#pomojemu

Deklaracja

08:32

 

Jeszcze nie ochłonęłam po wrzuceniu do sieci informacji, że wracam do pisania, a już na moim facebookowym profilu pojawiły się reklamy związane z pisaniem bloga. Szybsze niż przeciąg. Algorytmy zareagowały pierwsze i natychmiast podrzuciły mi super okazję, która na pewno pomoże mi w pisaniu. Mogłam pobrać darmowego ebooka z zestawem kilkunastu prostych rad, do zastosowania natychmiast, by mój blog stał się rozchwytywanym źródłem informacji lub by był opiniotwórczy i czytany oraz cytowany przez wszystkich wokół. 

Wzruszyłam się. Naprawdę! 

Tyle troski o mój sukces.

Pobrałam, bo darmowy. Człowiek, a szczególnie ten w pewnym wieku, wie, że jak dają to trzeba brać. Nawet, jak do niczego się nie przyda. No to wzięłam i przeczytałam. Autor lub autorzy (nie znalazłam informacji, kto to napisał) skupiali się głównie na tym, co zrobić, by dotrzeć do jak największej grupy odbiorców, kiedy wrzucać posty, z jaką częstotliwością i dlaczego to ma być codziennie, najlepiej przed 9 rano. Argumentowali, że dotarcie do jak największej grupy jest bardzo ważne, bo to umożliwia dobre zarobki z reklam. O tym jak zarabiać na reklamach na blogu też mogłabym przeczytać w ebooku, ale ten kosztował już  35 zł (w promocji oczywiście , bo normalnie 79 zł) , a to znaczy, że nie był darmowy i moje zainteresowanie nim natychmiast spadło do zera.

Ile można czytać?

Bardzo mi ten darmowy pomógł, bo już wiem, czego na pewno nie zrobię. O tym za chwilę.

Zaraz po algorytmach odezwali się moi przyjaciele i znajomi i popłynęły w moją stronę głaski. Że fajnie, że się cieszą, że będą czytali i że nareszcie, bo długo czekali. No i kto by się z takich głasków nie cieszył? Nie mam wnuków i nikt mi nie powie – „Babciu jesteś cudowna i najlepsza w świecie”! Mąż już się nagłaskał (przynajmniej tak uważa!) i ani mu to w głowie. Ludzkość też nieskora, bo ma swoje problemy i gonitwy. A bez dobrego słowa żyć trudno. Skoro więc płynęły głaski w moją stronę wartkim strumieniem, to pławiłam się ile wlazło, aż w głowie pojawiła się myśl „Jestem komuś potrzebna”. Świat stał się lepszy a czujność wzięła wolne.

Rano zauważyłam migającą ikonkę nowej wiadomości. Otworzyłam i przeczytałam tekst, że oj! oj! I że z nadawcą mam na  pieńku. I jeszcze, że  ta moja nagła aktywność to pewnie dlatego że, wyjazdy mi się skończyły i zbliżają się wybory.

Kiedy czujność ma wolne, człowiek nie umie czytać. Poskłada litery, ale nic z tego nie wynika. Rano bez kawy i okularów, to nawet słów nie połączy, a co dopiero odczytać sens i intencje. Wiadomość przysłała osoba, której chyba nie znam osobiście, tylko słyszałam o jej aktywności i mam w znajomych. Piszę chyba, bo ludzi w moim życiu poznałam wielu i naprawdę nie pamiętam! Poza tym wszyscy się postarzeli i każdy jest nowy!

Najpierw myślałam, że coś zawaliłam, co niestety zdarza mi się coraz częściej i odpowiedziałam więc szybko, bijąc się w pierś, że przepraszam, że się poprawię, tylko co z tym pieńkiem? Bo nie łapię.

Pieniek szybko się wyjaśnił. Osoba pisząca ( tak! tak! to teraz takie pożyteczne określenie pozwalające nie nazywać nawet płci) poczuła się dotknięta jednym sformułowaniem dotyczącym seniorów, którego użyłam w wywiadzie radiowym, emitowanym w dniu ponownego uruchomienia mojego bloga. Przeprosiłam i wyjaśniłam pieniek.

Nadal jednak nie rozumiałam związku z wyborami i wyjazdami? I dopiero po kilkunastokrotnym czytaniu, dotarła do mnie złośliwa intencja tej wiadomości! Oto skończyły mi się życiowe przyjemności i na pewno mam ukryty interes w tym powrocie do aktywności. Pewnikiem chcę zebrać głosy i dostać się gdzieś.

