Jak mnie Maciej sponiewierał
07:53Wczorajszy wieczór zapisuję w rejestrze „niezapomnianych”.
Przy okazji bardzo ubolewam, że w ludzkim mózgu nie ma funkcji „odzobaczyć”. O
ileż nasze życie byłoby łatwiejsze. Ale skoro nie ma, to żyć trzeba z
zobaczonym, wysłuchanym i przeżytym. A wszystko przez spadek czujności, zbyt
małą wyobraźnię i przekonanie, że słowa Stańczyka z Wesela „Świętości nie szargać, trza by święte były” wszyscy wzięli sobie do serca.
Otóż nie wszyscy i teraz już wiem na pewno, że chyba tylko
nieliczni. Maciej na pewno nie! W dodatku na tym kalaniu wszystkiego i
wszystkich robi karierę, a ja mu to wczoraj ułatwiłam, kupując bilet do Auli
Uniwersyteckiej na koncert Maleńczuka. (w tym miejscu uderzam się w pierś i
głośno mówię „mea culpa”, bo przecież mogłam nie kupować, nie uczestniczyć, nie
zabierać znajomych….tych „nie” mogłoby być znacznie więcej).
Nie przywołam tych słów, bo wszyscy je znamy, a żadnej finezji lub nowatorstwa w ich użyciu nie było. Ot! zwykły standard polskiej ulicy, gdzie bez przywołania najstarszego zawodu świata zdania zbudować nie można, a porównanie do męskiego narządu płciowego jest obowiązkowe przy opisywaniu emocji lub wielkości. Na ulicy nie dziwi. W Auli UAM wali po uszach i rozkłada człowieka. Znaczy się mnie!
I tu refleksja, że ludzie te jego teksty nagradzali brawami. To mnie zastanawia. Nie słyszą? Nie razi?
No i właściwie, co ja się temu dziwię – jak ulica, to ulica!
No ale nie ma co się użalać, bo bilet kupiłam dobrowolnie, a jako unikająca kolorowej prasy wpadłam w nieswoje klimaty. Potwierdza się, że wiedza to podstawa.
A może stało się tak dlatego, że podobnie jak sam artysta i większość Polaków wyznaję zasadę, iż z niektórymi twórcami jest jak z alkoholem. Wiadomo, że się nie uda , ale trzeba próbować.
Wypełnić, wypełnił!
Tylko po co?
0 komentarze