Strażniczka plaży

13:18

Zamilkłam, bo powroty są bolesne.
Szczególnie, gdy się wraca z krainy szczęśliwości, raju utraconego z temperaturą wody i powietrza w okolicy 30 stopni. Z raju, w którym karmili, poili i dbali o człowieka w formie pakietu all inclusive (bo innej opcji nie ma!).

Powroty są prawie nie do zniesienia, gdy wraca się do kraju zalanego deszczem, z wilgocią i chłodem na dzień dobry i na dobry wieczór. Mam wrażenie, że nie mogę się obudzić. Najchętniej nie wychodziłabym spod koca, odziałabym się we wszystkie polarki świata oraz zwiała pierwszym samolotem do kolejnej krainy szczęśliwości. Przechodzę trudną adaptację do polskich warunków, bo jestem w wieku odpowiednim do przebywania w ciepłym klimacie i całkiem poważnie zastanawiam się nad przyjęciem jakiegoś wolontariatu dla seniorek w okolicach bardziej południowych, niż północnych. Ja bym już chyba mogła siedzieć przed grecką chałupinką i snuć myśl filozoficzną, albo mogłabym pilnować porządku na tureckiej plaży.
Ten pomysł na zagospodarowanie swojego życia przyszedł mi do głowy podczas tygodniowej obserwacji starszego pana, który był porządkowym na naszej hotelowej plaży. Miałam wiele uciechy przyglądając się jego pracy, bo z wielką zawziętością pilnował, by nikt z sąsiedniego hotelu, nie korzystał z naszej infrastruktury, czyli leżaków i parasoli. Obok znajdował się hotel wyższej kategorii, ale z maleńką plażą i mniejszą liczbą leżaków. Tylko na niektórych leżeli ludzie, ale wszystkie były pozajmowane. Kto z tamtego hotelu nie przyszedł przed świtem, ten polował na leżaki u sąsiadów, czyli u nas. A na niego polował nasz turecki dziadek. Siedział w kącie i wypatrywał ofiary. Widział, jak całe rodziny przełażą przez symboliczny płotek, czekał aż zdecydują, który leżak wybrać, czekał aż się rozgoszczą, nasmarują, rozłożą bambetle i dopiero wtedy wstawał i jak prawdziwy macho, przy użyciu jednego wymownego gestu wskazującego kierunek drogi odwrotnej wskazywał naiwnym przynależny im teren. I nic to, że tam nie było wolnych leżaków. Dziadek był niewzruszony, nieprzekupny i bardzo dbał o swoich gości, rozpoznawanych po kolorze opaski na ręce. W dodatku na pewno nie używał żadnego języka poza swoim własnym i to rzadko, bo gesty były bardziej wyraziste.
Wyglądał, jak bohater filmów przyrodniczych o polujących samcach. Było oczekiwanie, był wybór ofiary, był atak, było zwycięstwo. Z drugiej strony podziwiałam determinację jego ofiar. Niektórzy próbowali tych podchodów kilkakrotnie. Głupcy! Zlekceważyli jego czujność i poczucie misji.
Obserwowałam pana codziennie i codziennie myślałam, jak załapać się na senioralny wolontariat na tureckiej plaży. Pasowałoby mi takie zajęcie. Mogłabym jeszcze edukować na temat segregacji śmieci, bo wyraźnie ludzie mieli z tym problem, choć pojemniki stały. Albo mogłabym dzieciom czytać bajki. Za wikt i opierunek, słońce i ciepłe kąpiele.

Tydzień w Turcji spędziliśmy w świetnym hotelu. Świetność polegała na tym, że był malutki, w pięknym ogrodzie, nad samym morzem i z własną piaszczystą plażą z łagodnym zejściem do wody.   Nie było w nim infrastruktury dla rodzin - czyli zjeżdżalni, basenów, brodzików i innych bawitek. Nie było rozbudowanej animacji w postaci grupy aktywistów zachęcających do rozrywki na poziomie podłej knajpy i muzyki z rodzaju wszechobecnego łubudubu. W zamian były pochowane w zaroślach urocze zakątki do CZYTANIA!!!, a w tle zawsze przepiękna muzyka relaksacyjna.
Była przyroda, cykady i widoki chwytające za serce. A po 23 cisza.
No właśnie! Też nie mogę uwierzyć, że w Turcji są takie miejsca. Wszystkim, którzy będą zainteresowani podam namiary i podzielę się wszystkimi naszymi odkryciami, bo trafiliśmy do tego hotelu zupełnie przypadkowo. Obok stały molochy, które błyszczały przepychem i odstraszyły mnie na zawsze od przypadkowego wyboru. Turcy budują hotele ogromne, w dodatku jeden przy drugim, bo taki jest tam hotelowy biznes, którego głównym odbiorcą są Rosjanie. Przeolbrzymie budynki, wszechobecny przepych, złocenia i błyskotki, tłok, hałas – czyli wszystko, przed czym uciekam.

W naszym hotelu karmili znakomicie, ale posiłki zapamiętam nie tylko ze względu na niezwykłą kuchnię. Po raz pierwszy widziałam obrazki, które bardzo mnie poruszyły. Widok człowieka ze smartfonem nie dziwi dzisiaj nikogo. Nie zdziwił mnie widok par młodych ludzi jedzących wspólnie śniadanie i wpatrzonych każdy w swój smartfon, bez żadnej komunikacji ze sobą nawzajem. W tym przypadku nawet się cieszę, że należę do dinozaurów i miałam okazję parę razy w życiu widzieć przy śniadaniu oczy faceta wpatrzone we mnie, a nie w wyświetlacz.
Ale po raz pierwszy widziałam i doświadczyłam na własnej skórze sytuacji, w której dzieci od roku wzwyż, przy każdym posiłku mają przed sobą smartfon, by oglądać bajki, albo grać  w jakieś gry i tylko w ten sposób jedzą. Gdyby jeszcze tylko oglądały, to trudno. Ale jeśli na dziesięciu okolicznych stolikach podczas rodzinnego posiłku stoją smartfony, laptopy, palmtopy (na niektórych stało kilka) i każdy wydaje dźwięki (głównie rosyjskich bajek), no to mamy już kolejną odsłonę nowego problemu społecznego. W restauracji panował  jazgot trudny do zniesienia, a okrzyk „nu pogadi!” przestał mi się dobrze kojarzyć.
W trakcie pobytu przeczytałam uważnie cały numer dodatku do „Wysokich Obcasów” o uzależnieniach, także od smartfonów i z przerażeniem obserwowałam w rzeczywistości skalę zjawiska. Skutki zobaczymy wszyscy wkrótce, bo przecież te dzieci są przez rodziców wpychane w uzależnienia. Ciekawe, za ile lat zacznie się ruch na rzecz ochrony dzieci przed technologią? Na razie proces się rozwija i jak widać na zdjęciu restauracje zaczynają się chwalić nie tyle potrawami, ile dostępem do sieci.










Tymczasem zbieram się do nowych wyzwań.
Wspomnienia tureckie upycham do archiwum  i zaczynam kolejną kampanię na rzecz utworzenia w Poznaniu „Odnowy – nowoczesnego miejsca spotkań i rozwoju seniorów”. Będę o tym projekcie mówiła podczas panelu na Kongresie Kobiet, a  potem będę o tym pisała, mówiła, myślała aż do końca głosowania w Poznańskim Budżecie Obywatelskim 2018.
Oby zakończonego zwycięstwem.
Bo po to człowiek jeździ na wakacje, żeby mieć siły do działania.

0 komentarze