Sporty ekstremalne

02:12


Poczyniłam przedwczoraj całą serię spostrzeżeń na temat sportu i mężczyzn. Może bardziej konkretnie: mężczyzn uprawiających sport. Pewnie te same refleksje znalazłabym w publikacjach naukowych, ale na wszelki wypadek nie szukam. Mam swoje. Sprawdzone i na poznańskich Termach Maltańskich poczynione. Czynię takowe od kilkudziesięciu tygodni regularnie we wtorek wieczorem. W tym czasie razem z przyjaciółką wykonujemy szereg przedziwnych ruchów mających usprawnić nasze niezwykle powabne sylwetki i spowodować wydzielanie hormonu szczęścia. Wykonujemy te ruchy w towarzystwie kilkudziesięciu innych niewiast, podobnie jak my miotających się przez 45 minut w wodzie na głębokości 5 m. Ta głębokość ma ogromne znaczenie, bo PODOBNO już sam ruch na tej głębokości rzeźbi sylwetkę. Pewnie dlatego jesteśmy takie powabne i na pewno dlatego czasem możemy sobie bardziej popatrzeć i pomyśleć, niż skupiać się na intensywnym wykonywaniu rozpaczliwych wyrzutów kończyn dolnych i spazmatycznych ruchów kończyn górnych. Woda i tak nas wyrzeźbi.
No więc w ostatni wtorek też bardziej sobie patrzałam, niż naśladowałam ruchy prowadzącej - specjalistki od zumby w wodzie. I z rosnącym zainteresowaniem przyglądałam się grupie mężczyzn, którzy w tym samym czasie także ćwiczą na naszym basenie, na sąsiednim torze. Ćwiczy tam grupa w różnym wieku, za to wszyscy mają wiosła i ogromne torby na kółkach. Nie mogę dojść jaka to dyscyplina, ale na pewno jakaś bardzo męska. Najpierw wszyscy się schodzą z tymi wielkimi torbami. Żeby było ciekawiej  przychodzą na basen ubrani. To znaczy mają spodnie i bluzy, co wśród tej armii golasów skąpo odzianych, latających w te i nazad po brzegach basenów zdecydowanie wyróżnia tę grupę. Potem się długo naradzają. A potem pływają w takich małych kajaczkach. Żeby było jasne,  słowo pływają to lekkie nadużycie, bo oni raczej tkwią w jednym miejscu jeden za drugim, bo tor mają jeden i jak wszyscy wejdą w te kajaczki, to szczelnie wypełniają przeznaczoną przestrzeń i o ruchu nie ma mowy. Może oni ćwiczą korki wodne? A może to jakaś sekta wodniaków? Przyglądam się temu zjawisku już na tyle długo, że korci mnie, by podejść i zapytać, co oni za jedni. Myślę sobie jednak, że na pewno to są amatorzy sportów ekstremalnych.
Tylko ekstremum im się zmniejszyło.
Jednak przedwczorajszy basen zapewnił mi o wiele więcej przeżyć niż normalnie. Wyjątkowo towarzyszył mi mąż i tym razem jechałam na basen  z nim,  nie z koleżanką. To istotne, bo mój mąż, jak każdy prawdziwy mężczyzna też lubi przeżycia ekstremalne i pewnie dlatego nie staje na parkingu, tylko szuka różnych innych miejsc. Jechaliśmy samochodem zastępczym na numerach z innego województwa. Kiedy wróciliśmy do auta, okazało się, że zostało okradzione. Szeroko otwarte drzwi nie zostawiały żadnej wątpliwości. Tego typu zdarzenia powodują u mnie gwałtowne skrócenie wszystkiego w środku. No i uruchamia się wyobraźnia. W samochodzie nie mieliśmy nic prócz kluczy do domu i trójkąta odblaskowego. Złodziej to zabrał. A moja wyobraźnia podsunęła wszystkie możliwe rozwiązania i komplikacje. W ciągu kilku minut nadawałam się do rekonstrukcji psychicznej i z nerwów bolało wszystko – cała moja wyrzeźbiona sylwetka. Przebiegły Mąż  kluczył potem po mieście, by zgubić ewentualnego złodzieja, bo ten  mógł jechać za nami, by zlokalizować dom. To wydłużało niemiłosiernie proces produkowania okrutnych obrazów w mojej głowie. Z tymi wszystkimi obrazami w głowie,  wróciwszy bardzo późno do domu, poszłam do łóżka po to, by spokojnie móc je do czwartej rano przemyśleć. O czwartej nad ranem byłam gotowa dać sobie łeb uciąć i wypatroszyć wyobraźnię. Naczyta się człowiek kryminałów i potem zwyczajny złodziej obrabiający samochody przed basenem grozi mu zejściem śmiertelnym na zawał z powodu wyobrażonych strachów.

Rano wstałam, jak pijana i w tym stanie swoistej nietrzeźwości myśl mi przyszła taka, że ekstremalne sporty też są szyte na miarę.
Ja mam miarkę.
A ta się przebrała!

0 komentarze