Najpierw zrobiło mi się przykro.

Potem pomyślałam sobie, że to Polska właśnie – drażliwa, sfrustrowana, nieufna i podejrzliwa. A po chwili, że jednak ludzie są jacy są i wierzą tylko w to, co widzą. W związku z tym postanowiłam złożyć deklarację kompletnej niezależności.


Otóż nie startuję w wyborach i nie mam żadnego interesu w pisaniu bloga - poza radością z pisania. Wyjazdy się nie skończyły, (właśnie szykuję się do kolejnej wyprawy!) i tak długo, jak będę mogła, będę jeździć i o tym pisać. Te dwie rzeczy lubię w życiu najbardziej. W dodatku nie piszę, by się popisywać, tylko by się dzielić. Bo ja do życia potrzebuję innych ludzi i opowiadania o nim.
O życiu moim i cudzym!

Na wszelki wypadek przy okazji odpowiem także algorytmom - mój blog będzie prowadzony na moich warunkach, bo ja już nic nie muszę. Nie zamierzam na nim zarabiać i prowadzić go pod dyktando  algorytmów, sztucznej inteligencji lub speców od marketingu. Blog to moje internetowe miejsce spotkań przy kawie lub lampce wina. Co kto lubi! I będzie mi miło, kiedy będziecie tu zaglądać i wspólnie pomyślimy o naszym życiu. To mało? Dla mnie wystarczy w zupełności. Słowa powinnaś i musisz wyrzynam codziennie. Nic nie muszę, bo teraz już tylko ewentualnie mogę wszystko!

A "Seniorałki" kiedyś wezmą  udział w konkursie na najbardziej niszowy blog świata.

Ale takiego konkursu ciągle nie ma!

Czytaj więcej »
#powrotysazawszepiekne

Wróciłam

03:39
Na pewno mieliście kiedyś tak samo! 
Zabierasz się za porządki, rozkopujesz kolejne kopczyki reliktów przeszłości, zaglądasz we własną historię i odkrywasz nagle jakieś wykopalisko sprzed kilkudziesięciu lub kilkunastu lat. To może być ukochana książka, list od kogoś ważnego lub ulubiony niegdyś element garderoby – niezbędny wtedy, dziś zapomniany i niepotrzebny. Właściwie do wyrzucenia. No bo po co toto trzymać? Na co mi to! Tylko miejsce zabiera. I już prawie, już jest w koszu… 
Ale nie! Jeszcze nie dziś! Tak tylko schowam! Jeść nie woła, to niech sobie poleży, pobędzie. To przecież kawałek mojego życia. 
I wszystko jedno, czy chodzi tu o za ciasną sukienkę, czy list od ukochanej osoby, z którą ostatnio rozmawiałam 50 lat temu. W kieckę się nie wbiję, tamten chłopak dawno przepadł bez wieści (w dodatku jestem pewna, że lepiej dla mnie, by pozostał w tym niebycie). A jednak list przełożę, stary ciuszek wetknę w karton i przesunę na tyły górnej półki. Niech potomni wyrzucają. Ćwiczę to od lat i obserwuję u bliskich! 
Trudno się rozstać z samą sobą. 
Z każdym kolejnym rokiem trudniej. 

