Jestem

09:51


Czasem tak mam, że zawieszę się na słowie i ono mnie nie opuszcza. Od kilku dni  zmagam się z „jestem”, bo dotarło do mnie, co ono tak naprawdę znaczy. Znam je od lat, naprawdę bardzo długo, używam w mowie i piśmie, umiem opisać znaczenie lub historię tego słowa, wpleść w związki frazeologiczne. Umiem zrobić wszystko to, co średnio wykształcony polonista potrafi, i rozumie, a co zwyczajnego człowieka (czytaj: nie polonistę!) przyprawia o zawrót głowy i głęboką niechęć, do tych, co życie potrafią sobie i innym skomplikować.
Daruję sobie wykład filologiczny, bo nie o ten aspekt mi chodzi. Odkryłam, co znaczy jestem. A właściwie, jak i kiedy czuję swoje „jestem”.
- Boże mój! Tyle lat łazi po świecie i dopiero teraz odkryła? – myśli moje „ja” sceptyczne, krytyczne i samooceniające. I czym tu się chwalić? -  dorzuca mściwie? Że co? Że motyle w brzuchu poczuła, Że łza szczęścia jej popłynęła?
- Ano właśnie! Trzeba mówić ludziom i sobie, że odczuwanie szczęścia, satysfakcji i radości z „jestem” jest naszym obowiązkiem – odpowiada moja ja liderskie (dziecięco –naiwne). Trzeba. Żyjemy w takim świecie, w którym bierność, zło, głupota i nienawiść otaczają nas na każdym kroku. Oglądamy takie filmy, czytamy takie książki i w głowach nam się od tego miesza. A nasze „jestem” to właśnie uczestnictwo i radość z zaangażowania. Bez tego, to nie jest żadne „jestem”, tylko urządzenie do jedzenia i wydalania.
Na moje szczęście moje liderskie „ja” jest silniejsze i bardziej pyskate, od tego sceptycznie pomniejszającego wszystko.
Dalej będzie o tym, jak trzykrotnie poczułam, że jestem.
I że mi z tym bardzo dobrze.
Najpierw w niedzielę po południu, poczułam to na moście Jordana w Poznaniu. O 14 przez Śródkę przechodził orszak z Bambrami w roli głównej.
Zorganizowano go z okazji 300. rocznicy przybycia Bambrów do Poznania. Dziś można powiedzieć, że są z nami od zawsze. Z dzieciństwa pamiętam piękne kornety i kolorowe, prześliczne stroje Bamberek, które uświetniały wszystkie procesje idące ulicami Chwaliszewa. Przyciągały moje oko i budziły szacunek dla trudu noszenia tego cudu na głowie. O tym, dlaczego idą w każdej procesji i jaka jest historia tych przybyszów, dowiedziałam się dopiero jako dorosła kobieta. W szkole nigdy o tym nie rozmawialiśmy i Bambrzy uciekli z edukacyjnego przekazu. Dlatego taką radość budzi we mnie inicjatywa, by obchody wspomnianej rocznicy przygotować w taki atrakcyjny sposób. Bambrzy wjechali do miasta. Może w ten sposób uda się odczarować pokutujące od czasów komunistycznych inne, pogardliwe  znaczenie tego słowa – bogatego prostaka ze wsi. Weszli pięknie, powitano ich z wielkim szacunkiem, a obserwującym ludziom bardzo się podobało. Stałam na moście i słyszałam, co mówili. I rosłam w dumę, bo wpółorganizatorem przemarszu jest Fundacja Puenta, w której jestem członkinią Rady Fundacji. Niczym się nie przyłożyłam do tego wydarzenia, ale to także w niczym mi nie przeszkadzało, by odczuwać dumę i radość. Z faktu, że idą, że kolorowo, radośnie i tak jak powinno być w MOIM mieście, którego JESTEM częścią. I że potem z dumą podpiszę kolejne sprawozdania, uściskam koleżankę Prezeskę i poczekam na kolejne niezwykłe pomysły. I przy okazji przypomnę, że słynny mural i instalacja „Zielona symfonia” na Śródce oraz mnóstwo innych zrealizowanych projektów, to dorobek Arlety Kolasińskiej i ludzi, których umie zachęcić do wspólnego działania.
Druga i trzecia radość z faktu, że jestem, pojawiła się w poniedziałek. Jedna po drugiej. Najpierw była informacja z Wydziału Zdrowia, że za chwilę pojawi się ogłoszenie o konkursie w wyniku którego, poznańscy seniorzy będą mieli program regrantowy. Mówiąc w wielkim uproszczeniu chodzi o to, by aktywni seniorzy, tacy z liderskim zacięciem, mogli uzyskać finansowe wsparcie na własne projekty realizowane dla innych seniorów. Zabiegałam o to rozwiązanie od dawna, ale publiczny pieniądz nie jest łatwy. Trwało. I znowu moja zasługa niewielka, bo to głównie urzędniczki Wydziału Zdrowia i pracownicy CIS-u przygotowywali wszystkie dokumenty i procedurę. Ale wkład swój mam i poczucie, że jestem po coś. To wspólny sukces wszystkich, którym zależy na tym, by Poznań był dobrym miastem do życia.
Zaraz potem dowiedziałam się o własnej wygranej w konkursie  „Szlak wolności od podstaw”, którego organizatorami są „Maszyna do pisania” i Urząd Marszałkowski.  Będę pisać reportaż o ….pracy organicznej, czyli o tym, co w życiu daje mi najwięcej radości.  Nagrody są bogate - warsztaty z pisarzami, publikacja mojego tekstu w zbiorze reportaży, kilkudniowy pobyt w pięknym pałacu Radziwiłłów, kilkanaście godzin w gronie ciekawych ludzi, rozmowy o literaturze, pisaniu, niepisaniu, pracy organicznej. I wreszcie kilka dni z koleżanką, która czyta szybciej, niż oddycha i przeczytała WSZYSTKO. Dawno się nie widziałyśmy. Tak się cieszę.
Po takiej dawce to ja wiem, że żyję
I JESTEM!

0 komentarze