Co mnie charakteryzuje?

13:53


W poprzednim poście tak tryskałam optymizmem, że jak to dzisiaj przeczytałam, to aż mi się słabo zrobiło. Ja bardzo przepraszam wszystkich, którzy myślą, że ja mam jakiś patent na wieczny optymizm i energię czerpię nie wiadomo skąd. I właściwie to ja podejrzana jestem w tym kraju wiecznego smętka i nostalgicznej zadumy (to dotyczy inteligentów czytających) lub żarłocznej konsumpcji (dotyczy inteligentów nieczytających). Otóż patentu nie posiadam. Złoża optymizmu dostałam w pakiecie razem z kurduplim wzrostem. I niestety im jestem starsza, tym bardziej ubywa i optymizmu, i wzrostu. Nad czym oczywiście ubolewam.
W trosce o dobre samopoczucie staram się zarządzać informacjami, które mają na mnie wpływ. Z tego powodu odcinam się od śledzenia najnowszych wiadomości i na moim blogu nie komentuję poczynań naszego rządu, wystąpień Pani Premier i jej partyjnych przyjaciół. Jest mi wstyd i tyle. Ale wpływu realnego na to nie mam, więc jako osoba posługująca się rozumem i pamiętającą dobrze czasy manipulacji władz w PRL-u  nie daję dostępu do swojego mózgu. A ponieważ należę do grupy zwolenników przemyślanego i konstruktywnego budowania, ani swojej wątroby, ani serca nie poświęcę dla wspólnego dobra. Tym bardziej, że zestaw moich życiowych doświadczeń pokazuje jak nam wszystkim niezwykle trudno budować wspólnie wspólne dobro. Nikt nas tego nie nauczył i jeśli już coś robimy, to raczej zawsze przeciw. A kiedy dostajemy władzę, to już samo jej uzyskanie zwalnia nas z myślenia, że oprócz kolegów są jacyś inni, z którymi też powinniśmy współpracować. Dla WSPÓLNEGO dobra. Ten proces obserwuję od 26 lat i niestety on się z każdą kolejną kadencją wzmacnia. I to na wszystkich szczeblach władzy – od tej na samej górze, po komitety osiedlowe. Jedyne na co sobie pozwolę, to opinia, że Pani Beata Szydło koło prawdziwej liderki nawet nie leżała, a mówienie o niej, jak o nowej europejskiej liderce pokazuje manipulacje, jakim jesteśmy poddani.
To wszystko zżarło mi energię, rozwaliło i przygnębiło.
Na szczęście nie na amen. Naspotykałam się ludźmi i w bezpośrednim kontakcie nawydzielałam sobie hormonu więzi. Najpierw z Basią, z którą od razu na wejściu ustaliłyśmy, że ani słowa o polityce, o tym co w kraju. Bo smutno. I właściwie tyle rzeczy jeszcze mogą rozwalić, tyle jest wokół groźnych problemów, że cieszmy się każdą piękną chwilą. I z tej woli nacieszenia się wsunęłyśmy w siebie zgodnie maliny i jabłka zapiekane pod kruszonką. Było pysznie.

Potem wydzielałam z Hanką, bo mamy zobowiązania projektowe. Ale zaczęłyśmy od przepięknie podanego małego śniadanka. Potem była bardzo merytoryczna praca i chyba od tej pracy tak nam się te neurony lustrzane poplątały, że na koniec nie mogłyśmy się dogadać. Bo nagle Hanka powiedziała,  że teraz bardzo modna jest „wełna na kupki” i że nawet w sklepach specjalne sprzedają razem z mustrem, jak to zrobić. „Wełnę na kupki” jakoś zniosłam, bo świat mnie zadziwia coraz bardziej ale mustro, jak to zrobić wywołało pewien niepokój. Tu już nie umiałam sobie wyobrazić, o co biega, bo kupka raczej dość nieprzewidywalna jest.  To jak mustro? Minę musiałam mieć nietęgą i z wielką podejrzliwością popatrzałam na moją przyjaciółkę. Na szczęście jej się też te neurony lustrzane wzmacniały (czy co one tam od bezpośredniego kontaktu robią w tym mózgu) i szybciej niż ja zorientowała się o istocie nieporozumienia.  Na kubki – rzekła między jednym spazmem a drugim, chichocząc. Tośmy się obśmiały do łez. Choć właściwie nic w tym dziwnego, bo zjawisko ubezdźwięcznienia jest powszechne i tylko moje odruchowe skojarzenie z psimi odchodami, które trzeba posprzątać, było przyczyną poczucia, że nie ogarniam.

No a dzisiaj, po wielu latach odezwała się do mnie moja gliwicka przyjaciółka, która trafiła na bloga. Pracowałyśmy nad więzią przez telefon ponad godzinę. I bardzo mnie wzruszyła faktem, że poczytała bloga, gratulowała wszystkiego, a najbardziej tego skrótu, który mnie tak - uwaga! - dobrze charakteryzuje. I tu  znowu lekka konfuzja u mnie wystąpiła.
Tereniu – pytam, jakiego skrótu?
No tego „JEB”, co tam masz obok zdjęcia na blogu. To jest świetne, mówi, ale dlaczego masz tam to „e”? Skąd Ci się to wzięło?
Teraz to ja miałam sprawne neurony.
Tam nie JEB, tylko JCB – mówię. Ty włóż okulary.
Kochana! Ja świetnie widzę! - mówi moja Terenia. Tylko litery takie tam małe.

No dobra - najważniejsze, że ludzie czytają. Nie dopytałam dlaczego JEB miało mnie tak dobrze charakteryzować. Chyba strach mnie ogarnął przed tym, co usłyszę.
A jako puenta - podsłuchana rozmowa mojego męża z jego  kolegą, któremu mąż opowiada, że najchętniej sprzedałby wszystko i wyjechał na stałe do ciepłych krajów. Na co kolega pyta, czemu tego nie robi?
Bo żona nie da rady, bez koleżanek!

Coś w tym jest!

0 komentarze