Wstęp może przydługi, ale był mi potrzebny do wyjaśnienia mojego powrotu do pisania „Seniorałek”. Jak się mają kopczyki do pisania bloga? 
Otóż dzięki rozwojowi technologii pamiątki z przeszłości, porzucone miłości mamy nie tylko w szafach, skrytkach, piwnicach i strychach, ale także w Internecie! Przynajmniej ja mam, bom kobieta aktywna i wszystkiego mam więcej. 
Pisanie „Seniorałek” zawiesiłam kilka lat temu. Wisiały sobie i wisiały! Ja miałam milion spraw na głowie, żyłam na tyle intensywnie, że w tej intensywności kompletnie o nich zapomniałam. Zgubiłam hasło dostępu, zapomniałam mail, na którym stworzyłam tego bloga. Kompletnie przestałam o nich myśleć! 
I nagle przypadkiem znalazłam stary notes, a w nim tamten adres. 
Potem moja przyjaciółka zapytała mnie dlaczego nic nie piszę. Coś tam bełkotałam o nadmiarze obowiązków, ale tak naprawdę sama sobie nie umiałam odpowiedzieć. A w ostatni poniedziałek ( o którym napiszę więcej za kilka dni) podczas nakręcania teledysku, spotkałam kilkoro starszych ludzi, którzy pielęgnują swoje pasje i mieli w sobie taką energię, którą rzadko można spotkać u ludzi po sześćdziesiątce. 
Co robią? Tańczą, śpiewają, występują, malują, fotografują – żyją! Kiedy pokazywali zdjęcia ze swoich aktywności, mieli błysk w oku! Ten właśnie, świadczący o zaangażowaniu i radości. 
I wtedy poczułam ukłucie zazdrości, a zaraz potem myśl naszła – a dlaczegóżby nie wrócić do pisania, skoro dawało mi to tyle radości? A chwile radości są przecież bezcenne. 
Więc odkopałam hasła, maile, strony i teraz piszę te słowa, z nadzieją, że mój powrót i moje pisanki kogoś ucieszą, komuś pomogą, kogoś zainspirują. Przy okazji odkryłam, że „Seniorałki” zaczęłam pisać prawie 10 lat temu! Nie do uwierzenia! Odwiedzane były także wtedy, kiedy milczałam jak zaklęta. Odkopany kopczyk okazał się bardzo interesujący. Więc wracam do pisania i serdecznie pozdrawiam wszystkich, którzy tutaj będą zaglądać. 

 
A na zdjęciu Ola Gracjasz z Centrum Inicjatyw Senioralnych w Poznaniu i ja w Radio Emaus. Dziś, prawie o świcie nagrywałyśmy materiał do audycji „Dojrzali na fali”. Tematem głównym była jesienna edycja „Srebrnego Fyrtla” – czyli projektu, który ma wspierać aktywność poznańskich seniorów. O tym też napiszę wkrótce. Audycja jest nadawana w czwartek o 20.00 i powtarzana w sobotę o 14.10. warto wiedzieć, bo tam zawsze wiele ciekawych i aktualnych informacji dla seniorów. 

Tymczasem harmonogram jesiennej edycji „Srebrnego Fyrtla” znajdziecie tutaj https://centrumis.pl/srebrny-fyrtel/harmonogram-wydarzen-pazdziernikowych/ 

Na koniec i na nowy początek moje ulubione powiedzenie: no to do roboty! 😊
Czytaj więcej »

Time to say...

10:47

Do tej decyzji dojrzewałam długo. Rozważałam za i przeciw, by znaleźć racjonalne uzasadnienie dla swojego postanowienia. Męczę się, kiedy zbyt długo nie podejmuję decyzji. Kiedy podejmę, wcale nie jestem przekona, czy robię dobrze. Ale moja intuicja podpowiada mi, że jestem w momencie odpowiednim, by zawiesić swoją blogerską działalność. Nikt mnie nie obraził, nie dotknął, nie było hejtu, ani przykrych przeżyć . Wprost przeciwnie. Rośnie grupa osób, które polubiły moje seniorałki.

Na razie pisanie na blogu zawieszam na jakiś czas.
Mam kilka innych planów, które chcę zrealizować. Także pisarskich.

Pisanie na blogu zaczęłam tym postem https://senioralki.blogspot.com/2014/01/dzien-babci.html

Mam wrażenie, że po pięciu latach wróciłam do punktu wyjścia.
Dalej chciałabym inną drogą

Wszystkich moich Czytelników serdecznie pozdrawiam i dziękuję, za czytanie.
To wielka frajda wiedzieć, że ktoś czyta.
Czytaj więcej »
#aktywnoscseniorow

