Pokój na godziny
07:13
Po takim tytule mam murowane tysiąc wejść na bloga! Nic tak
nie przyciąga uwagi jak seks lub przemoc. Do przemocy nie doszło, więc tylko mi
seks pozostał.
Do opisania oczywiście.
A było tak…. Szczęśliwie otrzymałam skierowanie na leczenie
uzdrowiskowe, szczęśliwie z własnym mężem. Mniej szczęśliwie – że zaraz po
świętach wielkanocnych (trzeba było przygotować się przed świętami) i zupełnie
nieszczęśliwie (ale to tylko z punktu widzenia ewentualnej rozrywki
sanatoryjnej) z mężem silnie uszkodzonym, którego uszkodzenie uznał nawet ZUS.
Ci, którzy ostatnio mieli zaszczyt stawiać się na komisję w ZUS-ie rozumieją, o
czym mówię. Tam nawet ciężko chromy na ciele jest zdrowy i zdolny do pracy, nie
podlega żadnemu świadczeniu i nie ma dla niego litości. Dlatego mój stosunek do
uszkodzenia mojego męża zmieniał się po każdej kolejnej komisji ZUS-owskiej,
ponieważ każda uznawała jego przypadek, jako niepodważalny. Zrozumiałam więc,
że męża mam absolutnego inwalidę, który w sanatorium nie tylko nie potańczy,
ale nawet na spacer nie pójdzie, choć nogi ma zdrowe. Skoro ZUS uznał
konieczność rehabilitacji i kolejnych zabiegów, to strach z takim facetem nawet
przejść koło ewentualnych tańców i nienaturalnych ruchów biodrami. Nie mówiąc
już o innych uciechach. Ale co tam, w końcu nie na tańce jadę, tylko na
renowację starówki, czyli po zabiegi przywracające młodość, siły i zdrowie!
Postanowiliśmy przenocować w hotelu na trasie. Hotel znaleźliśmy przez popularną wyszukiwarkę. My mieliśmy wszystkie potwierdzenia, panienka w recepcji nie miała nic. Za to w oczach miała przerażenie, więc natychmiast udała się na zaplecze po kierowniczkę. Kierowniczka – pani w wieku dojrzałym, z włosem w poświątecznym nieładzie, o kolorze mocnej rudości z pasemkami czerwonymi wyszła po chwili i spojrzała niechętnie. Już podczas pierwszej próby wyjaśnienia nieporozumienia miałam wrażenie, że włosy sztywnieją jej z każdą chwilą bardziej i sterczą bardziej we wszystkie strony świata. Przy czym tych stron jest znacznie więcej niż cztery. Wyglądała, jakby miała na głowie hełm z kolcami. Albo skorupę od kasztana. Tylko rudą. Nie mogłam oderwać oczu od tego uzbrojenia, bo była to jakaś fenomenalna zemsta stylisty i pewnie dlatego straciłam czujność wpatrzona w ten cud kosmetyczno-technologiczny. Gdzieś tam między etapem zadziwienia, a etapem zwątpienia w to co widzę, dotarło do mnie, że mimo, iż pani ma wszystko zajęte, to jednak coś dla nas znajdzie. Mąż zapłacił, zabrał klucz i poszliśmy do pokoju. Niezwykły widok kolczastej głowy został pod powiekami.
Pokój był z trzema łóżkami i łazienką, a jedyne czego mu brakowało, to przyjemnego ciepła. Mnie zabrakło rozumu, by natychmiast wrócić do właścicielki sterczących kosmyków i oddać jej klucz, a następnie uciekać w tę wiosenną zimę na dworze i śniegi puszyste zdobiące nieśmiałą zieleń na drzewach. W zamian odkręciliśmy kaloryfer i z nadzieją na nagrzanie pokoju, poszliśmy coś zjeść i zobaczyć rynek miasteczka.
Wróciliśmy po dwóch godzinach.
W pokoju było tak samo zimno. I wtedy mój schorowany mąż zarządził poszukiwanie grzejnika, albo odwrót z hotelu. Determinacja była spora, bo jego bark (uznany nawet przez ZUS!) nie lubi zimna.
Zeszliśmy do recepcji. Dzieweczka po naszej prośbie o grzejnik, ze śmiercią w oczach zawołała kolczastą kierowniczkę. Ta wyszła z zaplecza, a uśmiech tężał na jej twarzy, jak ja, na tym wiosennym mrozie za oknem lub w chłodzie pokoju. Pierwsze zwarcie - prośba o grzejnik - skończyło się wspólnym galopem po schodach do pokoju. Kolczasta leciała, jak młódka, ale ja nie byłam nic gorsza. Poza tym miałam klucz, więc psychicznie byłam do przodu.
Wpadła do pokoju z impetem i przecisnęła do kaloryfera umiejętnie schowanego za szafą i łóżkiem.
- Odkręcony – powiedziała żałośnie
- Na maksa – dodałam z lubością przeżywając kolejne zwycięstwo w tej wojnie z nieuczesaną.
A w łazience nie ma kaloryfera wcale – dodałam z satysfakcją, bo nic tak nie cieszy, jak racja po mojej stronie.
- Nie ma – odrzekła i schyliła głowę z rudymi kolcami.
- A jakiś dodatkowy grzejnik Pani ma? – włączył się mój małżonek
- Nie mam – odparła, a na twarzy miała już tylko zajadłość.
- No to my rezygnujemy z tego pokoju – powiedział mąż i na te słowa czerwono rude kolczaste dziwo rzuciło się do drzwi i w zawrotnym tempie uciekło.
Zaraz po tym, gdy Pani stanowczo stwierdziła, że zrezygnować możemy, ale kasy nam nie odda, bo „się nie da!” nastąpiła wymiana ciosów kolczastej głowy i mojego męża! A ja trwałam w drugiej linii, w bezruchu, obwieszona torbami, jak przesiedleńcy, bo mąż ze względu na bark może się obwiesić jednostronnie. A w zdrowej ręce miał portfel i nim machał. Pani machała obiema, potrząsała kolcami i rzucała gniewne spojrzenia. Brzydkich wyrazów nie używali, ale nawzajem wysyłali sygnały rozmaite, mające uzmysłowić przeciwnikowi, że jest niekompetentnym idiot(k)ą i nie wie, że się (nie) da! Każde z nich wykonywało szereg nerwowych ruchów po swojej stronie kontuaru. Przypominali dwa szykujące się do wojny koguty, przy czym ona bardziej ze względu na kolory. I wzrost.
I do tego momentu wszystko było mi znane i bliskie (z wyjątkiem kolców), a potem nagle nastąpił zwrot akcji i Pani zaproponowała zwrot kasy, ale bez VAT-u. Mąż się zgodził i kiedy już, już wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały pojednanie stron, Pani kładąc pieniądze na ladzie powiedziała mściwie:
- Nie takie numery tu widziałam! Nie Pan jeden bierze pokój na godziny!
I tu nas rozwaliła kompletnie.
Mąż zaniemówił, a ja aż wciągnęłam powietrze z gwizdem i opuściłam torby!
No bo trzeba mieć chyba kolce w mózgu, żeby wpaść na taki koncept!
Oto mój mąż objawił się w świetle tej wypowiedzi jako sprawny i operatywny kochanek.
A ja stałam się nagle na tyle atrakcyjną kobietą, żeby z mojego powodu doszło do takich zdarzeń, jak wynajęcie pokoju na godziny i oszwabienie kolczastej!
I to w tak krótkim czasie!
Polska to kraj cudów.
0 komentarze