Niezwykły wieczór

04:25


Pięknie było! Naprawdę nie wyobrażam sobie, by mogło być piękniej. W brzmieniu głosu Andrea Bocelli zakochałam się tak dawno, że nawet nie liczę lat. Nie ja jedna zresztą, bo to w końcu najbardziej popularny tenor na świecie. Ale wczorajszy wieczór był dla mnie wyjątkowy z wielu powodów. Możliwość wysłuchania koncertu słynnego tenora była najważniejszą, ale nie jedyną radością tego wydarzenia.
Andrea Bocelli śpiewał tak, że ciarki chodziły po plecach. I to wszystko, co napiszę na ten temat, bo odbieram jego sztukę, jako beznadziejnie wykształcona muzycznie, mało wiem o sztuce śpiewu operowego i w związku tym nawet nie uchodzi, by cokolwiek oceniać.  Mnie wbiło w fotel i trzymało dwie godziny a dzisiaj głowę mam pełną dźwięków i szczęścia. Dodam tylko, że widowisko było świetnie przygotowane, a zaproszeni goście znakomici. Wyszłam zachwycona i tak mi zostało.

Bardzo się cieszę, że koncert odbył się z okazji 100-lecia powstania Uniwersytetu Poznańskiego. Organizacja tego wydarzenia wymagała na pewno ogromnego zaangażowania władz czterech uczelni poznańskich, które wywodzą się z założonego 100 lat temu Uniwersytetu oraz władz naszego miasta. Jestem bardzo zbudowana obserwując efekty tej współpracy. Przygotowując obchody stulecia udało się połączyć dostojeństwo i majestat należne takiej rocznicy oraz ludzki wymiar wielkiego święta. Trudna sztuka. A na marginesie dodam, że za najwyższe osiągnięcie uważam wczorajsze wystąpienie rektorów czterech uczelni i Prezydenta Jaśkowiaka. Każdy z panów powiedział dwa, trzy zdania. Wszystkie wypowiedzi składały się na wspólny przekaz, z którego wynikało jasno, że Uniwersytet jest wspólnym dobrem, rocznica powstania to święto mieszkańców całego regionu, a piękna muzyka niech wypowie tę radość, której słowami określić się nie da.  Bo tak świętują Europejczycy w wolnym mieście.
Jako zwolenniczka krótkiej formy byłam zachwycona.
Żadnych popisów, żadnej próby wykorzystania koncertu do autoprezentacji. Brawo!

Wczorajszy wieczór zapamiętam na długo, także z powodu mojej własnej inicjacji stadionowej. Ja nigdy dotąd nawet nie byłam na stadionie, bo to zdecydowanie nie moje klimaty. W Madrycie, kiedy Pan Mąż zdecydował, że chce obejrzeć stadion Realu, przesiedziałam w pobliskiej kawiarni, bo wolałam poczytać, niż zwiedzać trybuny i szatnie. Stadion jak stadion pomyślałam wtedy. I w ten sposób zrezygnowałam z jedynej szansy bytności w obiekcie, który kojarzę jedynie z męskim potem, rykiem kibiców, zadymą i agresją.  Unikam tego jak ognia. Myślałam, że tak mi zostanie do końca życia, a tu proszę! Odkryłam zupełnie inną funkcję stadionu i ta mnie zachwyciła.
Organizatorzy koncertu zachęcali, by przyjść na stadion z wyprzedzeniem. Jak na zdyscyplinowaną poznaniankę przystało byłam ponad godzinę przed rozpoczęciem. I nie byłam pierwsza. Mogłam dzięki temu ze spokojem przyjrzeć się organizacji widowiska dla 25 000 ludzi. To wielkie przedsięwzięcie, a stadion wypełniony po brzegi robił wrażenie. Kiedy tak trwałam w zachwycie dal organizatorów, Mąż mnie poinformował, że stadion w Madrycie jest dwa razy większy od poznańskiego.
- No i co z tego? Ten jest nasz. Na moje potrzeby zupełnie wystarczy. W dodatku jest pięknie wypełniony! – odparłam
Rozpisuję się o tych okolicznościach koncertowych, bo z natury unikam tak wielkich  zgromadzeń, więc doświadczenie wczorajszego wieczoru było dla mnie zupełnie nowe. Logistyczne przygotowanie tego wydarzenia, to także sprawdzian dla służb i mieszkańców. Zachęcano widzów do skorzystania z komunikacji miejskiej. Tramwaje jechały jeden za drugim i dowoziły ludzi na koncert. Porzuciliśmy nasz samochód w centrum miasta i także pojechaliśmy tramwajem. Pierwszy przyjechał naładowany po brzegi, ale już do następnego udało się wejść i dużo sprawniej, niż zakładaliśmy, dotarliśmy do celu. A w tym tramwaju ludzie się do siebie uśmiechali, pomagali przyjezdnym skasować bilety, ustępowali miejsca i … wyrażali radość z tego, że jadą na taki koncert.

Podobnie było po koncercie. Bałam się powrotu, bo kiedy 25 000 ludzi nagle chce wsiąść do tramwaju, to musi zrobić się tłok. Ale było lepiej, niż myślałam. Po drodze na przystanek spotkałam znajomą z innego miasta. Przyglądała się  temu, jak policja kieruje ruchem pieszych, jak reagują ludzie, jak ze spokojem wsiadają do kolejnych nadjeżdżających składów. Wszystko odbywało się sprawnie, bez przepychanek, kulturalnie -  choć w wielkim tłumie. Tak wielkiego jeszcze nie widziałam.
Kiedy się rozstawaliśmy znajoma powiedziała, że poznaniacy to jednak bardzo zdyscyplinowani i kulturalni ludzie.
I było to piękne zakończenie tego niezapomnianego wieczoru.

A tu link do profesjonalnego filmu upamiętniającego to zdarzenie.
https://www.youtube.com/watch?v=nDk_ca2FdeY

0 komentarze