O dwóch takich...

13:50


Jest sobota. Pierwszy tegoroczny, prawdziwie wiosenny wieczór. Ludzie – potomkowie samobójczego plemienia, które wbrew zdrowemu rozsądkowi setki lat temu osiedliło się w tej nieprzyjaznej szerokości geograficznej, umęczeni chłodem, obrzydliwie długą zimą wylegli na ulicę. Idą na piwo, do znajomych, przed siebie. Idą, bo wiele miesięcy czekali, by tak po prostu iść.
Ja wsiadam do tramwaju. Nigdzie nie pójdę, bo jestem zmęczona. Sukcesy są wyczerpujące. Im człowiek starszy, tym bardziej. Więc wsiadam. Osuwam się na siedzące miejsce, a nade mną znacząco widnieje ikonka człowieka z laską. Normalnie bym ominęła, bo ja mentalnie jeszcze ciągle bardziej laska, niż z laską, ale dziś zajmuję to miejsce. Dziś jest bardzo właściwe. Jestem wyczerpana i trochę oszołomiona. Trochę, oszołomiona, bo ja już wszystko tylko trochę.  Tylko zmęczona całkiem. Kilka minut temu skończył się  spektakl #metoo, w którym występowałam, wystawiany w ramach Wielkopolskiego Kongresu Kobiet. Na sali aktywne kobiety. Bardzo wymagająca publiczność. Więc dla całego zespołu ten występ, to wielkie przeżycie, wyrzut adrenaliny, trema, wszystkie lęki świata i tysiące wątpliwości. Ale mam to już sobą. Więc teraz siadam i czuję, jak ze mnie spływa. Właściwie to jest mi bardzo dobrze w tym tramwaju. Tylko w głowie uporczywie łomoczą mi  słowa z początku  mojego tekstu „To jest historia o tym, jak myślałam, że gorzej być już nie może i o dwóch takich, którzy pokazali mi, jak bardzo się myliłam….” I dalej - kto był, ten wie. Kto nie był – niech przyjdzie.
Ale słowa tak mi się jakoś wgrały i powtarzają się same. Nie myślę nic o kobiecie, która je napisała w ramach akcji #metoo, nie myślę o Uli, która je znalazła w Internecie, wyciągnęła razem z wieloma innymi tekstami i ubrała w teatr, a potem obudowała wydarzeniem społecznym. Zrobiła kawał dobrej społecznej roboty. Jest mądra, pracowita i bardzo zdolna. To wiem od dawna. Ale teraz nic o niej nie myślę, bo ja jestem trup sceniczny, ofiara własnych chceń i ciekawości życia, ofiara ciągot i innych takich, co to się w ludzkich głowach lęgną. Siedzę pod ikonką faceta z laską, tramwaj jedzie i dźwięczy, jak to tramwaj, w głowie brzmi ciągle ten sam cytat.
Półśpię, a na pewno całoletarguję.


I nagle bach:
- Jak pan myśli , że pan z tym psem bez kagańca pojedzie, to pan się myli bardzo – głos donośny lekko tylko zniekształcony mikrofonem rozlega się w całym tramwaju. Ocknęłam się natychmiast (powinno być chyba ocykam się?)  Stoimy na przystanku. Domyślam się , że to był głos motorniczego.
Pierwsza myśl „To oni mają mikrofony?”
Druga „Chyba będzie problem, bo jak jest pan, piesek i kaganiec, to znaczy, że będzie zwarcie na linii motorniczy-lud”
Trzecia „ Nie ruszam się, nie mam siły”

