Czego można się dowiedzieć na kursach pisarskich?

13:21


Biję się w pierś swą obfitą i przyznaję…. nie pisałam. Ale zaraz dopowiadam – nie pisałam, bo …pisałam. A wszystko z powodu ciągot. Pisarskich oczywiście.
Rozpisałam się ostatnio i czując potrzebę rozwoju w tym kierunku, zgłosiłam się na kurs z podstaw pisania, czyli takie warsztaty dla tych, co im po głowie chodzą różne pomysły związane z pisaniem. Najpierw zapisałam się na jeden kurs, ale ja wszystkiego lubię mieć więcej, więc zapisałam się i na drugi, który także dotyczy pisania, tyle że program zajęć był trochę inny. Jak to mówią – KTO BOGATEMU ZABRONI? W tym przypadku nikt się nie odważył.

Rzecz nie była tania, bo jak coś jest elitarne, to cena zawsze wydaje się być z kosmosu. No ale w końcu – rozwój musi boleć, dlatego na wejściu zapewniono uczestnikom  ból finansowy. Potem były męki twórcze, ból głowy z niewyspania, ból wątroby z nadmiaru kawy, ból serca z okazji krytycznych opinii i na koniec (za to zostanie na dłużej!) ból w odcinku lędźwiowym od ciągłego siedzenia przy komputerze lub stole. I pisania. No i to by było tak w skrócie podsumowanie ubiegłego tygodnia. I wyjaśnienie mojego milczenia na blogu.
Sadząc po ilości bólu i jego zróżnicowaniu rozwinęłam się. Nie wiem, czy literacko. Tego na razie nie umiem ocenić. Na pewno było to niezwykłe doświadczenie społeczne i bardzo inspirujące do dalszego rozwoju. Po pierwsze poznałam ludzi, którzy mają podobne zainteresowania. Byłam bardzo ciekawa, kto ma tyle determinacji, by z takiej oferty skorzystać? Oczywiście w obu grupach były same kobiety. Niestety zawyżałam średnią wieku w sposób zdecydowany.  Pod tym względem kurs przyniósł mi cały szereg przykrych doświadczeń, bo kilka razy miałam wrażenie, że w sposobie odbioru zjawisk, w sposobie opowiadania o nich w tworzonych tekstach między mną i moimi koleżankami była przepaść nie do pokonania. Na dodatek w omawianym na zajęciach opowiadaniu  Edgara Poe przeczytałam o „sześćdziesięciopięcioletnim starcu steranym życiem stojącym nad grobem” , co nie dodało mi otuchy. Obnażyłam także swoje luki kulturowe, bo okazało się , że ja po prostu należę do grona wykluczonych z racji tej, iż nie oglądam kultowych seriali i nie chodzę do kina. To znaczy chodzę, ale nie tak często jak powinnam, by być na bieżąco i rozumieć, o czym mówią uczestnicy zajęć. W kwestii seriali, to ja nawet nie wiedziałam,  że takie są. A tu bach. Ludzie wiedzą. Mało tego! Mam teraz przeświadczenie, że bez spojrzenia filmowego nie da się dziś rozmawiać o literaturze. Że już o pisaniu nie wspomnę.
No i w związku z tym postanowiłam szybko nadrobić i zachęcona przez koleżankę z kursu obejrzałam dwa odcinki podobnego bijącego rekordy popularności serialu „Dziewczyny”. Koleżanka (ok. 30 lat) uprzejmie zapytała czy widziałam „Seks w wielkim mieście”. Kiedy potwierdziłam, ostrzegła uczciwie, że „Dziewczyny” są podobne, tylko gorsze. I jeszcze  poprosiła, bym przeczekała dwa odcinki, bo od trzeciego już się da to oglądać.
Obejrzałam dwa. Nie wierzę, że się da oglądać. Ale się nie poddam.
Poza tym dowiedziałam się wielu informacji o „kuchni pisarskiej”, trudzie poszukiwania wydawcy, o sztuczkach wydawców wobec debiutantów oraz  o sztuce marketingu. Wszystko to było bardzo przydatne i odpowiadało na potrzeby odbiorców, którzy chcą zaprojektować swój sukces. I w tym miejscu rodzi się pewna wątpliwość, czy na pewno moje oczekiwania zostały spełnione. Bo nie wiem, czy w mym przypadku sukces to dobre słowo. Chyba potrzebuję trochę czasu, by móc to ogarnąć.
W każdym razie uczciwie pisałam różne wprawki, słuchałam opinii o moich tekstach i doświadczałam życia adeptów pisania.
Na szczęście w minionym tygodniu byłam także na wieczorze Andrzeja Poniedzielskiego, za którym przepadam. Zawsze podnosi moje upadające ego. Poniedzielski ma w sobie wszystko to, co kocham w dojrzałych mężczyznach. Spokój, finezję językową i dar widzenia zjawisk takimi, jakimi są. No i dystans oczywiście. Na zakończenie wieczoru wyjawił obecnym swoje rozumienie różnicy między optymistą, a pesymistą. Otóż optymista jest przekonany, że świat stoi przed nami otworem a pesymista w zasadzie myśli podobnie.

Tyle tylko, że wie, o który otwór chodzi.

0 komentarze