Ktoś

03:11

Na osiedlu mamy sklepik. Taki mały spożywczo- warzywniczy ze wszystkim, co jest potrzebne w tradycyjnej polskiej kuchni. Uwielbiam to miejsce, bo ono jest centrum osiedlowego życia. Sklepik przetrwał wszystkie inne otwierane obok i wypracował pewien model koegzystencji z „Żabką”. W niej życie kwitnie po zmroku. W sklepiku od samego rana, bo to i bułki, i gazetka, i jeszcze pogadać można z sąsiadami. Sklepik ma  swój klimat. Wystrojem, aranżacją przestrzeni przypomina dawne czasy. Jest mało miejsca, niewygodnie  i jakoś tak po ludzku, intymnie. To ośmiela.
W tymże sklepiku szukam jajek. Półka z jajkami umieszczona jest w miejscu trudno dostępnym dla niewysokich, za lodówką. Wykonuję więc ekwilibrystykę powietrzną z wygięciem kręgosłupa, by do tych jaj się dostać i jeszcze wybrać właściwe, czyli zgodne z ideą poszanowania niosek. Nie mam okularów, światło beznadziejne i gdy tak wykonuję te swoje wygibasy, słyszę za sobą: „A pani to jest osoba publiczna i ja panią znam”. Głos jest kobiecy i raczej obcy. Zanim zdążyłam się ogarnąć z tymi jajkami i odwrócić do niej, kobieta wcisnęła się między półkę a lodówkę, by spojrzeć mi prosto w twarz i wypaliła - No! Wiedziałam, że to pani! Czy pani wie, że na Wiankowej zamykają przychodnię rehabilitacyjną? I co Pani na to?
Anioł bystrości przeleciał nade mną, więc nie odpowiedziałam natychmiast, że nie wiem i nie korzystam i że ja teraz jajka, a potem cebulę. Za to roztropnie zapytałam, co ona o tym sądzi. Wtedy dowiedziałam się, że powinnam natychmiast interweniować  w tej sprawie. Przecież tam było tak wygodnie i gdzie ona teraz pojedzie? Pani była mniej więcej w moim wieku i nie robiła wrażenia pozbawionej energii czy ułomnej. Udzieliła mi wszelkich instrukcji , co powinnam zrobić i z kim rozmawiać, a na koniec dodała „mnie też kiedyś wszyscy znali”. Wróciłam do domu poruszona skutkami rozpoznawalności i ogromem oczekiwań społecznych.  
Pewnie ta historia przepadłaby w natłoku innych zabawnych zdarzeń, ale kilka dni później przejeżdżałam ze koleżanką samochodem koło mojego osobistego płotu, na którym wisiał baner wyborczy Marcina Bosackiego. Koleżanka jest trochę młodsza, świetnie wykształcona i bardzo aktywna zawodowo. Świetnie sobie radzi w życiu i mamy podobne poglądy polityczne. Ale widok tego plakatu i fakt, że wisi na moim płocie, uruchomił w niej lawinę uwag, jak to teraz powinnam przekazać panu z plakatu, że on nic nie zrobił. Był kompletnie niewidoczny. Jego kampanii właściwie nie było. I ona na przykład w ogóle go nie zna. I jak to teraz on ma być naszym ambasadorem?
Słuchałam zdziwiona nie mniej, jak przy tych jajkach. Choć wymiar oczekiwań obu pań był zupełnie inny, to jednak  życiowa postawa wydaje mi się bardzo zbliżona. Zadałam pytanie, co jej zdaniem powinien zrobić startujący w wyborach w półmilionowym mieście, by dotrzeć do ludzi? No nie wiem, ale coś powinien. A ja nic o nim nie wiem  – padła odpowiedź. Mówi to wykształcona kobieta, perfekcyjnie posługująca się nowoczesnymi urządzeniami, bardzo aktywna we wszystkich dziedzinach życia. No może w tej jednej, wspólnej, jakby mniej.
Mam wrażenie, że mimo różnic wieku, statusu społecznego generalnie oczekujemy, że ma nam być dane. Ktoś ma nam dać, przynieść, powiedzieć, zrobić. I wszystko jedno, czy to jest informacja, interwencja czy namacalne dobro, którego potrzebujemy.
Upewniłam się w tej opinii wczoraj, podczas otwartej sesji Miejskiej Rady Seniorów, którą zorganizowaliśmy w Teatrze Polskim. Zaprosiliśmy wszystkich seniorów z Poznania, by porozmawiać z nimi o ich pomysłach na Poznań, pomysłach na projekty, potrzebach osób starszych. Przyszło kilkudziesięciu i chętnie dzielili się uwagami, pomysłami. Przeważały jednak opinie, czasem żale, że ludzie nie wiedzą, że na ich osiedlach nic się nie dzieje, nie docierają informacje a przecież seniorzy, chcieliby wiedzieć i skorzystać. I myśl wspólna się przewijała -  NIECH KTOŚ TO NAPRAWI!

I wtedy odezwała się ona – moja idolka.