Z tyłu słyszę drugi stanowczy męski głos, ale „on ma tylko 5 miesięcy”.
Motorniczy chyba nie słyszał, bo otwiera drzwi swojej kabiny i objawia się wszystkim, jako zdecydowany wróg nieprzestrzegających regulaminu właścicieli piesków bez kagańca. Idzie zdecydowanym krokiem szeryfa na koniec tramwaju. Nie oglądam się. Nie mam siły i jest mi wszystko jedno. Nie słyszę żadnej awantury, a po chwili motorniczy wraca i melduje spokojnie, że dalej nie pojedziemy, bo pan nie chce wysiąść, więc wołamy policję.
Zalega cisza. Złowroga. Ludzie wysiadają, ale po chwili wsiadają z powrotem, bo gdzie tu iść w ten wiosenny wieczór, jak się chciało jechać. Motorniczy w czeluści swojej kabiny dzwoni po właściwe służby. Facet z psem tkwi niewzruszenie z tyłu tramwaju. Czekamy. Z nudów się rozglądam. W tramwaju zostały same kobiety. No i pewnie ten miłośnik zwierząt, który gdzieś tam z tyłu siedzi w aurze nienawiści do regulaminów, motorniczego i chyba całego świata. Nie widzę go, ale drzwi tramwaju zostały zamknięte, jak tylko wezwano policję, więc na pewno jest. On i piesek. Bez kagańca.
Czekamy. Co jakiś czas, któraś chwyta za telefon i informuje swoich bliskich lub umówionych, że jest, że jedzie - znaczy stoi, bo pies bez kagańca, bo policja. Za nami stają kolejne tramwaje. Podobno już pięć. Co jakiś czas ktoś wsadza głowę przez drzwi koło motorniczego i pyta, kiedy pojedziemy? Jak przyjedzie policja – pada odpowiedź. Policja ma pełne ręce roboty, więc stoimy. 10 minut, 25, 40. Teraz wszystkie tkwią w jakimś letargu.

I nagle w ten letarg wdziera się sygnał nadjeżdżającego radiowozu. Wtedy pan z pieskiem decyduje się jednak na opuszczenie tramwaju. Ale zanim z godnością odejdzie, jeszcze idzie wzdłuż pojazdu, jeszcze wsadza głowę przez te pierwsze drzwi i jeszcze, zanim się oddali, mówi:

- a powiedz ty mi ch… jeden, jaki masz k… numer! Bo ja cię k.. za…., bo ty głupi ch…..jesteś.
- 2977 – padło w odpowiedzi  z kabiny motorniczego, bo ten pan z kolei nie miał niczego do ukrycia i jeszcze prawo po swojej stronie. Ale pan od pieska już nie usłyszał, bo w obliczu umundurowanego przedstawiciela władzy, nagle zaczął mówić grzecznie i w dodatku swoja łysą łepetynę osadzoną na szerokim karku skierował uprzejmie w stronę przedstawiciela. Jeszcze kilka minut staliśmy, teraz już wszyscy zainteresowani ciągiem dalszym, którego zresztą nie było. Tylko piesek hasał swym pięciomiesięcznym rozbrykaniem bez kagańca, targając smycz i szarpiąc swego pana, by udał się z nim wreszcie na długi wiosenny spacer, zamiast stać w miejscu bez końca. Piesek miał pecha, bo na pierwszy rzut oka był groźny. Na drugi też. Podobnie, zresztą jak jego pan.

Po godzinie tramwaj ruszył, a za nim cała kawalkada innych. Słońce już dawno zaszło. Poirytowane pasażerki zadzwoniły do swoich bliskich lub umówionych, że znów jadą. A jedna z młodszych pań, siedząca przede mną, powiedziała, że „dziś dzień takich wariatów”. I było widać, że wie, co mówi. W zgodny rytm kół wdarł się ponownie mój cytat „To jest historia o tym, jak myślałam, że gorzej być już nie może i o dwóch takich, którzy pokazali mi, jak bardzo się myliłam….”
I tak sobie myślę, że Makuszyński to powinien za ten zwrot „o dwóch takich co..” dostać znaczącą nagrodę literacką. Albo społeczną.

Bo jakoś tak jest, że dwóch facetów namiesza, a kupa bab cierpi.
I niech to będzie zamiast puenty.
Pozdrawiam Organizatorki Kongresu Kobiet.
I Ulę Kijak –reżyserkę #metoo

0 komentarze