Ponadczasowa

13:02


Handel danymi osobowymi sprawił, że w mojej skrzynce na listy znalazła się przesyłka adresowana do mnie. Przez foliową torebkę z okładki kolorowego magazynu spoglądała na mnie twarz uśmiechniętej pani  w wieku bliżej nieokreślonym, a na samej górze, czarnymi literami dawało po oczach „Magazyn dla ponadczasowych kobiet”. Aż przysiadłam z wrażenia, bo o wielu rzeczach słyszałam, ale o ponadczasowych kobietach to jeszcze nie.

 
W tym przysiadzie myśl moja pogalopowała rączo przez zwoje i dotarło do mnie, że skoro niczego takiego nie zamawiałam - a mam! - to znaczy, że dla kogoś jestem tą kobietą ponadczasową.
No to jednak zmienia postać rzeczy – pomyślałam. Dotychczas to ja znałam jedynie ponadczasowe idee. A! i jeszcze z rzeczy ponad, to znałam prędkość ponaddźwiękową. I to by było na tyle – że posłużę się cytatem z mistrza bliskiego mojemu pokoleniu. A tu proszę – bach i mam w ręku dowód, że kobieta istotą ponadczasową być może i basta. Nie tylko bowiem mam to czarno na białym (w tym przypadku rozumianym jako beżowym), ale jeszcze dostałam ten dowód, jako grupa docelowa. Jako właśnie świeżo odkryta kobieta ponadczasowa rozejrzałam się po okolicy, czy ludzkość zareagowała na ten ważny dla niej fakt, ale pies z kulawą nogą nie zainteresował się tym odkryciem i moja świeżo odkryta ponadczasowość przechodziła jakoś bez echa.
W tej sytuacji postanowiłam niezwłocznie przestudiować ten materiał i zdecydowanie wkroczyłam do domu, informując małżonka, że obiadu nie będzie i musi sobie poradzić, bo ja jako świeżo odkryta kobieta ponadczasowa powinnam zapoznać się ze swoją nową sytuacją życiową. Tym bardziej, że (ciągle jeszcze przez folię) odczytałam kolejną zachętę „Dlaczego wspaniale jest być kobietą po pięćdziesiątce?”. Mąż nie dyskutował, bo chłop swój rozum ma i widzi, kiedy może. Nie miał szans, więc wycofał się do swojego kątka, a ja rzuciłam się na kolorowy magazyn.

Najpierw na pierwszej stronie zobaczyłam wielki napis „Drogie Czytelniczki”. Tak wielki, że czytał się bez okularów. Czarnym drukiem, nie żadnym popielatym, który zmusza do noszenia lupy i lampy, albo rezygnacji z czytania. Potem jeszcze w słowie wstępnym przeczytałam, że „W końcu nadszedł więc czas na pielęgnowanie pasji i zainteresowań. Czas by żyć pełnią życia”.
No! Kochana! Dożyłaś! – pomyślałam sobie i odwróciłam stronę, by przejść do konkretów. A tam był artykuł wyjaśniający „Dlaczego wspaniale jest być kobietą po 50-tce”
Dlaczego?
Ano dlatego, że:
1.       Kobiety po 50-tce są świetne!
2.       Nastała moda na kobiety po 50+.
3.       Kobiety po 50-tce nieustannie się rozwijają.
4.       Kobiety po 50-tce pragną dla siebie tego, co najlepsze.

