Pokój na godziny

07:13

Po takim tytule mam murowane tysiąc wejść na bloga! Nic tak nie przyciąga uwagi jak seks lub przemoc. Do przemocy nie doszło, więc tylko mi seks pozostał.
Do opisania oczywiście.
A było tak…. Szczęśliwie otrzymałam skierowanie na leczenie uzdrowiskowe, szczęśliwie z własnym mężem. Mniej szczęśliwie – że zaraz po świętach wielkanocnych (trzeba było przygotować się przed świętami) i zupełnie nieszczęśliwie (ale to tylko z punktu widzenia ewentualnej rozrywki sanatoryjnej) z mężem silnie uszkodzonym, którego uszkodzenie uznał nawet ZUS. Ci, którzy ostatnio mieli zaszczyt stawiać się na komisję w ZUS-ie rozumieją, o czym mówię. Tam nawet ciężko chromy na ciele jest zdrowy i zdolny do pracy, nie podlega żadnemu świadczeniu i nie ma dla niego litości. Dlatego mój stosunek do uszkodzenia mojego męża zmieniał się po każdej kolejnej komisji ZUS-owskiej, ponieważ każda uznawała jego przypadek, jako niepodważalny. Zrozumiałam więc, że męża mam absolutnego inwalidę, który w sanatorium nie tylko nie potańczy, ale nawet na spacer nie pójdzie, choć nogi ma zdrowe. Skoro ZUS uznał konieczność rehabilitacji i kolejnych zabiegów, to strach z takim facetem nawet przejść koło ewentualnych tańców i nienaturalnych ruchów biodrami. Nie mówiąc już o innych uciechach. Ale co tam, w końcu nie na tańce jadę, tylko na renowację starówki, czyli po zabiegi przywracające młodość, siły i zdrowie!

I nawet wizja pobytu w Polsce B, w dodatku w ruinie, mnie nie powstrzyma! Taka siła we mnie tkwi i samozaparcie!
Wyjechaliśmy w tę podróż na koniec Polski z pewnym wyprzedzeniem, by po drodze, przy okazji pozałatwiać różne sprawy. Najpierw zaskoczyła nas zima. Znienacka napadła na nas i na innych użytkowników drogi. My mieliśmy więcej szczęścia, bo jechaliśmy na koniec Polski. Ci co próbowali po świętach wyjechać na koniec świata przez Wrocław do Niemiec mieli gorzej, bo było ich tylu, że utknęli w korkach na autostradzie, z letnimi oponami i w kompletnej zadymie. Takie coś widziałam w Polsce pierwszy raz w życiu. Na szczęście na sąsiednim pasie. To znaczy widziałam niewiele, bo właściwie nikt nic nie widział, tak lało, wiało. Tylko sznur świateł nieprzerwany przez 20 kilometrów. Robi wrażenie. Jakoś dojechaliśmy bez przeszkód do celu, mimo letnich opon i niesprawnej ręki kierowcy.
Postanowiliśmy przenocować w hotelu na trasie. Hotel znaleźliśmy przez popularną wyszukiwarkę. My mieliśmy wszystkie potwierdzenia, panienka w recepcji nie miała nic. Za to w oczach miała przerażenie, więc natychmiast udała się na zaplecze po kierowniczkę. Kierowniczka – pani w wieku dojrzałym, z włosem  w poświątecznym nieładzie, o kolorze mocnej rudości z pasemkami czerwonymi wyszła po chwili i spojrzała niechętnie. Już podczas pierwszej próby wyjaśnienia nieporozumienia miałam wrażenie, że włosy sztywnieją jej z każdą chwilą bardziej i sterczą bardziej  we wszystkie strony świata. Przy czym tych stron jest znacznie więcej niż cztery.  Wyglądała, jakby miała na głowie hełm z kolcami. Albo skorupę od kasztana. Tylko rudą. Nie mogłam oderwać oczu od tego uzbrojenia, bo była to jakaś fenomenalna zemsta stylisty i pewnie dlatego straciłam czujność wpatrzona w ten cud kosmetyczno-technologiczny. Gdzieś tam między etapem zadziwienia, a etapem zwątpienia w to co widzę, dotarło do mnie, że mimo, iż pani ma wszystko zajęte, to jednak coś dla nas znajdzie. Mąż zapłacił, zabrał klucz i poszliśmy do pokoju. Niezwykły widok kolczastej głowy został pod powiekami.
Pokój był z trzema łóżkami i łazienką, a jedyne czego mu brakowało, to przyjemnego ciepła. Mnie zabrakło rozumu, by natychmiast wrócić do właścicielki sterczących kosmyków i oddać jej klucz, a następnie uciekać w tę wiosenną zimę na dworze i śniegi puszyste zdobiące nieśmiałą zieleń na drzewach.
W zamian odkręciliśmy kaloryfer i z nadzieją na nagrzanie pokoju, poszliśmy coś zjeść i zobaczyć rynek miasteczka.

