Życzenia na prima aprilis

10:21

Przez szarą powłokę chmur od czasu do czasu przebijają  nieśmiało promyki słońca. W powietrzu delikatny zapach zwiastujący przebudzenie przyrody. Jest jakby trochę cieplej, za to na pewno głośniej. Włączyło się ptasie radio.
Zaglądam do pokoju, w którym mój Mąż tępo wpatruje się w ekran monitora.  Chodź na spacer – mówię, a on ku memu zdziwieniu wstaje i idzie. