A jednak

02:03


Kiedy patrzę w prawo, widzę intensywną czerwień pelargonii na tle fuksjowej bugenwilli, a to wszystko w otoczeniu soczystej zieleni, oślepiającej bieli ściany budynku, odbijającej refleksy słonecznych promieni. Do tego błękit nieba. Czerwień i pelargonia ta sama, co w kraju, ale tutaj krzak ma wysokość około półtora metra, a ukwiecenie jest tak obfite, że czerwień zdaje się zalewać świat cały. Rozsypuje się wokół i nie jest już żadną ozdóbką. Jest siłą i pięknem przyrody.
To cała reszta jest dodatkiem.
Dwa tygodnie z takim widokiem za oknem. Dwa tygodnie czasu na to, by z sobą porozmawiać. By w gonitwie codziennego życia poprzestawiać wszystkie sprawy, ustalić ze sobą, co jest urodą, a co dodatkiem, co istotą, a co jedynie ozdóbką. I w czym tkwi siła, a co jest tylko marketingowym zabiegiem lub jego konsekwencją. Jest dobrze.
Przed wyjazdem miałam szczery zamiar całkowicie się wyłączyć. Jednak znalezione znienacka wifi, które – o dziwo! czasem działa – spowodowało, że na FB wrzuciłam kilka zdjęć z hotelu, z wycieczki. Posypały się prośby o nazwę hotelu, miejscowość i pytania o okoliczności. W tej sytuacji moja społeczna natura wzięła górę i postanowiłam się podzielić doświadczeniami, skoro planujecie urlopy i szukacie miejsc sprawdzonych.
Dla takich jak ja, Turcja w okolicach Bodrum, to strzał w samą 10. Z kilku powodów, które od lat niezmiennie dominują przy wyborze wakacji.
Po pierwsze murowana pogoda i jak dotychczas ( który to z rzędu pobyt?) nigdy żadnej wpadki. Cieplutko, ale bez zniewalającego upału, lekki wietrzyk od morza załatwia wszystkie problemy. Zazwyczaj przyjeżdżamy tutaj w czerwcu i wtedy bywa nawet chłodno wieczorami. Ale jestem jedyną osobą, która wkłada długi rękaw,  więc to chyba jednak sprawa osobistego doświadczenia.
Po drugie hotele – małe, z klimatem, tzw. boutiquowe. Nie ma kilkupiętrowych molochów, więc ludzi mało i dzięki temu w naszej wiosce panuje atmosfera nadmorskiej miejscowości, z przewagą morza, plaży i namiastką promenady, przy której stoją maleńkie i w połowie puste hoteliki. Tylko w jednym jest dyskoteka (do 22!), w kilku muzyka na żywo. Wszystko jest  przed sezonem, już w gotowości, ale ciągle przed. Nie ma wrzasku, hałasu. Spokój.
Po trzecie – nie ma moich ulubionych towarzyszy wakacyjnych podróży, czyli Anglików i Rosjan. Nie ma – bo w tej miejscowości zachowały się hotele bez opcji all inclusive. W takim właśnie jesteśmy - czyli nie ma alkoholu przez cały dzień, nie ma baru, którego trzeba pilnować, bo może być wzięty. W dodatku jeść dają tylko dwa razy dziennie, a to niektórym miłośnikom all inclusive kojarzy się ze śmiercią głodową. W Turcji oferta bez all inclusive jest raczej nietypowa i chyba tylko tutaj, w Bodrum, można na nią liczyć. Już wiem, że im skromniejsza oferta, tym lepsze wakacje, choć może obiektów obserwacji znacznie mniej. Ale za to można zajrzeć w siebie.
Po czwarte jedzenie. Turcja to raj dla smakoszy i miłośników zdrowego odżywiania. Kuchnia jest lekka, pełna warzyw i owoców. Byłam tu wiele razy i nigdy się nie zawiodłam. Zawsze było przepysznie. A porównując proporcje cenowe innych ofert z basenu Morza Śródziemnego, tureckie wakacje są dużo tańsze i dużo smaczniejsze, niż na przykład greckie czy hiszpańskie. A ponieważ jest tak pysznie, wybieram zawsze opcje wakacyjne bez pięciu posiłków w cenie, bo jedyna rzecz, której mi tutaj brakuje, to zdrowego rozsądku. Wolę nie ćwiczyć swojej silnej woli, która u mnie, w starciu z obfitym bufetem, słabnie niemiłosiernie.
Właściwe ginie gdzieś w drodze do restauracji, a w środku jestem już całkowicie bezbronna i zdana na łaskę i niełaskę kolorów, smaków i pokus. Gdybym to robiła pięć razy dziennie, poległabym z kretesem.
Po piąte zabytki.  Podobno najwięcej greckich zabytków, jest w Turcji. I kolejki do zwiedzania ździebko mniejsze.
Po szóste – ten raj kosztuje mniej, niż wakacje w Polsce.
Po siódme jedyna możliwość kupienia najtaniej absolutnie wszystkich podróbek światowych marek, o których lokalni , zachwalając swój towar mówią, „oridżinal copy – gud prais, dobra cena”
O tym z jakiego biura tu przyjechaliśmy i w jakim hotelu jesteśmy, chętnie napiszę zainteresowanym na priv. W końcu ciągle jeszcze nikt mi za moją miłość do Turcji nie płaci i to co piszę wynika jedynie z sympatii do ludzi.


0 komentarze