W konkursie piękności w każdym wieku wygrałaby we wszystkich konkurencjach. Jest zgrabna, zawsze ładnie ubrana, elegancka i pięknie uśmiechnięta. Siwe włosy nie dodają lat. Taki żywy przykład kobiety bez pesela. Jak zawsze kulturalnie i elegancko, powiedziała prawdę, która ją chciałabym wykrzyczeć każdemu. Powiedziała, że jest od 10 lat wolontariuszką, włączyła się w pomoc pracownikom Centrum Inicjatyw Lokalnych, by informacja o wydarzeniach docierała do innych. Co miesiąc idzie, pakuje informacje do „Tytki Seniora” a następnie zabiera materiały informacyjne i niesie na swoje osiedle, by tam zostawić dla innych.  Zostawia w piekarni i w innych miejscach, do których przychodzą ludzie;
Sprawdziłam – korona jej z głowy nie spadła!
A ja zastanawiam się, co trzeba  zrobić, by powszechne dawania rad i wskazówek innym, zamienić na własną aktywność społeczną i zainteresowanie tym, co nasze wspólne?
By zamiast uruchamiania „ktosia”, uruchomić siebie?
Czytaj więcej »
#wieczorwyborcow

Po wyborach

04:18

Niedzielny wieczór zapamiętam na długo. Był naprawdę wyjątkowy. Wiele rzeczy zrobiłam po raz pierwszy. Niektóre z nich będę praktykować, bo właśnie je odkryłam i bardzo przypadły mi do gustu. O nich dzisiaj chcę napisać. Przy okazji podzielę się swoimi nadziejami, na nowe, które właśnie przed nami.
Jak znakomita większość moich rodaków w niedzielę wzięłam udział w wyborach. Głosowałam tak, jak kazał mi rozum i serce. Nie miałam żadnych rozterek, bo ja już swoje wiem. Najwyżej mogę jeszcze innym powiedzieć, ale oni też swoje wiedzą i zdaje się, że na tym ten system polega. Należałam do grupy ludzi patrzących bardzo optymistycznie i pierwsze sondażowe wyniki, zaprezentowane światu o godzinie 21 odbiegały od moich oczekiwań. Nie wpadłam jednak w czarną rozpacz, nie upadłam na duchu (choć nos spuściłam na kwintę). Kiedy ogłoszono sondaże, byłam na „Wieczorze wyborców” zorganizowanym przez Redakcję Gazety Wyborczej. To był dobry wybór i jestem wdzięczna za zaproszenie. W chwilach ważnych i trudnych zawsze lepiej być z ludźmi. Szczególnie wtedy, kiedy chwile naprawdę baaaardzo trudne. Wtedy obecność i mądrość innych jest niezwykle  potrzebna. Mnie to pomogło. Wysłuchałam prognozowanych wyników, wypowiedzi partyjnych przywódców oraz zaproszonych na wieczór ekspertów i przekonana, że dobrze już było, a teraz będzie koniec świata, udałam się do wyjścia. Pogoda była tego wieczoru niezwykła – taki prawdziwie śródziemnomorski klimat.
Szłyśmy z przyjaciółką przez centrum miasta i udało nam się oderwać od wyniku wyborów, fatalnych prognoz politycznych oraz poczucia przegranej i ogólnej beznadziei. Skupiłyśmy się na tu i teraz – czyli odkryłyśmy i podziwiałyśmy nasze  cudne miasto.
Mieszkam daleko od centrum i wieczorami zwiedzam Antoninek przypięta smyczą do mojej czworonożnej kierowniczki. Korzystając z tego urokliwego czasu, odpuściłyśmy kolejne tramwaje i odbyłyśmy piękny wieczorny spacer przez centrum naszego miasta. Do domu  dotarłam bardzo późno, ale było warto. Sondaże były już mniej  straszne.

