Prosto z wanny

05:41



Tradycyjnie, jak co roku o tej porze roku, moczę kuper. Elegancka dama sto lat temu jechała do wód.   Ja moczę kuper, bo sto lat później jestem wyzwolona, feministycznie rozczochrana i w lekkiej niezgodzie ze światem. No! może nie niezgodzie. Bliższe prawdy – w zadziwieniu. Wiek osiągnęłam już taki, że nawet na niezgodę nie ma już mojej zgody. Bo ona destrukcyjna i mało konstruktywna. Zadziwienie ciągle zostawia nadzieję, że w końcu jednak zrozumiem to, co widzę. I zaakceptuję. Ale końca jakoś nie widać,  więc wrócę do moczenia.

Otóż korzystam z dobrodziejstwa lądeckiego zdroju. Mądrzejsi ode mnie już kilkaset lat przede mną odkryli niezwykłe właściwości tego miejsca. W wykupionym pakiecie rekreacyjnym mam kilkadziesiąt leczniczych kąpieli rozłożonych na kilka dni. W praktyce wygląda to tak, że albo siedzę w wannie, albo się przygotowuję do kąpieli, albo odpoczywam po kąpieli, bo męcząca. Jak powszechnie wiadomo siedzenie w wannie jest bardzo rozwojowe, bo dzięki takiemu siedzeniu ludzkość dowiedziała się głębokiej prawdy o ciele zanurzonym i cieczy. Szczegółów nie pamiętam, ale wiem, że siedzący, przejęty swoim odkryciem, wyskoczył z wanny i wybiegł na ulicę z okrzykiem „eureka”. Bardzo mnie zawsze poruszała ta historia, ale żaden z nauczycieli nie opowiedział nic o stanie odziania jej bohatera. To musiało być widowisko! W każdym razie od lat pobudza moją wyobraźnię.
Tymczasem nieustannie siedzę w wannach. Wanny mieszczą się w najstarszym budynku uzdrowiska o wdzięcznym imieniu „Wojciech”. Budynek jest cudny i niezmiennie od wielu lat budzi mój zachwyt. Zbudowany na planie koła, w samym środku ma basen termalny. Kąpiący się mają nad sobą przepiękną kopułę. Nie ma drugiego takiego basenu w kraju. Nie wiem, czy jest gdzieś na świecie. Jak on wygląda można zobaczyć tu https://www.youtube.com/watch?v=66TJxwtNZSs
Choć film ten zabija istotę tych kąpieli, bo młodzi użytkownicy za wszelką cenę próbują pokazać siebie i swoje ekstremalne wyczyny, to jednak podaję link, bo przynajmniej operatorom ręce się nie trzęsą i obraz jest dość stabilny.  Niestety, w okresie świątecznym tłum turystów zaprzecza idei kąpieli, które powinny wyciszać. To po prostu jest niemożliwe, przy jazgoczących bez przerwy paniach i panach korzystających z kąpieli w basenie termalnym, a głos pod kopułą rozprzestrzenia się zupełnie inaczej, niż w normalnych warunkach. Ale miejsce przepiękne.
W tym budynku  zachwycają także zachowane przez lata oryginalne pomieszczenia i urządzenia do kąpieli.W łazienkach cesarskich człowiek zostaje sam na sam ze sobą,  ciszą i duchami tych, co przede mną wchodzili do marmurowej wanny w podłodze. 
A żeby pomóc mu skorzystać jak najlepiej z dobrodziejstwa wód leczniczych, na ścianach umieszczono wizerunki najbardziej znanych kuracjuszy lądeckiego kurortu oraz sugestie dotyczące kąpieli.

Na przykład taka: „Trwanie kąpieli krótsze lub dłuższe będzie zależało od osobowości, wieku, konstytucyi, od temperamentu i od cierpienia”. Piękna jest ta formuła. Im dłużej jestem w tej wannie, tym większy mam szacunek dla tego, który na jakiejś podstawie rozpoznawał stan konstytucyi, temperamentu i cierpienia. Cierpienia szczególnie. Jak on to robił? Po oczach rozpoznawał? Po stanie owłosienia? Po czym? 

W innej łazience na ścianie jest taki napis .

Ciekawa jestem jaki czas i temperaturę kąpieli przepisałby ówczesny lekarz mojej skromnej osobie i na ile byłoby to zgodne z moją samooceną. Temperament w upadku, cierpienie ogromne a o konstytucyi to ja już nawet boję się myśleć. Wsadziłby mnie na kilka godzin do tej marmurowej trumienki-wanienki, czy zabronił zupełnie? Na szczęście NFZ daje każdemu 10 minut i w ten sposób zalecenia dr Ostrowicza, twórcy tego uzdrowiska, są już tylko zapisem literackim.  Najbardziej odpowiada mi rada doktora zapisana w kolejnej łazience. Stosuję konsekwentnie i polecam uwadze. Gorzej z taką „Kąpać się trzeba w stanie cielesnego i umysłowego spokoju”. Nie wiem, czy to jest jeszcze w ogóle możliwe.
Siedząc w tych wannach, czekam na swoje odkrycia i dokonuję także podsumowania mijającego roku. Zewsząd płyną już życzenia, by stary sobie szybko poszedł, zabrał co złego przyniósł, a nowy obdarował mnie tylko dobrem. Stan mojej konstytucyi nie pozwala mi spokojnie przyjąć takich życzeń, bo wiem dobrze, że najlepsza jest równowaga. Każdy przechył jest niebezpieczny. I na nowy rok życzę sobie i WSZYSTKIM, by z umiarem i bez szaleństw.
Podobnie jak ja, myślą inni współkuracjusze. Wracałam z kąpieli (by wypocząć!) a na korytarzu stali dwaj panowie z naszego hotelu. Jeden w białym szlafroku, drugi odziany do wyjścia. Wiek mocno dojrzały. Obaj ciut młodsi, niż uzdrowisko.
- Ale spokojnie! Bez szaleństw! – mówi ten w szlafroku. Ja mam 07. Damy radę.
- No to dobrze! Masz rację, bez szaleństw. Ja mam też 07, to jeszcze dokupię tylko pół litra. Najważniejsze, żeby z umiarem. – dopowiedział odziany i ruszył do wyjścia, by uzupełnić zapasy na strasznie trudną dla niektórych sylwestrową noc.
Z tej podsłuchanej rozmowy wnoszę, że z szaleństwem  i umiarem, jest jak z długością kąpieli – „zależy od osobowości, wieku, konstytucyi, od temperamentu i od cierpienia”.
Niech Nowy Rok przyniesie Wszystkim wszystko - stosownie do oczekiwań i potrzeb.
Najlepszego!

0 komentarze