Oko w oko

10:55

Otóż w życiu najbardziej lubię niezwykłe zdarzenia. Dzięki wyjątkowemu poczuciu humoru mojego Taty, od maleńkości ćwiczyłam się  w dostrzeganiu zjawisk niespodziewanych i zabawnych. Nawet jeśli były to przygody mało przyjemne, to zawsze szukaliśmy i znajdowaliśmy w nich jakiś element absolutnie śmieszny, który pozwalał nam inaczej przeżyć zdarzenie. Czasem zdystansować się, czasem  oswoić. Ale zawsze budził naszą wesołość.

No i tak się nam zdarzyło w ubiegłym tygodniu.
Bohaterką tej przygody była moja Mateńka. Starsza Pani udała się na wypoczynek do ośrodka rehabilitacyjno-wypoczynkowego w niedalekiej odległości od Poznania. Niedalekiej, by nie męczyć się podróżą. Na początku wiosny, by nie zaniedbać ogrodu. W towarzystwie zaprzyjaźnionej ciut młodszej Koleżanki i dużo młodszej córki, która zna wszystkie potrzeby Mateńki i jest niezbędna do życia, bo wszystko wokół żyje już własnym życiem – począwszy od drobnych przedmiotów typu okulary i laseczka, a na pryncypiach kończąc. Właściwie to strach budzić się rano, bo nie wiadomo, czy uzyska się porozumienie z drobnicą, ciałem i pryncypiami i czy da się w tym porozumieniu żyć. Moja siostra jest w tym pożyciu i porozumieniu niezbędna. No więc pojechały sobie we trzy, by zażyć różnych uciech. I zażywały. Jedną z uciech był codzienny spacer do koni, które w ośrodku służyły do hipoterapii. Na szczęście te uciechy nie kosztowały, ale konie, jako cel spaceru, były akceptowane. Atrakcją były także lamy, ale te chowały się gdzieś w stajence i były zdecydowanie mniej towarzyskie i widoczne.
Jednego dnia podczas takiego spaceru zebrało się na burzę. Niebo poczerniało, wiatr zerwał się gwałtowny i wyglądało wszystko groźnie. Panie były właśnie koło koników, kiedy znaki przyrody już nie pozostawiały żadnych wątpliwości, że będzie się działo. I to za kilka minut.
Siostra moja rzuciła się  więc w te pędy do pokoju pozostawionego z otwartym oknem, a Mateńka w swoim naturalnym wolniejszym rytmie, stosownie do bagażu doświadczeń i dziewięćdziesięciu wiosen, podążała do hotelu. Koleżanki  z nimi nie było.
W ośrodku wszyscy przygotowywali się na nadejście burzy i w związku z tym opiekunowie zwierząt zadbali także o ich bezpieczeństwo. Między innymi z zagrody wyprowadzono dwie lamy, by doprowadzić je do bezpiecznego miejsca. Wspólnie z opiekunką poszły tą samą drogą, co moja Mateńka, w kierunku budynku. Następnie podobnie jak ona, weszły przez szerokie drzwi do eleganckiego holu, minęły recepcję i stukając kopytkami o marmurową posadzkę zbliżyły się do windy. Tu stanęły grzecznie wszystkie trzy - znaczy opiekunka i dwie lamy czekając na windę. W tym czasie tę drogę pokonała również Starsza Pani i podobnie jak lamy, nie budząc niczyjego zdziwienia, stukając laseczką podeszła do windy. Następnie nie zważając na jej zawartość, gdzie dwie lamy wraz ze swą opiekunką zdążyły już wejść, wkroczyła do windy i drzwi się zamknęły.

A wtedy właśnie moja Siostra zbiegała ze schodów i kątem oka zobaczyła naszą Ulubioną Starszą Panią i jej niezwykłe towarzyszki odjeżdżającą w windzie w środku eleganckiego ośrodka.
Nie wierząc własnym oczom przysiadła z wrażenia, bo widok był niecodzienny. A ponieważ z wykształcenia i długoletniej praktyki jest psychologiem klinicznym i niejedno w życiu widziała, to pierwsze co jej przyszło do głowy było, że właśnie spotkało ją wspomniane niejedno.
I ma problem.
Z relacji Mateńki wiem tylko, że w trakcie tej niecodziennej podróży stała oko w oko ze zwierzęciem, bo wzrost miały podobny i nie miała żadnych wątpliwości, że coś tu jest nie halo.

Wszystkie zjechały do piwnicy. Tu lamy wysiadły i udały się do swojej stajenki. Bo to były bardzo eleganckie lamy.
Za to opiekunka zrobiła wielkie oczy, kiedy Mateńka zażądała podwiezienia na trzecie piętro.

- Ale u nas są tylko dwa! - rzekła przyglądając się starszej Pani ze zdziwieniem i wyraźnym niepokojem.
Całe zdarzenie opowiedziała mi siostra, krztusząc się ze śmiechu. Mateńka zapytana o wrażenia z tej podróży odrzekła filozoficznie:
- Dziecko! W moim wieku nic nie dziwi. Lamy jak to lamy.
Stały. Stałam i ja. Za to znacznie gorsi byli policjanci, którzy tu przyjechali na konferencję. Było ich chyba ze stu.
I każdy mi mówił dzień dobry.
No i trudno się  z tym nie zgodzić.

Też bym wolała dwie lamy  w windzie, niż stu policjantów na wybiegu.

0 komentarze