Po wyborach

04:18


Niedzielny wieczór zapamiętam na długo. Był naprawdę wyjątkowy. Wiele rzeczy zrobiłam po raz pierwszy. Niektóre z nich będę praktykować, bo właśnie je odkryłam i bardzo przypadły mi do gustu. O nich dzisiaj chcę napisać. Przy okazji podzielę się swoimi nadziejami, na nowe, które właśnie przed nami.
Jak znakomita większość moich rodaków w niedzielę wzięłam udział w wyborach. Głosowałam tak, jak kazał mi rozum i serce. Nie miałam żadnych rozterek, bo ja już swoje wiem. Najwyżej mogę jeszcze innym powiedzieć, ale oni też swoje wiedzą i zdaje się, że na tym ten system polega. Należałam do grupy ludzi patrzących bardzo optymistycznie i pierwsze sondażowe wyniki, zaprezentowane światu o godzinie 21 odbiegały od moich oczekiwań. Nie wpadłam jednak w czarną rozpacz, nie upadłam na duchu (choć nos spuściłam na kwintę). Kiedy ogłoszono sondaże, byłam na „Wieczorze wyborców” zorganizowanym przez Redakcję Gazety Wyborczej. To był dobry wybór i jestem wdzięczna za zaproszenie. W chwilach ważnych i trudnych zawsze lepiej być z ludźmi. Szczególnie wtedy, kiedy chwile naprawdę baaaardzo trudne. Wtedy obecność i mądrość innych jest niezwykle  potrzebna. Mnie to pomogło. Wysłuchałam prognozowanych wyników, wypowiedzi partyjnych przywódców oraz zaproszonych na wieczór ekspertów i przekonana, że dobrze już było, a teraz będzie koniec świata, udałam się do wyjścia. Pogoda była tego wieczoru niezwykła – taki prawdziwie śródziemnomorski klimat.
Szłyśmy z przyjaciółką przez centrum miasta i udało nam się oderwać od wyniku wyborów, fatalnych prognoz politycznych oraz poczucia przegranej i ogólnej beznadziei. Skupiłyśmy się na tu i teraz – czyli odkryłyśmy i podziwiałyśmy nasze  cudne miasto.
Mieszkam daleko od centrum i wieczorami zwiedzam Antoninek przypięta smyczą do mojej czworonożnej kierowniczki. Korzystając z tego urokliwego czasu, odpuściłyśmy kolejne tramwaje i odbyłyśmy piękny wieczorny spacer przez centrum naszego miasta. Do domu  dotarłam bardzo późno, ale było warto. Sondaże były już mniej  straszne.

A od rana, jako pierwsza, wpadła mi w oko myśl Kuronia, udostępniona przez kogoś na FB „Demokracja to taki ustrój, który gwarantuje nam, że nie będziemy rządzeni lepiej, niż na to zasługujemy”. To trudna prawda. Pewnie, można ją odebrać, jako deklarację zgody, na to co jest.  Dla mnie jest ona wezwaniem do tego, by zmierzyć się z tym, co mamy. A ja lubię wyzwania.
Potem z każdą godziną było lepiej. Podano wyniki do senatu oraz nazwiska nowych posłów. Z satysfakcja przyjęłam, że niektórych już na ławach poselskich nie zobaczę. Ulga. Teraz, kiedy piszę te słowa, mam przekonanie, że wybory 13.10. 2019 były równie historyczne, jak te sprzed 30 laty. Tylko my jesteśmy inni. Najpiękniejsza była oczywiście frekwencja. W moim mieście prawie 74 % Ten wynik dodaje mi sił, bo dla mnie znaczy on, że ludziom jednak zależy na wspólnocie. Osoby, którym sekundowałam w tej kampanii, wygrały mandaty. W gronie posłanek mamy kilka niezwykłych kobiet i wierzę, że podsłuchana gdzieś myśl Danuty Hubner „To my jesteśmy aktorkami, które muszą sprawstwo swoje pokazywać, musimy mieć odwagę, nieustępliwość i wspierać się” będzie miała odzwierciedlenie w ich pracy. Nie zamierzam  trzymać za nie kciuków. Mam zamiar współpracować. Bo obywatelskie społeczeństwo, to nie tylko udział w wyborach, ale angażowanie się w ważne społeczne sprawy przez cały czas.
Wierzę w nowe twarze i zmianę na scenie politycznej. Wynik Franka Sterczewskiego i to co zrobił przed oraz w czasie kampanii,  napawa mnie optymizmem. Wniósł zupełnie nową jakość do społecznego życia i ja się tym zachwycam. Jestem przekonana, że wysoka frekwencja w Poznaniu to w dużej mierze jego zasługa.
Mieszkam w pięknym mieście, w którym dzieje się wiele dobrego. Mam zamiar spacerować po nocy w miłym towarzystwie, spotykać się z mądrzejszymi ode mnie, uczyć się od nich, rozumieć życie i poprawiać to, co jest zepsute. Niech to, co dzieje się w sali sejmowej będzie konsekwencją tego, co zdziałamy w lokalnych społecznościach.

Taki mam program na najbliższą kadencję.
Brawo MY!

1 komentarze