Jak zostałam znaną pisarką?

12:18


Znaną pisarką zostałam wiele lat temu, w 1991 roku. Tak jest! Też w to uwierzyć nie mogę, ale już wtedy umiałam i pisać, i czytać, i w ogóle. To generalnie był naprawdę piękny czas dla literatury. LUDZIE STALI W KOLEJCE PO KSIĄŻKI. Brali wszystkie, bo tak byli spragnieni słowa i w dodatku mieli nawis inflacyjny – czyli tak zwany gorący pieniądz. Sama w tym czasie latałam do świetnie zaopatrzonego kiosku Ruchu ze stoiskiem księgarskim na rogu Garbar i Wszystkich Świętych w Poznaniu  i kupowałam, co dostali. Wydawcy mieli żniwa i inicjatywę.
W tym czasie jedno z wydawnictw zaproponowało mojej mamie prowadzenie serii książek dla dzieci z komentarzem metodycznym. Jedna z nich była o psiej miłości i mama uznała, że to temat dla mnie i mam ten komentarz zrobić. No to grzecznie zrobiłam, bo przecież nie będę się opierać, jak można grosz zarobić. Książeczka z moim opracowaniem się ukazała, nazwisko moje widniało, grosz wypłacili. Tyle.
Traf chciał, że wtedy bardzo często odwiedzałam głęboką wieś kujawską. Mieszkał tam z rodziną mój ulubiony szwagier po pierwszym mężu, z żoną i dwójką dzieci. Oboje uczyli języka polskiego w okolicznych szkołach i jak sami mówili, stanowili trzon wsiowej inteligencji. Dzieci mieliśmy w wieku zbliżonym, zainteresowania podobne więc nasze kontakty były bardzo bliskie. Odwiedzaliśmy się często i hucznie. No i oczywiście, zawsze znaleźliśmy okoliczność, by świętować. Kiedy przywiozłam ich dzieciom wspomnianą książeczkę z moim nazwiskiem, Szwagier z należytą starannością obejrzał i z wystudiowaną powagą uznał, iż teraz to ja jestem znaną pisarką. A potem, kiedy wieczorem zeszli się wszyscy wsiowi inteligenci, czyli mieszkańcy z nauczycielskiego  bloku wybudowanego w środku tej kujawskiej wsi wielokrotnie wznoszono toasty za sukces znanej pisarki. Te żarty i kpina bardzo nas wszystkich bawiły. Znaliśmy się, jak łyse konie i wszyscy mieliśmy ogromną uciechę z faktu, że mamy uroczy „wieczór autorski” tym bardziej, że polonistom weny nie brakowało. Były cytaty, recytacje i inne towarzyskie figle. Ale w połowie imprezy wszedł kolejny gość – nowy, miejscowy, młody ksiądz. Tyle, że po cywilnemu. Nikt nie zadbał o to, bym ja  w nim rozpoznała księdza. Więc potraktowałam go, jak następnego znajomego i w niczym mi nie przeszkadzał jego stan, by nawiązać sympatyczną relację. Wypiliśmy kilka drinków i ku uciesze wszystkich lokalsów obdarowałam księdza wdzięczną ksywą „Misiu” zwracając się do niego w ten sposób wielokrotnie, bo mi jego imię gdzieś umknęło. Po co łaził bez sutanny?
On natomiast przyjął za dobrą monetę informację podawana przez wszystkich, że oto przyjechała Joanna – znana pisarka z wielkiego miasta Poznania.  I tak zostało. Nikt niczego jemu nie sprostował. Ja połapałam się następnego dnia w kościele. Ale przecież nie polecę i nie będę po zakrystiach odszczekiwać, że ja nie pisarka i  w dodatku nieznana. I nie będę przepraszać za Misia.
No to spokojnie pojechałam do domu. Potem kilka razy byłam i udało mi się nie spotkać księdza dobrodzieja wśród wsiowej inteligencji - bywalców towarzyskich spotkań suto zakrapianych alkoholem.
Aż wreszcie stało się. Kilka miesięcy później na kolejnej imprezie pojawił się wspomniany  ksiądz. Kiedy witał się ze mną przypomniał sobie moją ksywę i na całą salę wrzasnął „Witam znaną pisarkę”. No i ponieważ wszyscy byli zbyt trzeźwi, by mu wytłumaczyć zostałam znaną pisarką już na amen. Wzięłam to na klatę, by dobre stosunki międzyludzkie w tej społeczności nie uległy jakiemuś zniszczeniu.

Potem, kiedy rozmawialiśmy o tym wielokrotnie ze znajomymi, stwierdziliśmy, że nie ma tu żadnego przekłamania. Bo napisać napisałam i jestem im znana. Jeden z nich nawet przeczytał, co napisałam.
A dzisiaj po wielu latach czytania, po kontaktach  z czytającymi bloga, po pracy nad kilkoma książkami  i powolnym dojrzewaniu do pisania wiem, że pisanie po prostu daje radość. I to jest odpowiedź na pytanie „Po co pisać, kiedy nikt nie czyta?”
I nigdy nie ma tak, żeby nikt nie czytał. A ilu czytało utwory poety za życia Kochanowskiego? Idę o zakład, że nawet mnie czytało więcej.

Więc teraz uznaję, że jestem znaną pisarką. Powtarzam – znaną , nie wielką. A naród w kujawskiej wsi po prostu wyprzedził epokę!

0 komentarze