A od rana, jako pierwsza, wpadła mi w oko myśl Kuronia, udostępniona przez kogoś na FB „Demokracja to taki ustrój, który gwarantuje nam, że nie będziemy rządzeni lepiej, niż na to zasługujemy”. To trudna prawda. Pewnie, można ją odebrać, jako deklarację zgody, na to co jest.  Dla mnie jest ona wezwaniem do tego, by zmierzyć się z tym, co mamy. A ja lubię wyzwania.
Potem z każdą godziną było lepiej. Podano wyniki do senatu oraz nazwiska nowych posłów. Z satysfakcja przyjęłam, że niektórych już na ławach poselskich nie zobaczę. Ulga. Teraz, kiedy piszę te słowa, mam przekonanie, że wybory 13.10. 2019 były równie historyczne, jak te sprzed 30 laty. Tylko my jesteśmy inni. Najpiękniejsza była oczywiście frekwencja. W moim mieście prawie 74 % Ten wynik dodaje mi sił, bo dla mnie znaczy on, że ludziom jednak zależy na wspólnocie. Osoby, którym sekundowałam w tej kampanii, wygrały mandaty. W gronie posłanek mamy kilka niezwykłych kobiet i wierzę, że podsłuchana gdzieś myśl Danuty Hubner „To my jesteśmy aktorkami, które muszą sprawstwo swoje pokazywać, musimy mieć odwagę, nieustępliwość i wspierać się” będzie miała odzwierciedlenie w ich pracy. Nie zamierzam  trzymać za nie kciuków. Mam zamiar współpracować. Bo obywatelskie społeczeństwo, to nie tylko udział w wyborach, ale angażowanie się w ważne społeczne sprawy przez cały czas.
Wierzę w nowe twarze i zmianę na scenie politycznej. Wynik Franka Sterczewskiego i to co zrobił przed oraz w czasie kampanii,  napawa mnie optymizmem. Wniósł zupełnie nową jakość do społecznego życia i ja się tym zachwycam. Jestem przekonana, że wysoka frekwencja w Poznaniu to w dużej mierze jego zasługa.
Mieszkam w pięknym mieście, w którym dzieje się wiele dobrego. Mam zamiar spacerować po nocy w miłym towarzystwie, spotykać się z mądrzejszymi ode mnie, uczyć się od nich, rozumieć życie i poprawiać to, co jest zepsute. Niech to, co dzieje się w sali sejmowej będzie konsekwencją tego, co zdziałamy w lokalnych społecznościach.

Taki mam program na najbliższą kadencję.
Brawo MY!
Czytaj więcej »
@byckobietaontour

Niedosyt

00:58

Z nim obudziłam się w niedzielny poranek. Dawno nie witałam dnia z tym uczuciem. Uczucie niedosytu. Znacie? Chciałoby się jeszcze, choć wiadomo, że więcej już się nie da. Wszystkiego było mnóstwo: energii, uśmiechu, życzliwości, elegancji, szyku, piękna, mądrości, świateł i dźwięków, dobrego jedzenia. Ogromna porcja wrażeń i niezapomnianych przeżyć. Z sobotniej, kolejnej edycji @byckobietaontour w Hotelu Blow Up Hall w Starym Browarze w Poznaniu przyjechałam późnym wieczorem tak obdarowana wszystkim, że prawie nieżywa. Nie było siły na nic więcej. A jednak rano niedosyt.
Od rana opowiadałam moim bliskim, o wszystkim, czego doświadczyłam poprzedniego dnia. Było o czym , bo program był naprawdę bogaty i ciekawy. Były wielkie gwiazdy, które mówiły o swoim życiu, o wzlotach i upadkach, o tym, jak sobie w tej sytuacji radzą. Albo nie radzą i co wtedy. Nie jestem miłośniczką kolorowej prasy kobiecej i programów telewizji śniadaniowej. Mało wiem o życiu ludzi znanych, bo nie mam na to czasu. Wolę żyć własnym życiem, niż śledzić życie innych. Z tym większą przyjemnością słuchałam na żywo opowieści o życiowych zakrętach, wyborach i ich konsekwencjach pięknych i znanych - Katarzyny Dowbor i Katarzyny Nosowskiej.
Ale moje serce podbił seksuolog Andrzej Depko. Nigdy nie słyszałam lepszego wykładu na temat tak ważny dla wszystkich ludzi. Słyszałam i czytałam wcześniej, że w sprawach seksu, jako naród, jesteśmy w jakimś koszmarnym ogonie wszystkich rankingów. Dotyczy to zarówno  wiedzy, jak i praktyki. Wczorajsze wystąpienie uświadomiło mi, że w rankingu mówców o seksie także wypadamy blado, bo Andrzej Depko jest tylko jeden.
Słuchałam wielu. Mogą się schować. Znakomity kontakt z salą, prosty przekaz, żart na poziomie, szacunek dla słuchaczy i dystans do siebie. Bezcenne u dobrego mówcy. Przy tym slajdzie poniżej popłakałam się ze śmiechu.

