Terapia

08:53


Spotykam dawno niewidzianą przyjaciółkę. Trudno w tej sytuacji o inne pytanie, niż „co słychać nowego?”. Kot mi się rozchorował – słyszę. Moja przyjaciółka to kobieta wykształcona, aktywna, oczytana, kierującą się zdrowym rozsądkiem. Żadna tam „kocia mama”, z którą o niczym innym, jak o kocie, nie pogadasz. Co prawda od zawsze towarzyszył jej jakiś kot, ale nigdy nie wypełniał całego świata, choć każdy z pewnością był jego pępkiem. Skoro więc news o kocie podany został jako pierwszy, rozumiem, że sprawa jest poważna.
- A co mu się stało? pytam szczerze zainteresowana kocim losem.
- Mój kot ma depresję – słyszę i czuję, jak na twarzy rysuje mi się znak zapytania.
- A jak to poznałaś? Z rozpoznaniem depresji u ludzi jest problem , a ty odkryłaś u kota? – mówię i patrzę z podziwem, bo z problemami psychicznymi zwierząt, a tym bardziej z osobami, które umieją je dostrzec, jeszcze nie miałam do czynienia.
- No właśnie! Najpierw zrobił się osowiały.
- A jak się rozpoznaje osowiałość u kotów? - pytam, bo ja zawsze z psem żyłam i wszystkie koty według mnie, to osowiałe powolniaki, nieustannie silące się na dostojność i absolutne prawo do bycia najważniejszym. Takie ciała osobne.
- Na przykład siadał w kuwecie i tam siedział. Jakby zapomniał, do czego ona służy. I siedział. No wiesz, tak siedział i… już!
O matko! myślę sobie. Gdyby zastosować to jako symptom rozpoznawalności depresji u ludzi, to naprawdę strach myśleć, ilu byłoby ciężko chorych. Znam paru, którzy mieliby szanse trafić do leczenie zamkniętego. Ale milczę, by nie zgubiła wątku.
- Kochana! Ileż mnie to nerwów kosztowało! Zorganizowałam wyprawę, zapakowałam go do transportera i pojechaliśmy do weterynarza. Pani doktor ustaliła, że musimy zrobić badania. W tym celu udało mi się nawet pobrać jego mocz. Mówię udało, bo rzecz wcale nie jest prosta. Ty nawet nie wiesz, jakie to było wyzwanie. Najpierw liczne podchody i przyczajenia, by złapać materiał do badań. W tym czasie głównie siedziałam za pralką, aby nie stracić z oczu kuwety, nie zaprzepaścić okazji i w odpowiedniej chwili podsunąć  wyjałowioną tackę. Wreszcie dopadłam.
Ale badanie wykluczyło choroby i lekarka stwierdziła depresję. Wyobraź sobie: diagnoza brzmi - kot nie realizuje się, jako kocur. I dlatego rozpadł się psychicznie.
- No i co teraz? - pytam prawdziwie przejęta. Niezrealizowany kocur nie brzmi dobrze. Poza tym wiem, jak cierpią tacy niezrealizowani.
- Nic! On dostaje tabletki, moja portmonetka jest lżejsza o sporą kwotę, a ja leczę depresję u kota. Czy ty słyszysz, co ja mówię? Ja, która swoje zdrowie psychiczne zaniedbywałam całe życie, leczę depresję u kota.
- No słyszę i nadziwić się nie mogę! Ale chociaż wylazł z tej kuwety? - drążę temat.
- Niby wylazł – odpowiada - ale nie jestem do końca przekonana z jakiego powodu. Mam wrażenie, że przestał tam przesiadywać, bo teraz boi się, że znowu wlezę za pralkę i znienacka wyskoczę z tacką. Zresztą,  kto kota zrozumie? A wiesz, lekarka powiedziała, że jak tabletki nie pomogą, to włączymy feromony. To się podobno rozwiesza w pomieszczeniach, w których koty przesiadują i bardzo pomaga im w powrocie do zdrowia. Podobno poprawia nastrój.
- To może wpadnę do Ciebie, jak już je rozwiesisz? Posiedzimy i my w tym pokoju. Ja co prawda w kuwecie nie przesiaduję, ale z nastrojem bywa różnie. Zresztą nie tylko u mnie! Zabiorę jeszcze kilka koleżanek i kolegów w podobnym stanie. Połączymy tym samym terapię grupową z konsultacją zbiorową nad zdrowiem psychicznym. Naszym i podopiecznych.

Rozstajemy się z mocnym postanowieniem aktywnego włączenia się w kocią terapię, połączenia sił i upowszechniania wiedzy o kłopotach, ze zdrowiem psychicznym. Podobno co czwarty Polak takowe posiada. Kotów, w podobnej sytuacji, nikt nie liczy.
Następnego dnia rano wchodzę do sklepu, by kupić gazetę, do której zapowiedzieli dodatek o depresji. W sklepie nie ma już ani jednego egzemplarza. U konkurencji podobnie.
- Wykupili - mówi mi zaprzyjaźniona ekspedientka. Pani wie! Był dodatek o depresji!
Nezadowolenie z faktu wykupienia mojej ulubionej gazety z potrzebnym dodatkiem rozładowuję myślą, że może to i dobry znak. Ludzie przestają lekceważyć zdrowie psychiczne i zaczynają szukać informacji, jak pomóc sobie i swoim najbliższym.
Ale, jak pokazuje przygoda mojej przyjaciółki, czasem trzeba mieć kota, by zauważyć własne problemy.
Gdyby jeszcze można było dla ludzi brać tabletki od weterynarza, a nie od psychiatry, byłoby pewnie znacznie łatwiej.

3 komentarze

  1. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdy mamy kociaka to naprawdę bardzo ważne jest to, aby go dobrze wychować. Mi spodobał się artykuł o kociakach w https://www.statkihistoryczne.pl/kot-syberyjski-poznaj-tego-zwinnego-zwierzaka/ i moim zdaniem jest tak, iż na pewno każdy z nas również tak myśli.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem kociaki są bardzo fajnymi zwierzakami i z pewnością warto jest je mieć u siebie w domu. Również fajnie opisano je w http://smakterrarium.pl/ciekawostki-na-temat-kotow-maine-coon/ i ja uważam,że takie kociaki są po prostu słodkie. Dlatego ja także myślę o tym aby adoptować jeszcze kolejnego kota do siebie do domu.

    OdpowiedzUsuń