Pożytki z darcia pierza

13:20


Jesień przyszła. Żeby nie było wątpliwości i nikt jej nie przegapił, na wszelki wypadek przyszła w sierpniu i pewnie zostanie do późnej wiosny. Oczywiście z małym przerywnikiem na frontalny atak syberyjskiej zimy, kolejną klęskę nadmiaru oraz  czas próby dla drogowców. Przyjście jesieni wyczuwam nosem (natychmiast siąpi) a także głęboką refleksją nad niedostosowaniem zawartości szafy do okoliczności przyrody i temperatury w domu i na zewnątrz. Prześliczne kolorowe fatałaszki nagle mają kretyńskie kolory, kiedy trzeba jesiennego ciepłego konkretu, bo inaczej śmierć od zgrabiałych części ciała. I wtedy natychmiast należy wszystko w szafie wymienić.
Kiedyś myślałam, że to tylko moja przypadłość, ale rozmowa z jedną z moich przyjaciółek upewniła mnie, że jest nas więcej, a na pewno my dwie! Nas - myślących podobnie. Otóż jak tylko zaczynam myśleć, że zgromadziłam zasoby odzieżowe odpowiednie do moich potrzeb i właściwe pod względem rozmiaru oraz kolorystyki i osiągam stan zadowolenia i poczucie bezpieczeństwa, bo mam się w co ubrać,  to na dworze robi się gwałtownie inaczej (cieplej albo zimniej) i  po pierwsze trzeba odkopać zgromadzone uprzednio archiwum odzieżowe, następnie skonstatować, że połowa zbiorów  nie pasuje, choć jest bardziej dostosowana do temperatury i rozpocząć żmudny proces uzupełniania zasobów na daną porę roku. I tak w kółko.
To oczywiście trzyma przemysł odzieżowy przy życiu, więc chwała nam za to. Ale mnie sprawia coraz większa trudność, bo archiwum się powiększa i coraz więcej w nim sentymentów, a coraz mniej przydatnych ciuchów. Na szczęście przekopanie się przez szafę mam już za sobą, podobnie jak mocne postanowienie, że już nic więcej w życiu nie kupię i teraz do końca swoich dni będą nosić zgromadzone.
W tej materii postanowienia mam  bardzo mocne. Zazwyczaj starcza mi sił na tydzień. Ale przekopaniem szafy zaczynam sezon jesiennozimowy i ten już otworzyłam.

A więc – jesień przyszła.
A z nią jesienne wieczory. W pierwszy jesienny wieczór mąż wyjechał. W tej sytuacji postanowiłam skorzystać z mądrości babek i wzorem wielu pokoleń zorganizowałam darcie pierza. Bez pierza. Najpierw zadzwoniłam do jednej koleżanki, z pytaniem czy może. Mogła i chciała. Niczego nie musiałam tłumaczyć, bo kobieta zna się na rzeczy, rozumie siłę tradycji i tylko zapytała, co ma przynieść. Podobnie druga i trzecia. Czwarta też była w blokach startowych, bo wszystkie moje kolesiówny są bardzo robotne i gotowe do współpracy, ale ta miała męża, który właśnie wrócił z wyjazdu i zawsze jest zdziwiony, gdy jego żona wychodzi, gdy on jest. Nawiasem mówiąc, jak jego nie ma, też jest zdziwiony, ale z daleka. Z bliska znosi trudniej.
- Zaproś go, ale uprzedź, że w trakcie darcia pierza, może się zdarzyć, że mu w szale wyskubiemy pióra. Niech to przemyśli i sam zdecyduje. – poradziłam inteligentnie.

Potem jeszcze był tylko mail organizacyjny w kwestii, kto co ma przynieść. Tekst był prosty, bo przynieść należało to, czego potrzeba na darciu pierza. I w ten sposób przyszykowałyśmy sobie bardzo sympatyczny wieczór, w miłym towarzystwie, przy suto zastawionym stole. Dokładnie tak samo, jak nasze babki, które w jesienne i zimowe wieczory spotykały się i popychały domową robotę, zabawiając się nawzajem rozmową i częstując smakowitościami.  

Lubię kobiece spotkania, bo dają mi dobrą energię. Moje koleżanki są inteligentne, mądre i błyskotliwe, więc przebywanie z nimi, to naprawdę duża frajda. Rozmawiałyśmy o życiu, książkach, artykułach, filmach i Kongresie Kobiet. Z różnych powodów żadna z nich nie uczestniczyła, ale dopytywały o wrażenia. Opowiadałam o wszystkim, o sesjach plenarnych, gościach, swoim panelu, także o Chórze Czarownic. Bardzo długo rozmawiałyśmy o tym, co się stało w mediach po Kongresie, o reakcjach na postulaty kobiet, o reakcjach na występ Chóru. Jedna z moich przyjaciółek była ze mną wcześniej w teatrze na tym przedstawieniu i opowiadałyśmy o swoich przeżyciach związanych z odbiorem, o tym jak bardzo jest ten spektakl mocny i przejmujący, jak bardzo jest nam bliski, choć mnie kompletnie odbiera siły i rozbija. Ale potem wzmacnia!
A swoją drogą to niewiarygodne, że w XXI wieku, w Europie tak oczywiste żądania kobiet, dotyczące podstawowych praw, spotykają się z takim oporem.
Zupełnie jak z czasów darcia pierza.
Kiedy następnego dnia rano wstałam pomyślałam sobie, że wieczór darcia pierza to jedna z mądrzejszych rzeczy, którą ostatnio zrobiłam. Bez napinki, bez wysiłku zadbałam o relacje z osobami, na których mi zależy oraz spędziłam czas w sposób, który bardzo lubię. Na rozmowie.
Bo w życiu najfajniejsze są rzeczy naturalne i zwyczajne.
Kiedy postanowiłam, że napiszę o tym na blogu, zaczęłam szukać zdjęcia do ilustracji. Szukałam w darmowych serwisach i przeryłam kilkaset zdjęć. Nigdzie nie znalazłam zdjęcia kobiet rozmawiających ze sobą w towarzyskich okolicznościach i czerpiących z tego radość. Wśród setek fotografii kobiet mniej lub  bardziej ubranych, umalowanych, upozowanych nie znalazłam żadnego, gdzie kobiety ze sobą po prostu są.
Mam tylko to jedno, które latem mnie zachwyciło w Grecji. To kartka pocztowa. Chyba tylko Grecy potrafią docenić urok zwyczajnych chwil, spotkań i uchwycić radość  z życia.

Niech ono będzie ze mną przez całą jesień.
I przez wszystkie kolejne wieczory darcia pierza.

0 komentarze