Krótko o skutkach

12:49


Człowiek pisze, żeby się myślą podzielić, żeby zeszło z wątroby i żeby jakoś (choć przez chwilę) zatrzymać myśl. Zakładając oczywiście, że ją ma. Myśl, nie wątrobę. No, a jak napisze to ma za swoje. Bo jak ludzie przeczytają to każdy jakoś po swojemu i każdy inaczej zrozumie.  I włącza mu się czujność – bo a nuż to o mnie? A Polce/Polakowi zaraz po czujności włącza się gotowość bojowa. I dalejże na pisarza/blogera/inne (niepotrzebne skreślić)!

Po poprzednim niewinnym wpisie na temat kolana i brydża zaczęło się od telefonu przyjaciółki. Dzwoniła z rana, bo czyta po nocy. Świeże lubi. Nieczytane.

- No to w „Seniorałkach” nam się dostało! – powiedziała na wstępie głosem nie wróżącym nic dobrego

- Nam znaczy komu? zapytałam niewinnie chcąc zyskać na czasie i obrać właściwą strategię obrony.

- No jak to komu? fuknęła -  Mnie i M. Ja to konieczny psychoterapeuta, a M. ma chore i zaniedbane  kolano!

- Matko! Kolano jest akurat cudze, a psychoterapeuta też nie Twój. Kolano jest ponadczasowe i ogólnoludzkie. Absolutnie nie prywatne! Nigdy nie opisałabym prywatnego kolana. NIGDY! A już psychoterapii WCALE! No co ty – bronię się jak mogę. Stosuję w tych momentach strategię dość powszechną „idź w zaparte”. Tak robił mój niewyuczalny kolega w szkole na lekcjach geografii. Profesorka pytała z mapy rzucając przez ramię rodzaj surowca naturalnego, a pytany delikwent musiał natychmiast na mapie Polski lub świata , w zależności od programu nauczania, wskazać miejscowość. Był taki jeden w naszym liceum zwany Rosołkiem, który w takiej sytuacji stawał przodem do klasy i tyłem do mapy, bo kontakt wzrokowy z mądrzejszymi w klasie i zdalne sterowanie jego ręką było jedyną szansą na zaliczenie. No i stojąc tyłem pokazywał na przykład złoża węgla kamiennego gdzieś nam polskim morzem, powodując ogólną wesołość pozostałych uczniów i nieopisane zdziwienie na twarzy najbardziej niesympatycznej geografki świata. I żeby się obronić lewą ręka walił w mapę, a prawą w klatę piersiową i tłukł ( a miał w co!) aż dudniło wypowiadając jednocześnie jak mantrę „ Jak boga kocham Pani Profesor byłem i widziałem. Oglądałam to przedstawienie  kilka razy i do dziś pamiętam trudność powstrzymania straszliwego chichotu. Czego to myśmy się od niego nie dowiedzieli! Ale zawsze w końcu Baba od gegry wątpiła i Rosołek jakoś poszedł w świat.

Ten sam sposób dzisiaj stosują politycy. Idą w zaparte. Stosuję i ja w sytuacjach grożących trwałym rozpadem związków. Pomogło i tym razem.

Potem druga przyjaciółka uznała się za wywołaną do tablicy i też odczytawszy po swojemu, wyraziła swój sąd, z którego można by odczytać, że zachowuję się niecnie i krzywdząco oceniam. Zrobiła to bardzo delikatnie i przez ładny cytat.

No a dzisiaj kolejna zadzwoniła z gratulacjami po lekturze „Dwugłosu”. Uniesiona i w emocjach dodała na koniec, że te moralitety na blogu to mi nie wychodzą. No to ja od razu , że to nie jej kolano, tylko ponadczasowe,  absolutne i ogólnoludzkie i że jej z piaskownicy nie wyrzucam. Wprost przeciwnie bardzo bym chciała z nią grać w tego brydża koło dziewięćdziesiątki. Albo już chociaż foremkami się pobawić.

Tym ją trochę uspokoiłam, bo kazała mi się zabrać do pisania. Najlepiej natychmiast. No to się wzięłam.

Więc teraz zdecydowane dementi do poprzedniego wpisu - TO NIE JEST TWOJE KOLANO! To nie TY musisz iść do psychoterapeuty popracować nad relacjami.

Ale może warto o tym pomyśleć? Żeby coś naprawić, bo to My jesteśmy najważniejsi. Co?  – to już sama/sam wiesz najlepiej.

I jeszcze w związku z tym deklaracja - mocne postanowienie na Nowy Rok:

Moim celem w 2016 roku jest …. zrealizowanie postanowień z 2015 roku, które to powinnam była zrealizować w roku 2014, ponieważ  już w 2013 roku przyrzekłam sobie zrobić to, co w 2011 zaplanowałam na 2012!
Cudne prawda? Będę pisała i opiszę wszystkie zakopane pod dywan historie, niewyleczone kolana, nienazwane chcenia i zaniechane marzenia.
Twoje, Moje i Ich.

0 komentarze