Kot metodyk

13:23

Kiedy dawno temu zaczynałam pracę w charakterze doradcy metodycznego (dla niewtajemniczonych: to osoba, która wspiera innych nauczycieli tego samego przedmiotu, w skutecznym osiąganiu założonych celów dydaktycznych) wśród pracowników Wojewódzkiego Ośrodka Metodycznego krążył żart o kocie metodyku. Otóż pewnego marcowego wieczoru młody kocurek wybierał się na łajdaczkę i bardzo chciał się złajdaczyć skutecznie i wielokrotnie ze wszystkim chętnymi do współłajdaczenia się kotkami. Kiedy już wyszedł z domu ze zdziwieniem zauważył, że idzie za nim stary kocur.
Przystanął, odwrócił się i pyta kocura:
- A ty dokąd? Przecież już nie możesz się łajdaczyć?
- Móc, to może nie mogę, ale popatrzeć i doradzić zawsze! – odpowiedziało kocisko, jak rasowy metodyk.

Z tamtych lat został mi nawyk podglądania warsztatu pedagogicznego innych ludzi i czerpania przyjemności, kiedy zdarzy mi się podejrzeć prawdziwego mistrza czy mistrzynię. Dlatego z wielkim zapałem udałam się na pierwsze spotkanie „Chóru Dziadów i Bab”.
Idea tego chóru – praca z seniorami - jest bliska memu społecznikowskiemu sercu, jak żadna inna. Jednak zanim się zapisałam z tyłu głowy pojawiły się wątpliwości - czy ja na pewno powinnam śpiewać w chórze? w Operze? jakieś granice przyzwoitości w ocenie swoich możliwości powinnam chyba mieć? Szczęśliwie wszystkie pokonał kot metodyk siedzący we mnie od dawna. Pewnie, gdyby nie nazwa tego chóru, to bym się wycofała. Ale kiedy ktoś ma odwagę tak nazwać chór, to znaczy, że jest to człowiek, którego warto zobaczyć w pracy. Pobiegłam
Było warto!
Mimo ulewnego deszczu i pogody, jak z angielskich kryminałów, mimo przedświątecznego tygodnia, Sala Drawicza w Operze Poznańskiej była wypełniona po brzegi. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Już tylko na ten widok serce rosło i upewniałam się w przekonaniu, że seniorzy szukają aktywności. A potem przyszedł Grzegorz Wierus dyrygent Teatru Wielkiego w Poznaniu i wszystko stało się jasne. Zrobiło się natychmiast jeszcze sympatyczniej, muzycznie, swojsko i pracowicie. Siedziałam i podziwiałam talent tego człowieka. Nigdy bym nie uwierzyła, że próba chóru (o ile  można nazwać chórem zebraną dosłownie z ulicy grupę ludzi w wieku mocno dojrzałym!) może być tak ciekawym i jednocześnie inspirującym przeżyciem. Energia pana Grzegorza Wierusa, jego zapał i dar komunikacji, dystans do siebie i zdolność mobilizowania ludzi do wysiłku spowodowały, że trwałam w zachwycie, a stare kocisko we mnie, aż mruczało z zadowolenia. Talent muzyczny w przypadku dyrygenta jest oczywisty, ale tego jak Grzegorz Wierus pracuje z seniorami, to mogliby się od niego uczyć wszyscy, którzy zabierają się za tę trudną pracę.
Nie nudził, nie gwiazdorzył, nie mizdrzył się  i nie obiecywał – czyli umiejętnie omijał rafy, na które wpadali prowadzący,  z którymi miałam dotychczas okazje pracować na zajęciach jako uczestniczka-seniorka. Maestro przyszedł, przywitał, rozciągnął zebranych, wytłumaczył, zachęcił, pokazał, rozruszał i rozśpiewał. W tajemniczy sposób obudził energię tkwiącą w ludziach, którzy przyjęli jego zaproszenie. Śpiewaliśmy  trudny kawałek pod bardzo znaczącym tytułem „Czeka nas uciech moc” ( z „Zemsty nietoperza”), co w przypadku seniorów wydawać by się mogło mało przekonujące  (bo co ich czeka, to już oni dobrze wiedzą), ale  pod dyrekcją Grzegorza Wierusa ma szanse zabrzmieć mimo wszystko, jak nadzieja na uciechy. Dla mnie – kompletnego laika muzycznego, ale z ogromną naturalną potrzebą śpiewania i nieodkrytymi pokładami możliwości  w tej dziedzinie - efekty pracy z naszą grupą były niezwykłe. Najważniejsze było jednak to, że wszyscy ludzie po zajęciach wychodzili z uśmiechem na twarzy.

Zobaczyć jednocześnie prawie setkę uśmiechniętych seniorów w Poznaniu – myślałam, że to niemożliwe. A jednak.
Piszę o tym wydarzeniu  z kilku powodów. Po pierwsze: uważam, że  koniecznie trzeba mówić głośno, kiedy dzieje się coś dobrego. A w tym przypadku mamy nie tylko świetny pomysł, ale także znakomite wykonanie i wyjątkowo dobrą społeczną robotę.
Po drugie: za wszelką cenę trzeba pokazywać dobre wzorce pracy z seniorami, bo bardzo potrzebujemy w naszym starzejącym się społeczeństwie takich inicjatyw, w wykonaniu ludzi z talentem do tej trudnej pracy. Seniorów przybywa, a pomysłów na aktywizowanie tej grupy ciągle zbyt mało.
Po trzecie: nabór do „Chóru Dziadów i Bab” ciągle trwa, więc wysyłajcie swoich bliskich, jeśli lubią śpiewać. Dziadów brakuje szczególnie, ale baby też zostaną ciepło przyjęte.
A po czwarte: namawiam wszystkich, którzy przymierzają się do pracy z grupami seniorów, by poszli i zobaczyli, jak to robi Grzegorz Wierus. Warsztatu pracy najlepiej uczyć się od najlepszych. I wcale nie myślę tu o stronie muzycznej, tylko o warsztacie pracy z grupą ( a ma dużą i głośną). I tu już oczywiście odezwał się mój kot metodyk.

No i wreszcie refleksja na koniec – czego by o mnie nie powiedzieli, nikt mi nie zarzuci, że nie śpiewałam w Operze.
Śpiewałam! I to altem!

A teraz idę poćwiczyć śpiewanie do kuchni, bo idą święta!

Dobrych Świąt życzę!

 

„Chór Dziadów i Bab” ukonstytuował się w zeszłym sezonie artystycznym i zapoczątkowały go zajęcia zatytułowane „Moniuszko w kolorze”. W obecnym sezonie działalność chóru wspiera Stowarzyszenie Kulturalne Pegaz i to ono pozyskało środki, aby chór zaczął działać. Stowarzyszenie jest także patronem Herbatek z Pegazem, które ruszają już 23 kwietnia i na nie też będą zapraszani seniorzy. Będą to spotkania z artystami Teatru Wielkiego w Poznaniu.

Poniżej linki:

http://www.opera.poznan.pl/pl/moniuszko-w-kolorze

https://www.youtube.com/watch?v=6VZ6ncIUhAo

Autorem fotografii jest Michał Leśkiewicz.

2 komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama praca z seniorami już przynosi bardzo dużo radości. Jeśli jeszcze widać tego efekty chociażby w postaci uśmiechu to już w ogóle świetna sprawa. Pamiętam jak pracowałam dla https://www.carework.pl/praca/opieka-niemcy jako opiekunka nad osobami starszymi w Niemczech. Moim największym szczęściem było zadowolenie podopiecznego.

    OdpowiedzUsuń