Spotkanie po latach

00:48

To jest taki specyficzny rodzaj spotkań. Do pewnego momentu życia bardzo sympatyczny. Według moich obserwacji  do czterdziestki jest naprawdę zabawnie. Z reguły w tym wieku wszystko w nas działa, raczej wszyscy jeszcze są, bliżej lub dalej, ale wśród żywych. Ewentualne przypadki losowe pozwalają na chwilę zadumy, która tylko dodaje smaku. Wspomnienia z młodości są żywe i naprawdę zabawne. To zazwyczaj miłe spotkanie dodaje energii. Ciekawe jest także to, że jako młodzi ludzie, granice od której zaczyna się starość, ustawialiśmy właśnie gdzieś około czterdziestki. Obawiam się, że na więcej przeciętnemu młodemu człowiekowi brakuje wyobraźni. 
Później jest znacznie gorzej. Na pewno mniej przyjemnie, bywa niebezpiecznie no i zamiast dawki życiowej energii spotkanie przynosi jej spadek. Trochę łatwiej jest, kiedy spotkanie jest zaplanowane i można się jakoś przygotować. Prawdziwe wyzwanie stanowią jednak niespodzianki. Tych nienawidzę. Podświadomie unikam, jak ognia. W unikaniu, a mówiąc wprost: w ucieczce pomagają (lub nie!) okoliczności - czas i miejsce. Ale są miejsca, z których nie uciekniemy i nie ma żadnej wymówki. Trzeba stanąć oko w oko z osobą spotkaną po latach i własnymi ułomnościami.

Tak było w piątek. Idziemy na koncert Edyty Geppert. Na dworze leje i wieje. W mieście zamieszanie, bo z jednej strony wielkie uroczystości z okazji rocznicy chrztu Polski, z drugiej manifestacja KOD-u w obronie demokracji. Gorszego terminu koncertu nie można było wymyślić. Gdyby człowiek mógł takie rzeczy przewidzieć.  Na szczęście nie może. Wpadamy do teatru. Przed koncertem toaleta, a tam jak zwykle w damskiej kolejka. Trudno! Trzeba swoje odstać. Wchodzę do toalety damskiej, w której oczekuje kilkanaście pań. Jeszcze nie zdążyłam zamknąć drzwi, gdy słyszę:
- Cześć Asiu!
Patrzę w kierunku mówiącej i widzę starą babę. I już wiem, co mnie czeka. Wpadłam. Sytuacja najgorsza z możliwych. Cała znudzona kolejka patrzy na mnie z zaciekawieniem, bo przecież na twarzy mam napisane, że za Chiny nie wiem, kto mi mówi cześć. No i co teraz będzie, myślą sobie kolejkowiczki, bo przecież i tak stoją, i nie mają co robić, bo swoje trzeba odstać. Muszę się poddać.

- Cześć mówię, tylko nie wiem komu! – dodaję i bezczelnie się wgapiam w starą babę! W końcu najlepszą obroną jest atak. Ale trafiłam na wojowniczkę wprawioną i odparowała natychmiast.
- Czterdzieści lat temu zdawałyśmy razem maturę! – podaje światu tę radosną nowinę pewnym siebie tonem .
- Uhhh! - jęknęłam powalona ciosem
- Uhhhh! - jęknęła ze mną kolejka
No i teraz zaczyna się gonitwa myśli. To niemożliwe. Jakie czterdzieści lat temu? No tak! Jednak ma rację. Ale kiedy to przeleciało! Powiem, że mnie z kimś pomyliła, że czterdzieści to nie ja.  Trzeba coś powiedzieć, bo kolejka czeka i patrzy. A jak nic nie powiem, to ta małpa gotowa podać do publicznej wiadomości wyniki z pisemnych i ustnych. Ale co to za jedna? Niemożliwe, żeby ta stara baba była w moim wieku. Uciec nie mogę, bo koncert długi. Nie pamiętam kobiety, ale po takim strzale wszystkiego można się po niej spodziewać. Stoi taka sobie całkiem spokojnie i wali ludziom prawdę w oczy w toalecie, żeby nie powiedzieć w kiblu. A kolejka patrzy na mnie z politowaniem, bo średnia wieku wskazuje, że kolejka rozumie problem. Marzę, żeby otworzyły się wszystkie kabiny i żeby babę wyciągnęło z kolejki. Ale gdzie tam.
No to nie mam wyjścia – przywalam i ja!

- W życiu bym ciebie nie poznała. – mówię i patrzę niewinnie w jej zmarnowane oblicze. Na pewno nauczycielka jakaś. Tylko one potrafią bezpośrednio w toalecie zaatakować.
- A ja ciebie zaraz – odparowuje cios, odwracając  uwagę od mankamentów urody w kierunku bystrości umysłu. Na szczęście otwierają się drzwi kabin, robi się zamieszanie i baba wchodzi do kabiny.

Zostaję sama z moimi myślami. Kobiety  nadal nie pamiętam. I tak naprawdę wcale nie zamierzam sobie przypomnieć. Ale żal po odległej maturze, zgubionych czterdziestu latach i lęk, że już nie pamiętam (co będzie dalej?) zostają we mnie.  Uporczywie trzymam się jednak myśli, że nie jest ze mną tak źle, skoro mnie poznała od razu.
Taka poturbowana psychicznie idę na koncert Edyty Geppert. Piękny i niezwykły jak sama artystka. Wszystkie piosenki o przemijaniu odbieram osobiście. Podziwiam kunszt estradowy, delektuję znakomitymi tekstami, wzruszam swoimi wspomnieniami sprzed lat, kiedy przeboje Edyty Geppert pomagały przeżyć życiowe porażki i  rozczarowania. Jedno mi się nie zgadza. Edyta Geppert była na scenie przez całe moje dorosłe życie, a wygląda i śpiewa jakby była dużo młodsza. To ile ona ma lat? W domu sprawdzę w Internecie.
Wychodzę zbudowana i nawet radośnie macham na pożegnanie do mojej „koleżanki” sprzed lat.

A co!

0 komentarze