Zdjęcie

09:21


To moje ulubione zdjęcie z dzieciństwa.
Mój początek wszystkiego. Ja, to ta siedząca na  balustradzie dziewczynka. Uśmiechnięta i szczęśliwa, tak jak powinno być szczęśliwe każde dziecko. Bez wyraźnego powodu. Ot! po prostu tak naturalnie. Na zdjęciu mam mniej, niż trzy lata. Tak wynika z moich obliczeń i znanych faktów, nie z opisu zdjęcia. Obejmuje mnie moja Mama. Widać, że też jest szczęśliwa. Ona jest szczęśliwa,  jak każda Mama, która ma zdrowe dziecko i dach nad głową. Zdjęcie jest zrobione na balkonie naszego mieszkania na Chwaliszewie. Być może uwieczniono na zdjęciu ten dzień, kiedy po raz pierwszy weszliśmy do naszego mieszkania. Rodzice wspominali, że kiedy obeszłam wszystkie kąty i nic nie budziło mojego zainteresowania, oświadczyłam „łanne mamy mieśkanie, ale teraz chośmy do naszego domu” i zdecydowanym krokiem opuściłam lokal.
Bo dom był tam, gdzie zabawki, czyli w mieszkaniu dziadków.
Zdjęcie zrobiono w czasach, kiedy fotografia była sztuką tajemną, a zwyczajny śmiertelnik po prostu nie miał aparatu. Wtedy w chwilach ważnych szło się do fotografa. Ufryzowany i odpowiednio odziany do zdjęcia delikwent wyglądał zawsze godnie i nieprawdziwie. Na tej fotografii, której autor jest mi nieznany, żadnej stylizacji nie ma. Samo szczęście i uroda jednej chwili. I fotograficzny zapis z początku wielkiej przygody, jaką jest relacja matki i córki.

Zdjęcie jest bezcenne, bo nie mam innego, na którym byłybyśmy tylko my dwie i w dodatku w takiej bliskości. Bardzo szybko odkryłam uroki niezależności i prędzej znaleźliby mnie zwisająca głową w dół na trzepaku lub oblatująca z chmarą dzieciaków chwaliszewskie podwórka, niż tulącą się do mamy. Potem kiedy już byłam starsza i wreszcie mieliśmy własny aparat fotograficzny, to Mama robiła zdjęcia. I znowu nie było okazji, byśmy sobie zrobiły wspólne. A później, przyszło aktywne życie i o utrwalaniu pięknych chwil nikt nie myślał. Po prostu przelatywały jedna za drugą. No i tak wyszło, że właściwie z Mamą to mam tylko to jedno zdjęcie z wczesnego dzieciństwa i cały szereg wspomnień, w których ona była najważniejsza. I oczywiście mój Tato, który z wielkim wdziękiem przedstawiał się znajomym, jako mąż swojej żony.  
Piszę o tym zdjęciu, bo wkrótce Mama skończy 90 lat. Będzie mnóstwo życzeń, kilka przyjęć i wiele pięknych chwil. Oczywiście zrobimy setki zdjęć. Będą kwiaty i wiwaty, wspólne śpiewy i smaczne jedzenie. Przyjadą krewni, przyjaciele i uczniowie. Na szczęście Mama uwielbia przyjęcia, gości i okrągłą rocznicę urodzin przyjmuje, jak dar niebios, nie jak dopust  boży. Przez te wszystkie lata udało jej się zachować radość życia i poczucie humoru. To na starość jest najważniejsze. Więc wszyscy się cieszymy, tym bardziej, że średnia wieku i dorobku gości będzie imponująca. Ministerstwo Kultury powinno objąć patronatem tę imprezę, ale może lepiej, że się nie kwapi.

Tymczasem patrzę na to zdjęcie, na moją uśmiechniętą i szczęśliwą Mamę i myślę sobie, co tu zrobić, by w wieku bardzo sędziwym nadal mieć apetyt na życie, mimo wszystkich przeciwieństw. Mimo demencji, ubytków słuchu i wzroku. Jak zachować radość? Kiedy próbuję podpytać Panią Starszą, z wrodzoną swadą odpowiada:
- Dziecko! A skąd ja mogę wiedzieć? Przecież ja wszystko zapomniałam i jestem całkiem nowa, bo tegoroczna. Zapomniałaś o tym?
Nie zapomniałam. Ale może właśnie w zdolności do zapominania tkwi sekret naszego odnawiania? Albo po prostu niektórzy ludzie mają większe zasoby witalnych sił?

Jeśli tak jest, to życzę sobie, by owe zasoby były dziedziczne.
A co!

0 komentarze