chyba o to chodziło. Mamy wspólne zdjęcie, ale nie mogę go opublikować, bo mogłyby, mnie pozwać do sądu. Wrzucam tylko swoje informując, że na głowie mam eleganckie pareo z Tajlandi, na sobie koszulę męża z koniecznie  za długimi rękawami (nie wolno podwijać!), na nogach kupione na plaży letnie portki (jedyne właściwe, bo te nie mogą być obcisłe). 
W życiu swoim nie czułam się tak upokorzona i tak nieubrana.
Ale meczet piękny i wart poświęcenia.
Poza tym oglądam Dubaj - miasto zbudowane na pustyni w ciągu czterdziestu lat, niezwykłe budynki, potwornie smutne futurystyczne pejzaże z najnowocześniejszą technologią i bez ludzi na ulicach. Zwiedzam wielkie centra handlowe i umiejscowione w nich atrakcje typu stok narciarski, lodowisko, szkielet dinozaura lub tańczące fontanny. I widzę w nich tłumy ludzi podłączonych do smartfonów.
Każdego dnia, po powrocie z kolejnej wycieczki, myślę sobie, że cieszę się bardzo, iż to wszystko  zostanie w Emiratach.
Oby jak najdłużej.

Bo pustynię można zabudować, ale trudno ją naprawdę ożywić.

0 komentarze