Jak Ona

07:49


Była z tych, co to „nie do zdarcia”. Wielodzietna rodzina, kilka etatów, praca społeczna. Tylko czasem, i to już po odchowaniu dzieci, prawo do odpoczynku czyli krótkiego wyjazdu z rodziną. Kiedy dzieci były małe, budowali własnymi siłami dom. To zrozumiałe, że wtedy każdą chwilę wolną poświęcała na pracę. Dlatego nawet nie myślała o dłuższym wakacyjnym wyjeździe. A potem już tak zostało. Najwyżej dwu lub trzydniowy wypad. I marzenie, że kiedyś uda się na dwa tygodnie.  Miało się udać w czerwcu.
I już się nie uda.
Poznałyśmy się kilkanaście lat temu. Miałyśmy razem pracować w dużym projekcie. Była bardzo skromna i bardzo onieśmielona. Może nawet zbyt skromna i zbyt wycofana, jak na zadanie, które musiała wykonać, ale widać było od samego początku, jak bardzo chce pokonać własne słabości i zrobi wszystko, by było dobrze. Koordynowałam prace zespołu, którego była częścią i nasza współpraca układała się znakomicie. Z każdym kolejnym wykonanym wspólnie zadaniem zbliżałyśmy się do siebie i wkrótce zaprzyjaźniłyśmy się. Dzisiaj przypominam sobie nasze rozmowy i dochodzę do wniosku, że Ona zawsze opowiadała o swoich marzeniach. Bardzo nieśmiało zresztą, bo tkwiła w przekonaniu, że nie zasługuje na ich realizację. Zawsze był jakiś powód – a to mankamenty urody, a to luki w wykształceniu, a to  zbyt małe doświadczenie. Spotkałyśmy się na tyle późno, że ominął nas etap marzeń o dobrym życiu naszych dzieci, o cudzym szczęściu. Ona marzyła ….o czasie wolnym, o czasie dla siebie, dla swoich zainteresowań.  O uwolnieniu się od przytłaczających obowiązków i ciągłej gonitwy. Była wiecznie w robocie lub w drodze do niej. Namawiałyśmy się na różne wspólne ekscesy, wypady i przygody, gdy tylko Ona przejdzie na emeryturę. Zostało jeszcze tylko kilka miesięcy i miała złapać oddech. Żadnej z nas, nawet przez myśl nie przeszło, że w jej życiu pełnym zobowiązań, może tego czasu dla siebie po prostu zabraknąć. Była zdrowa, uśmiechnięta, pełna życia, a wiadomość o jej nagłej śmierci była jak świst miecza. Niespodziewana i straszna.
Drugi tydzień nie mogę się pozbierać.
Myśl o mojej nagle zmarłej Przyjaciółce nie chce mnie opuścić. Mam wyrzuty sumienia, że nie oponowałam, kiedy podejmowała kolejne dodatkowe prace. Bełkotałam tylko coś bez sensu o rabunkowej gospodarce własnym organizmem i że tak nie wolno. Ona kiwała głową i mówiła, że to tylko na chwilę. Bo ktoś, coś zawalił i ją poprosili o pomoc. Albo, że musi trochę dorobić, bo chce kupić nowy samochód, żeby dojeżdżać do pracy. Boże, jacy bylibyśmy mądrzy, gdybyśmy mieli ciut więcej wyobraźni.
W pierwszym tygodniu po jej śmierci, myślałam tylko o Niej. Dziś myślę o tym, co powoduje, że kobiety potrafią się, aż tak zaangażować, by w pewnym sensie stracić kontrolę nad własnym życiem? Skąd w nas taka wiara, że „damy radę” (pomijam społeczny i polityczny kontekst tego zwrotu, ale to ulubiony zwrot wielu kobiet, który specjaliści od marketingu z PIS-u nam zabrali). Dlaczego nigdy nie myślimy, jaką cenę przyjdzie nam zapłacić za spełnienie tych wszystkich oczekiwań, które często bezkrytycznie przyjmujemy? I czy to coś, co nie pozwala nam dostrzec zagrożenia płynącego z nadmiaru i braku równowagi, to jest wrodzony optymizm, czy raczej głupota?

Wokół mnie jest mnóstwo tak zwanych silnych kobiet. Są w różnym wieku, ale to nie ma znaczenia. Są zaradne, uśmiechnięte, pracowite, zaangażowane i zagonione. Chętnie wzięły na siebie obowiązki, które kiedyś dzielili między siebie małżonkowie lub całe rodziny. Są bardzo odpowiedzialne i wszystkiego dopilnują. Ze wszystkim sobie radzą. Nie poddają się i zawsze znajdą rozwiązanie.
Dokładnie tak, jak Ona.

1 komentarze

  1. Bo kobiety są za bardzo odpowiedzialne i myślą na zapas, na górkę. Justyna

    OdpowiedzUsuń