Niedziela na leżaku

08:49


Leżę sobie na leżaku w moim ogrodzie i myślę, jak to dobrze, że naród biega, jeździ na rowerze i uprawia różne sporty.
Bo jak w Poznaniu organizują maraton, biegi, albo inne sportowe pospolite ruszenie, to mieszkańcy Antoninka zostają na pewien czas odcięci od świata. To znaczy świat ich odgradza barierkami i mogą się tylko z tego swojego fyrtla wydostać przez specjalne śluzy. To jest zawsze kłopot, bo sportowe pospolite ruszenie w liczbie kilkuset lub kilku tysięcy rusza się ciągle, a policjanci puszczający przez śluzę honorują tylko i wyłącznie niebieskie koguty na dachu. O reszcie cierpliwie stojących w długiej kolejce myślą chyba, że skoro lubią mieszkać w Antoninku, to na pewno lubią też w niedzielę stać w kolejce do przejazdu przez śluzę i czekać na zmiłowanie oraz wystarczająco długą wyrwę w rozciągniętym pospolitym ruszeniu. Każdy, kto raz tego próbował takiego przejazdu, dobrze wie o jakich emocjach myślę.
Ponieważ trzymam się zasady szukania pozytywów w każdej sytuacji, poszukałam i w tej. Oto mam wolną niedzielę. Bo nikt do mnie i ja do nikogo nie dojadę. Nie ma rodzinnego obiadu i przygotowań z nim związanych, nie podam nikomu kawy z ciastem i lodami. Jest piękna pogoda i są tylko dwa biegi – wolny i wolniejszy. I możliwe spotkanie z własnym myślami, co wcale nie jest takie proste. Co więcej, mam wrażenie, że coraz więcej ludzi biega i może dlatego z myślami własnym spotykają się rzadziej. A z własną odpowiedzialnością to już chyba wcale. Ta refleksja nachodzi mnie zawsze, jak tylko dopadnie mnie rządowe radio i telewizja, albo przeczytam gazetę. No to leżę i sobie myślę o tym, co mnie spotkało w tym tygodniu.
Najpierw spotkałam pewną starszą panią. Pani była w wieku mocno dojrzałym i śmiało mogłaby być moją matką. W moim dzieciństwie o osobach w tym wieku mówiło się, że stoją już nad grobem. Dziś zupełnie nieadekwatne określenie. Poznałyśmy się podczas posiedzenia Rady Seniorów Miasta Poznania, na które zaproszono Rady Osiedli, by wspólnie dyskutować o poprawie losu seniorów w Poznaniu. Zanim Pani podeszła do mnie, dowiedziałam się, że jest znaną społeczniczką od lat zaangażowaną w ważny dla naszego miasta projekt. Celowo nie piszę jaki. To w tej historii nie ma większego znaczenia. Na tym spotkaniu prezentowałam naszą pracę konkursową „Poznań naszych marzeń”, w której zajęłyśmy się głównie losem seniorów we wszystkich etapach senioralnego życia – czyli od narodzin seniora w wieku ok. 55 lat (to opinia szczególnie popularna w aptekach!), aż do późnej starości, której granica coraz bardziej się przesuwa. Znam żwawych dziewięćdziesięciolatków, więc śmiało możemy mówić o okresie 40-letnim w życiu człowieka. Przy tej rozpiętości  trzeba pamiętać o bardzo różnych potrzebach tej grupy społecznej. Takie było główne przesłanie naszej pracy.

Po prezentacji Pani podeszła do mnie. I z niezwykłą energią potrząsnęła moją prawicą. Uścisk ręki  miała prawdziwie liderski. W oczach zdecydowanie i determinację. I choć postury była bardzo drobnej, to emanowała siłą i było widać, że duch w niej wielki.
- Świetne wystąpienie! Gratuluję pani! – usłyszałam i miłe ciepło rozlało mi się w okolicach serca. Ja proszę Pani bardzo się cieszę, że Panią poznałam. I chciałabym z Panią pracować, bo Pani ma świetne pomysły – ciągnęła dalej i wręczyła mi plik kartek z informacjami na temat projektu, w który jest zaangażowana.
Ale jedno muszę Pani powiedzieć: na młodych ( w domyśle młodych seniorów!) nie wolno dawać żadnych pieniędzy. Młodzi nie potrzebują! Wszystkie pieniądze muszą iść tu! – i znacząco poklepała plik dokumentów projektu dotyczącego rozwiązywania problemów późnej starości. Skontaktujemy się! – i energicznie odeszła pozostawiając mnie w absolutnym zadziwieniu.

Tego samego dnia wieczorem rozmawiałam z młodą osobą (5 lat po studiach), która uruchamia własny biznes. Rozmawiamy o rozwoju pożądanym w jej branży. Przemiła młoda kobieta opowiada mi o swoich planach podjęcia ważnych studiów podyplomowych, na które bezskutecznie próbuje się dostać. Gdyby je skończyła, podniosłaby swoje kwalifikacje. Bardzo jej zależy, ale ….
- …chętnych tylu, a miejsc mało! I nie wiem dlaczego przyjmują takich starych, po czterdziestce i starszych! Na co im te kwalifikacje! Przecież powinno się stawiać na młodych! Prawda? – i patrzy na mnie szukając zrozumienia.

Uśmiecham się i opowiadam o spotkaniu z seniorką-liderką, a opowieść kończę refleksją, że w każdym wieku stosujemy sprawdzoną metodę z piaskownicy – łopatką po łbie, jak nam ktoś coś zabiera i jeszcze krzyk, że nam robią krzywdę. Bo moje jest najmojsze – jak mawiał mój kolega z podwórka.
I wiek – jak się okazuje nie ma żadnego znaczenia.

Bo póki życia, póty łopatka.

 

1 komentarze

  1. Wypoczynek na świeżym powietrzu zawsze wskazany, ja osobiście też lubię wypocząć na działce i zaczerpnąć ciszy,

    OdpowiedzUsuń