Podejrzane w szatni

13:46


Trzy razy w tygodniu siedzę na tej ławeczce w Termach Maltańskich. Siedzę i czekam na jedną z koleżanek, z którą wracam do domu po ćwiczeniach na basenie. Koleżanki zmieniają się zgodnie z rytmem dni tygodnia. Niezmienna jestem ja i ławeczka. I czekanie, bo mi jakoś to ubieranie idzie szybciej. Nigdy nie narzekam, bo ławeczka i czekanie na niej pozwalają się przyglądać ludziom. A to bardzo ciekawe i pouczające zajęcie.
We wtorek usiadłam jak zwykle w miejscu, z którego dobrze widać podchodzących do punktu rozliczenia czasu. Ledwie usiadłam i spojrzałam w kierunku, gdzie wkrótce powinna wyłonić się moja koleżanka, zobaczyłam mamę z dwójką chłopców. Młodszy właśnie śmignął pod barierką i szybko usiadł koło mnie. Zaraz po nim  zajął miejsce jego trochę starszy brat. Obydwaj chłopcy chodzili do przedszkola, ale starszy już chyba kończył ten etap. Mama przyklękła przed nimi na podłodze i zanurkowała w przepastnej torbie. Najpierw wyjęła pudełko z kanapkami i obdzieliła synów, negocjując z nimi stanowisko w kwestii szynki w kanapkach. Potem wyjęła skarpetki i buty po czym rozpoczęła żmudny proces ubierania czterech chłopięcych stópek. Nóżki nie współpracowały, za to mama wiążąc sznurowadła, odpowiadała cierpliwie na różne istotne pytania dotyczące otoczenia. Potem chłopcy zdecydowanie zażądali picia, a mama z torby wyjęła dwie butelki i każdemu otworzyła butelkę oraz podała do rączki.
Następnie ubrała chłopców w szaliki, czapki i kurtki (każdego oddzielnie) mocując się z rękawami, zamkami i guzikami oraz brakiem zainteresowania swoich synów procesem ubierania. Na końcu pospiesznie uzupełniła własną garderobę i uprzejmie poprosiła mnie o opiekę  nad malcami, a sama udała się pięć metrów dalej do kasownika, by opłacić parking i wywieźć chłopaków do domu.
Od samego patrzenia na jej wysiłki poczułam się zmęczona. Łatwo nie ma – pomyślałam sobie. Ale na szczęście zauważyłam wyczekiwaną koleżankę ubraną i gotową do wyjścia.
Wyszłam.

W czwartek na mojej ławeczce siedziała dziewczynka w wieku przedszkolnym. Usiadłam obok i kiedy zaczęłam się zastanawiać, czy nie zainteresować się samotnym dzieckiem siedzącym samotnie, otworzyły się drzwi toalety damskiej i wyszedł z niej mężczyzna z małą dziewczynką. Podeszli do mojej ławki. To był tato i młodsza siostra siedzącej dziewczynki. Dziewczynki były mniej więcej w tym samym wieku, co chłopcy spotkani we wtorek. Tato stanął i wsadził ręce do kieszeni i oznajmił: fałszywy alarm. A dziewczynki rzuciły się do swoich plecaków, by się ubrać. Tato stał niewzruszony i kontrolował otoczenie.

W trakcie ubierania starsza powiedziała, że jest głodna.
- Jedziemy do domu, to chyba będzie jakaś kolacja – odpowiedział ojciec trwający w bezruchu.
- A kupisz nam lody? – dopytała starsza córka próbując zapiąć guziki kurtki
- Lody mogę kupić, chociaż to nie jedzenie!
- Zimne lody, zimne lody – powtarzała młodsza, wciskając lewą nogę do prawego buta. Tato pochylił się przestawił buty, po czym wrócił do pionu i znowu wsadził ręce do kieszeni kurtki. Starsza zawiązała sznurowadła siostrze. Kiedy skończyła, odwrócił się i rzucił w przestrzeń – idziemy!
Obie dziewczynki potulnie ruszyły za tatą ciągnąc po podłodze swoje plecaki, ale młodsza nagle zorientowała się, że nie ma rękawiczek. I głośno się ich domagała!
W kieszeni masz – rzucił ojciec przez ramię i szedł dalej. Wtedy głośny rozpaczliwy płacz przedarł się przez gwar holu. Ojciec stanął, odwrócił się i spoglądając z góry, powtórzył:
- W KIESZENI! No Basiu! Kto ma ci ich szukać?
I poszli na parking.

Dwa bardzo różne modele wychowawcze. Po spotkaniu z mamą i jej synami myślałam o jej poświęceniu, staraniach i umęczeniu. Po obserwacji ojca i córek zaczęłam się zastanawiać, czy jednak usłużna mama nie robi krzywdy swoim synom i ich przyszłym partnerkom. Bo przecież wzorce zachowań i wynikające z nich oczekiwania przekazujemy dzieciom właśnie w takich drobnych życiowych sytuacjach.  Mama na kolanach i siedzący obsługiwani przez nią synowie. Tatuś angażujący się tak, by się nie zaangażować i od początku uczone samodzielności dziewczynki.

Przyglądałam się tym scenom z uwagą, mając w głowie skłębione myśli w związku ze zbliżającym się świętem kobiet i planowanymi protestami. Oczywiście pójdę, bo protestuję. Jestem oburzona traktowaniem kobiet, poniżaniem, ograniczaniem ich praw do samodecydowania, gorszym uposażeniem, szklanym sufitem i tysiącem innych drobnych rzeczy, które mnie wkurzają od zawsze.

Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że w pewnym sensie jesteśmy współodpowiedzialne za kobiecy los. Ani chłopcy, ani tato córek z księżyca nie spadli.
Mama jest tą kobietą, która uczy ról społecznych.

Przy nadopiekuńczych matkach łatwiej kobietom nie będzie.
Jeszcze przez wiele kolejnych pokoleń.

 

1 komentarze