Schadenfreude

08:22


Siedzę w lesie. Bez zasięgu, bez Internetu i bez mięsa. Taka nowoczesna forma wypoczynku zimowego zamiast nart. Bo jak ukradli zimę, to nikt nie płacze po nartach, tylko kijki w rękę i dalej w las. Dla rekompensaty dieta warzywno - owocowa. W tej miejscowości nawet telewizor z trudem działa, choć nowy. Dźwięk za obrazem nie nadąża o kilkanaście sekund, w dodatku programy tylko rządowe. Więc Macierewicza trzeba w tym telewizorze przetrawić dwa razy – najpierw, jak robi miny, a potem jak dotrze to, co robiąc miny, powiedział. Jak na mnie za dużo. Przynajmniej o jeden raz.
W takich warunkach nastrój się robi taki bardziej refleksyjny, bo człowiek się tak umorduje tą dbałością o swoje zdrowie i brakiem zagłuszaczy myśli w postaci podręcznego smartfona i FB, że już właściwie tylko mu refleksje pozostają. Jedną chciałabym się na blogu podzielić. Refleksji mam więcej, ale ta jedna mnie od kilku dni nurtuje. A związana jest z artykułem w gazecie z ubiegłego tygodnia.

Otóż w jednej z poznańskich gazet przeczytałam, że na emeryturę odchodzi pewna ważna dla wielkopolskiej edukacji osoba. Osoba była na tyle ważna, że w tej gazecie poświęcono jej odejściu bardzo dużo miejsca. Zamieszczono także zdjęcie osoby – bardzo niekorzystne. Już sam tytuł artykułu wskazywał, że osoba nie cieszyła się popularnością. Lektura tekstu nie pozostawiała wątpliwości – powszechna ulga, że wreszcie odchodzi.
Przeczytałam tekst w gazecie z uwagą, bo osoba jest mi oczywiście dobrze znana. Pomyślałam sobie, że nie umiałabym wskazać nikogo spośród wielu naszych wspólnych znajomych, kto lubiłby z rzeczoną osobą współpracować. Sama także mam nienajlepsze wspomnienia ze współpracy, przy czym słowo nienajlepsze to chyba w moim przypadku eufemizm. Mimo wszystko jednak bardziej zaintrygowało  mnie  nowe (przynajmniej dla mnie!) zjawisko, niż lokalna elektryzująca informacja. Pierwszy raz w życiu przeczytałam tak ewidentnie negatywną ocenę czyjejś pracy podaną do publicznej wiadomości.  Wiele razy obserwowałam fakt odejścia z zajmowanego stanowiska. Często ulga była powszechnie wyczuwalna, ale odchodzącym raczej dziękowano, albo w najgorszym wypadku milczano stosownie do trudnej sytuacji. Teraz pokazano błędy, wyeksponowano brzydkie cechy i postawy w czasie wieloletniej pracy na zajmowanym stanowisku. Chyba bardzo trudno po czymś takim spokojnie odejść na spokojną emeryturę. Moim zdaniem w grę nie wchodzi ani jedno, ani drugie.

Zaznaczam, że nie chcę oceniać osób zaangażowanych, tylko fakt przekroczenia pewnych granic w naszym społecznym życiu. Kolejnych wydawałoby się nieprzekraczalnych. Zmieniamy się chyba szybciej, niż myślimy, że moglibyśmy się zmienić. Rozmawiałam o treści tego artykułu z kilkoma osobami. Opinie były jednoznaczne – napisano w nim samą prawdę. Ale myślę sobie - po co pisać taką prawdę? Czemu to może posłużyć. Więcej w tym „schadenfreude” – czyli osobistej satysfakcji z czyjegoś niepowodzenia, niż troski o społeczne dobro. A satysfakcja z cudzego niepowodzenia to coś obecnie coraz bardziej popularnego. Każdy z nas codziennie może tego uczucia  doświadczyć, obserwując wpadkę nielubianego polityka, działacza. I chyba trochę tracimy czujność jeśli chodzi o ocenę ważnych osób i spraw. Ale może trzeba takie rzeczy pisać, żeby ludzie na stanowiskach zaczęli myśleć bardziej empatycznie? By zauważyli, że stanowisko to służba innym ludziom,  a nie biurokratycznej czy politycznej machinie.
Ciężkie czasy idą.
Albo już przyszły!

1 komentarze