Były też inne ciekawe, potrzebne i przydatne tematy. Organizatorzy, a na pewno niezwykła Marta Klepka – duch sprawczy tego projektu i Dorota Wellman – dyrektor kreatywna, zrobiły wszystko, by uczestniczki tego spotkania wyszły usatysfakcjonowane. Udało się.
W październikowym wydaniu @byckobietaontour na scenie pojawiły się zwyczajne kobiety, czyli nie te z pierwszych stron gazet, czy z popularnych programów telewizyjnych. Organizatorki konferencji ogłosiły dwa konkursy, których laureatki w sobotę prezentowały się wszystkim zebranym.  Pierwszy polegał na wyłonieniu kandydatek, które zechciałyby przejść metamorfozę. Wybrano trzy panie, a one przez kilka tygodni, pod okiem najlepszych specjalistów, pracowały nad swoim wyglądem. Efekty oglądaliśmy w sobotę. Były niezwykłe. Każda z nich podkreślała, że program, w którym wzięły udział, zmienił także ich życie. Teraz nie tylko wiedzą, jak o siebie zadbać, ale przede wszystkim myślą inaczej.
W drugim konkursie zaproszono kobiety, by opowiedziały swoją historię. Tekst nie mógł być zbyt długi, a autorka sama miała dokonać wyboru, czym chce oczarować jury. Spośród nadesłanych prac wybrano siedem historii. Laureatki, podobnie jak pozostali uczestnicy, nie znały swoich opowieści. A te były naprawdę pasjonujące, bo prosto życia wzięte. Najprawdziwsze. Były bardzo różne, dotyczyły walki ze śmiertelną  chorobą, życia z bulimią, walki o zagrożone życie dzieci. Dwie mówiły o przyjaźni, która w jednym przypadku zaowocowała założeniem wspólnego biznesu polegającego na szyciu wyjątkowych, bardzo kobiecych toreb na laptopy, a w drugim bardzo konkretnej pomocy dla kobiet po mastektomii. Dopełnieniem były historie dwóch blogerek – jedna pisze o kobietach niezwykłych https://kobietypoznania.com, a druga to ja. I gdybym tak miała powiedzieć, o czym piszę, to chyba o tym, co mi w duszy gra. Może  głównie namawiam do aktywności społecznej, intelektualnej, fizycznej. Działania i współpracy
Piszę o tym, bo historie zaproszonych kobiet chwyciły mnie za serce i bardzo poruszyły. One także dotyczyły metamorfoz, tylko tych, które dokonują się w nas bez udziału sił zewnętrznych. Pokazywały to, co w kobietach najpiękniejsze i co Marta Klepka umiejętnie wyłapuje i podkreśla. Jest w nas niespożyta siła, dzięki której ratujemy życie swoje lub bliskich, jest energia by zmieniać świat, jest wola, by świat wokół był po prostu lepszy.

A mój niedosyt?
Nie nagadałam się z moimi nowymi koleżankami z wygranego konkursu. Kiedy słuchałam ich historii, zamarłam. A potem nie było okazji. Chciałabym więcej usłyszeć, poznać bliżej. Jakoś zostać z nimi. Stąd  niedosyt. Nie jakiś wielki, ale jednak.
Gorsze, że rośnie we mnie.
A jak rośnie, to wyrośnie.

