Mój pierwszy raz

08:07

Tytuł na pewno przyciągnie rzeszę fanów w liczbie kilkunastu, co dla niszowego bloga, i tak dużo. Spragnionych plotek na temat wspomnień z życia intymnego od razu informuję, że nic z tego. Dalej mogą nie czytać, bo nie nastąpi nic niemoralnego.
Choć właściwie może jednak?
Otóż zwierzyć się chciałam publicznie dość, jak po raz pierwszy odważyłam się. Albo właściwie obnażyłam. W każdym razie publicznie przyznałam się do tego, co robię. A więc składam ja wizytę w gabinecie lekarskim w sprawie drobnego zabiegu chirurgicznego. Późne popołudnie w listopadzie. Jest sennie. Pacjentów jak na lekarstwo, lekarzy dokładnie tyle samo. W poczekalni siedzę ja i rejestratorki. Siedzę i czekam, bo wizyta umówiona i od kilku tygodni próbuję rzecz załatwić. Pół godziny po umówionym terminie wchodzi starszy pan. Wyraźnie zmordowany życiem i przeciwnościami losu. W ręce niesie wykrochmalony kitel lekarski. Po chwili, odziany w ten kitel otwiera drzwi i prosi mnie do gabinetu.  Wchodzę, siadam.

Pan siada po drugiej stronie biurka i pochyliwszy głowę nad kartką papieru, pyta:
Co panią do mnie sprowadza? odpowiadam rzeczowo. On notuje coś na kartce i nie podnosi głowy.
- Co pani robi? – I tu jak zwykle mam problem, bo to trudno wyjaśnić, co ja robię. Myśli galopują tak, że słychać ich tupanie. Może powinnam powiedzieć, że nic? Bo przecież emeryt nic nie robi. Ale ja robię. Nie ma mojej zgody, by tak zadeklarować, że nic, skoro dużo. Pytanie jest zresztą bez sensu, bo nie widzę żadnego związku z tym, z czym przyszłam. E tam powiem, że nic i że na emeryturze, i już. I już mam otwarte usta, by to wyrazić, gdy nagle słyszę własne:
 - Jestem pisarką! doktora wyprostowało za biurkiem..
- Kim?
- Pisarką – powtarzam głośniej i pewniej, bo najgorzej to pierwszy raz. PISARKĄ! Powtarzam.
- Jak to? To co pani robi? – patrzy na mnie, jakby się z jakiegoś snu wybudził, albo nagle oprzytomniał i świat mu jakoś się rozłaził.
- Piszę proszę pana! Pan ludziom wycina, a ja piszę.
- Ale co Pani pisze?
- Właściwie wszystko. Bloga, scenariusze, opowiadania, powieść, pracuję nad reportażem i monodramem. Piszę, co potrzebne.

Oczy miał wielkie, jak spodki i wyglądał, jakby się zawiesił. Pewnie zmąciłam mu jakiś porządek, w którym pisarz to dajmy na to Sienkiewicz. Znaczy facet, który umarł. A nie kobitka (jeszcze żywa) siedząca w jego gabinecie z potrzebą medycznej usługi. W gabinecie zapadła długa cisza. Much nie było, bo listopad. Był za to senny półmrok i atmosfera, jak w „Rosemary baby” Polańskiego. Wreszcie doktor dał znak życia mówiąc pod nosem:
- Coś takiego!
- Też nie mogę się nadziwić – odparłam  grzecznie, by być  w kontakcie  z lekarzem.
No i w ten sposób już jestem po inicjacji. Zmieniłam myślenie i już nigdy nikomu nie przedstawię się jako emerytowana nauczycielka. To było w innym życiu.
Dzisiaj rano obejrzałam w Bibliotece Raczyńskich wystawę poświęconą twórcom powieści kryminalnych, bez których upadłoby czytelnictwo na świece. Uważnie przeczytałam życiorys ulubionej Agaty Christie, z którego wynika niezbicie, że Królowa Agata głównie podróżowała w poszukiwaniu inspiracji.  Natychmiast zrozumiałam, że nie mam wyboru. Muszę i ja podróżować.  Tym razem w celu poszukiwania inspiracji udam się już jutro do Bangkoku.

Tam czeka na nas nasz przyjaciel i jego tajska rodzina.

Nareszcie znalazłam uzasadnienie.

0 komentarze