Wróciliśmy po dwóch godzinach.
W pokoju było tak samo zimno. I wtedy mój schorowany mąż zarządził poszukiwanie grzejnika, albo odwrót z hotelu. Determinacja była spora, bo jego bark (uznany nawet przez ZUS!) nie lubi zimna.
Zeszliśmy do recepcji. Dzieweczka po naszej prośbie o grzejnik, ze śmiercią w oczach zawołała kolczastą kierowniczkę. Ta wyszła z zaplecza, a uśmiech tężał na jej twarzy, jak ja, na tym wiosennym mrozie za oknem lub w chłodzie pokoju. Pierwsze zwarcie - prośba o grzejnik - skończyło się wspólnym galopem po schodach do pokoju. Kolczasta leciała, jak młódka, ale ja nie byłam nic gorsza. Poza tym miałam klucz, więc psychicznie byłam do przodu.
Wpadła do pokoju z impetem i przecisnęła do kaloryfera umiejętnie schowanego za szafą i łóżkiem.
- Odkręcony – powiedziała żałośnie
- Na maksa – dodałam z lubością przeżywając kolejne zwycięstwo w tej wojnie z nieuczesaną.
A w łazience nie ma kaloryfera wcale – dodałam z satysfakcją, bo nic tak nie cieszy, jak racja po mojej stronie.

- Nie ma – odrzekła i schyliła głowę z rudymi kolcami.
- A jakiś dodatkowy grzejnik Pani  ma? – włączył się mój małżonek
- Nie mam – odparła, a na twarzy miała już tylko zajadłość.
- No to my rezygnujemy z tego pokoju – powiedział mąż i na te słowa czerwono rude kolczaste dziwo rzuciło się do drzwi i w zawrotnym tempie uciekło.

Zebraliśmy nasze podręczne bagaże i udaliśmy się do recepcji.
Tym razem za kontuarem stała sama kierowniczka i jej kolce. Ponieważ wzrost miała raczej niewielki, a kontuar był z tych solidnych, co to umiejętnie oddzieli, schowa a w razie konieczności będzie murem fortyfikacyjnym, zza blatu wystawała tylko kolczasta głowa z tymi czółkami rudo-czerwonymi. I gdyby nie ta niespodziewana zima za oknem, noc, bark i brak perspektywy, to pewnie z zachwytu dla tego widoku zostałabym w tym hotelu, trwając w bezruchu, żeby nie spłoszyć tego zwierzoczłekoupiora.
Zaraz po tym, gdy Pani stanowczo stwierdziła, że zrezygnować możemy, ale kasy nam nie odda, bo „się nie da!” nastąpiła wymiana ciosów kolczastej głowy i mojego męża! A ja trwałam w drugiej linii, w bezruchu, obwieszona torbami, jak przesiedleńcy, bo mąż ze względu na bark może się obwiesić jednostronnie. A w zdrowej ręce miał portfel i nim machał. Pani machała obiema, potrząsała kolcami i rzucała gniewne spojrzenia. Brzydkich wyrazów nie używali, ale nawzajem wysyłali sygnały rozmaite, mające uzmysłowić przeciwnikowi, że jest niekompetentnym idiot(k)ą i nie wie, że się (nie) da! Każde z nich wykonywało szereg nerwowych ruchów po swojej stronie kontuaru. Przypominali dwa szykujące się do wojny koguty, przy czym ona bardziej ze względu na kolory. I wzrost.
I do tego momentu wszystko było mi znane i bliskie (z wyjątkiem kolców), a potem nagle nastąpił zwrot akcji i Pani zaproponowała zwrot kasy, ale bez VAT-u. Mąż się zgodził i kiedy już, już wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały pojednanie stron, Pani kładąc pieniądze na ladzie powiedziała mściwie:
- Nie takie numery tu widziałam! Nie Pan jeden bierze pokój na godziny!
I tu nas rozwaliła kompletnie.
Mąż zaniemówił, a ja aż wciągnęłam powietrze z gwizdem i opuściłam torby!
No bo trzeba mieć chyba kolce w mózgu, żeby wpaść na taki koncept!

Co ja niby w tej zimnej norze miałabym robić, z tym chromym jednorękim? W dodatku własnym mężem od bardzo dawna? I dlaczego miałabym jechać w tym celu na drugi koniec Polski? No i jeszcze pomyślałam sobie o swoim i męża peselu.
I najpierw chciałam się oburzyć….Ale po chwili uznałam, że oto usłyszeliśmy jeden z większych komplementów. Oboje! Każdy trochę inny, ale w obu przypadkach budujący.
Oto mój mąż objawił się w świetle tej wypowiedzi jako sprawny i operatywny kochanek.
A ja stałam się nagle na tyle atrakcyjną kobietą, żeby z mojego powodu doszło do takich zdarzeń, jak wynajęcie pokoju na godziny i oszwabienie kolczastej!

No i czy nie po to jeździ się do wód, by się odmłodzić?
Proszę, jaki cudowny efekt!
I to w tak  krótkim czasie!

Polska to kraj cudów.

0 komentarze