Czuję, że szykuje się nowy projekt.
Czytaj więcej »
#senioralnepotyczki

Idzie nowe

09:35

A właściwie już przyszło, bo do chwili opublikowania tego ważnego komunikatu zostało niewiele czasu. Już wkrótce Centrum PISOP ogłosi konkurs na projekty pod nazwą „Senioralne potyczki”. Pieniądze na projekt pochodzą z budżetu miasta, a PISOP jest organizacją parasolową, czyli wziął na siebie zadanie przeprowadzenia projektu.
W tym miejscu powinna być owacja na stojąco i podkład muzyczny, bo ten konkurs jest w moim przekonaniu, wyznacznikiem nowego spojrzenia na sprawy seniorów. Do wszystkich działań opiekuńczych, skierowanych do osób starszych, dodano właśnie wspieranie aktywnych senioralnych liderów. A dokładniej pomoc w realizowaniu ich pomysłów w lokalnych społecznościach. Takich osób jest bardzo wiele w środowisku seniorów i robią różne ciekawe rzeczy, ale ja wierzę, że po uzyskaniu wsparcia od władz miast, zrobią jeszcze więcej i lepiej. A na pewno będzie im łatwiej, bo powszechne jest utyskiwanie na brak finasowania działań seniorów.
„Senioralne potyczki” to projekt adresowany tylko do mieszkańców Poznania. O grant mogą się ubiegać jedynie osoby fizyczne. Aby utrzymać pieniądze trzeba zebrać trzy osoby po sześćdziesiątce, mieszkające w Poznaniu. Nie potrzeba żadnej organizacji. Trzeba jedynie wymyślić, co chcielibyśmy zrobić dla innych seniorów lub grup międzypokoleniowych (koniecznie mieszkańców Poznania), opisać, wyliczyć, ile na to potrzebujemy pieniędzy, potem napisać i złożyć wniosek. To w największym skrócie, bo i tak każdy zainteresowany musi uważnie przeczytać wszystkie dokumenty, które wkrótce (podobno 3.10.2019) ukażą się tutaj: http://pisop.org.pl/konkurs-mikrogranty-dla-seniorow/
Kto na tym projekcie skorzysta? Oczywiście seniorzy, którzy już działają w klubach seniora, także tych, które istnieją od lat i działają prężnie. Kluby najczęściej nie mają osobowości prawnej i nie mogą korzystać z dotacji miasta. Muszą mieć partnera w postaci organizacji pozarządowej, by startować w konkursie o dotację, więc teraz będzie im prościej. Ale nareszcie mamy także realną możliwość wsparcia aktywności liderów, którzy nie są związani z żadnych klubem. A takich jest bardzo wielu. Mapa aktywności senioralnego Poznania pokazuje dysproporcje w tym obszarze. Kluby działają zazwyczaj w centrum, na osiedlach i w dużych skupiskach ludzi. Peryferie miasta to najczęściej biała plama. W moim ukochanym Antoninku nie dzieje się nic. Nie ma żadnej sali, klubu który w sposób naturalny łączyłby ludzi i ich angażował. Dlatego tak bardzo zabiegałam o ten konkurs i teraz gorąco namawiam do wykorzystania tej szansy wszystkich aktywnych z osiedli na obrzeżach poznańskiego świata – ze Szczepankowa, Głuszyny, Kiekrza, Minikowa, Głuszyny i tak dalej.  Z innych miejsc też!
W poniedziałek 30.09 byłam na pierwszym informacyjnym zebraniu w sprawie mikrograntów dla seniorów, zorganizowanym w siedzibie Pisopu na Chwaliszewie. Przyszło mało ludzi, ale to nie dziwi. Pogoda była okropna. Wiało, lało i dachy zrywało. Nic dziwnego, że ludzie się nie odważyli na wycieczkę i zostali w domu. Ale to nie znaczy, że można tę okazję przeoczyć. Trzeba o tym mówić, pisać i podawać dalej. Bo ten projekt to pilotaż – czyli od realizacji pierwszego projektu, zależą ewentualne, następne edycje. Dlatego proszę – wejdźcie na stronę PISOPU, szukajcie osób, którym zależy, składajcie wnioski i organizujcie sobie i innym atrakcje. Mówcie wszystkim o tym projekcie. Podajcie dalej.
Od poniedziałku myślę, co by tu w cichym i sennym Antoninku zrobić. Razem ze mną myślą także dwie moje koleżanki. Mamy mało czasu i niesprzyjająca aurę, bo zdarzenia opisane w projekcie,  muszą się odbyć w listopadzie i grudniu. Kiepski czas, by wykorzystywać łono natury. Trzeba szukać pomysłów na zamkniętą przestrzeń – wykorzystać szkołę, restaurację, salkę parafialną. Wahamy się między różnymi pomysłami - szkółką dla potencjalnych brydżystów, wspólnymi tańcami, zajęciami jogi lub pilatesu lub spotkaniami podróżników. Mnie marzy się jeszcze warsztat dla praktykujących fotografowanie, założenie klubu czytaczy i czytaczek. Albo integracja tych, którzy pamiętają Antoninek sprzed 30, 40 i 50  lat i wspólne przygotowanie wystawy starych zdjęć.  Czasu mało, granty nie są wielkie, więc coś musimy wybrać i opisać. Choć przydałoby się wszystko. Trzeba jeszcze przewidzieć udział ludzi. Skoro od lat nic się tutaj nie dzieje, to trzeba siły i cierpliwości, by przekonać innych do udziału. W działającym klubie seniora jest znacznie łatwiej, bo grupa beneficjentów projektu jest na miejscu i w pełnej gotowości do uczestnictwa.

Na obrzeżach miasta trzeba wszystko zbudować od nowa.
No ale kto, jak nie my?
Kiedy, jak nie teraz?

Czytaj więcej »