Refleksyjnie
08:36
W blogowaniu najważniejsze są dwie rzeczy. Opanowanie głowy
i interakcja z czytelnikami. Z tym pierwszym mam poważny problem, bo jako „młoda”
blogerka uruchomiłam półkule mózgowe do ćwiczeń w pisaniu. No i okazało się, że
moje uwielbiają te zabawy. Wszystko fajnie, jak pracują w trybie dziennym.
Przestaje być miło, jak mi się włączają w nocy i układają zgrabne zdania, przywołują
historie, podpowiadają tematy – czyli pracują w trybie offline. No i to trochę
mnie martwiło, bo myślałam, że tylko ja tak mam. A wczoraj rano przeczytałam na
blogu Agaty Grendy „Zagajam świat”, że ona ma tak samo. ULGA! I poczucie
wspólnoty. To oczywiście nie zmienia faktu, że w nocy się budzę i przeganiam
blogowe pomysły. Ale przynajmniej wiem, że to tak bywa i na razie do poradni
zdrowia psychicznego nie muszę.
Druga sprawa to interakcja z czytelnikami. Człowiek sobie
pisze bloga, a tu bach – lęki jakieś cudze, że może wykorzystam czytelnika/czytelniczkę
i opiszę jej przypadek. I skomentuję. No dobra, ale nie bardzo rozumiem, czego tu
się bać. Nazwisk nie podaję, nawet imion. Próbuje sobie odpowiedzieć na to
pytanie i nic mi do głowy nie przychodzi. No może poza jednym, że mi się uda na
przykład zmusić do „podniesienia dywanu” i do refleksji nad sobą, swoim życiem?
Jeśli tak to ja bardzo przepraszam, ale według mnie w pisaniu chodzi właśnie o to! I ja bym
bardzo chciała zmuszać do refleksji. Najlepiej wszystkich.
No i po tym zgrabnym wstępie będzie refleksja. Mam za sobą
dwa dni ze Starszą Panią. Tak z szacunkiem mówimy w naszej rodzinie o Mojej Mamie. Wiek ma sędziwy, charakter trudny,
poglądy żywe. Ma też lwie serce i kruchość porcelany. Wszystko to razem
powoduje, że na dłuższą metę trzeba z nią postępować niezwykle ostrożnie i …..ciągle.
Nie ma możliwości odroczenia zobowiązań. Dokładnie tak samo jak z małym dzieckiem, tylko dużo, dużo trudniej.
Mam taką luksusową sytuację, że kiedy jestem z nią przechodzę na program „uważność”
i wtedy dopiero dostrzegam naprawdę jej problemy i potrzeby. Wtedy także zaczynam
dostrzegać swoje – trochę odroczone w czasie. No i wtedy właśnie pojawiają się
wątpliwości – kto zajmie się mną za pewien czas. Kiedy ja z moim lwim sercem, uporem,
poglądami i przyzwyczajeniami stanę się krucha jak filiżanka. Kiedy będę potrzebowała
bliskich ludzi, ich serdeczności i życzliwości, by żyć?
Zwracam uwagę „by żyć” – a nie wegetować.
Nie muszę chyba pisać, że odpowiedź nie jest łatwa. Pociesza
mnie trochę fakt, że będzie nas – seniorów – bardzo dużo. Ale myślę, że ciągle
za mało robimy jako społeczeństwo, by zadbać o SIEBIE na starość. Nie widzę
żadnych „inwestycji” w wiek dojrzały, poza próbą skrócenia okresu pobierania
emerytury. Ale to chyba trochę mało. Starość to przede wszystkim samotność i
wykluczenie. I bez względu na to, jak głośno temu zaprzeczamy, to właśnie tak
jest. No i co z tym zrobić? Jak przeciwdziałać?
No właśnie! Dzisiaj posłucham Laskowika na koncercie. On też
już w wieku dojrzałym. Może wskaże jakiś kierunek, podpowie coś.
0 komentarze