 
Siła tej argumentacji mnie powaliła, a rozwinięcie tych stwierdzeń przywołało reakcje obronne wyćwiczone podczas żmudnego czytania efektów zmagań pisarskich moich znakomitych uczniów, którzy pisali często teksty niezwykłe. Tak niezwykłe, że musiałam czytać na głos, by myśl jakąś znaleźć a i to nie zawsze się udawało. Wielu z nich ćwiczyło się w sztuce pisania w taki sposób, by broń Boże nic nie powiedzieć. Wielu osiągnęło mistrzostwo w tej dziedzinie i może teraz znaleźli robotę w tym magazynie dla ponadczasowych?
Na następnych stronach  były cenne porady dotyczące walki z cieniami pod oczami (pasjonujące!), a także poświęcone problemom z włosami, którym „dojrzałe Polki mówią dość” ( aż mnie podniosło, taka była siła tego tytułu!) Dalej słowo o elegancji, wynikającej z posiadania warkocza, który można na kilka sposobów ułożyć na głowie. Ten artykuł szczególnie przypadł mi do gustu, bo fryzurę mam jak znak firmowy, od 40 lat taką samą, ale przecież kto mi zabroni włos zapuścić i skroń owinąć? Szczególnie teraz skoro ja ponadczasowa jestem?  
Bardzo życzliwie nastawiona przeszłam przez artykuł o produktach wspierających pracę mózgu oraz o urokach biegania po 50 –tce. (po 50-tce, a nie po 50-tkę!)
Tu wzruszyłam się radą „by czerpać z biegania radość” i „zacząć powoli”. Zacząć powoli to bym może umiała, ale z tym czerpaniem radości …? No nie wiem.
Potem było o wymówkach w walce ze słabościami i do serca wzięłam sobie „Bądź przygotowana i odeprzyj niespodziewany atak głodu – miej pod ręką pokrojone w słupki warzywa, orzechy, jogurt lub humus”. Niespodziewany atak głodu dopada mnie zawsze, jak tylko zobaczę coś do jedzenia. Efekty dostrzegłam ostatnio, gdy postanowiłam ubrać się w małą czarną. Za małą. Rozumiem, że jednak muszę być lepiej przygotowana, a za mała czarna jest po prostu skutkiem braku przygotowania. Poprawię się.
Później przeczołgałam się przez zalety yogi po 50-tce, problemy wynikające z menopauzy i poznałam pożytki mycia zębów szczoteczką elektryczną. Głównie dla stawów pożytki.

Tak przygotowana przystąpiłam do lektury artykułu „Jak na nowo zakochać się we własnym mężu” , przy czym słowa własnym mężu wyłaziły wprost ze strony i napadały na czytelnika. Bo jak wiadomo w cudzym łatwiej. Nie ukrywam, że z największą ciekawością przystąpiłam do lektury, bo kilka moich koleżanek chciałoby, delikatnie mówiąc, rozwiązać kwestię swoich mężów. Najlepiej ostatecznie rozwiązać i ponowne zakochanie się na pewno nie było przez nie brane pod uwagę. Mogłabym podsunąć taki wariant, jako odkrywczy. Przeczytałam, ale ten, co to pisał, też ćwiczył się w sztuce niemówienia niczego mądrego, albo w sztuce powtarzania sloganów. Wyczytałam cztery sugestie – rady dla starych małżonków:
1.       Poznajcie swoje pasje!
(No faktycznie, jeśli po 40 latach pożycia mam poznać pasję swojego męża to problem jest duży. Bo albo mnie nie było przez te 40 lat, kiedy on o tej pasji mówił, albo to nie jest żadna pasja i nie ma o czym mówić.)

2.       Pamiętaj w kim się zakochałaś.
(Rany boskie! Z tej pamięci nic nie wynika, bo tamten cudny chłopak umarł już śmiercią naturalną kilkadziesiąt razy. Co po mojej pamięci?)

3.       Koniec kłótni.
(Tak może radzić tylko zadeklarowany singiel. Nie do zrobienia.)

4.       Rozpocznij rozmowę
(Zgodzę się, pod warunkiem, że rozmowa dotyczy tematów bezpiecznych, a tych w naszym kraju już nie ma, bo nawet o pogodę można się pokłócić. A szczególnie w roku wyborczym. I po 40 latach.)


Jak nic pisał ten artykuł dojrzały stażysta na trzecim roku przed licencjatem. Na szczęście lubię swojego męża i nie muszę się ponownie zakochiwać, ale koleżankom pomóc nie mogę. Żadnej.
Potem już tylko były opisy nowych zapachów do domu, środków do prania i inne zapchajdziury, nawet nie próbujące sprawiać wrażenia ważnych. Albo interesujących. Wszystko ozdobione reklamami wszystkiego, co koniecznie musimy kupić i z wykorzystaniem fotek pięknych modelek – obrzydliwie nieponadczasowych.

Po uważnej lekturze myślę, że nie ma sensu podawanie tytułu tego magazynu, bo on się niczym nie różni od innych piśmideł adresowanych do  kobiet. Nawet zdjęć nie zmienili.

A ponadczasowość ma w tym przypadku sens tylko po przywołaniu powiedzenia, że „darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda”.
Nie warto.
I niech jednak dotyczy  powiedzenia.

0 komentarze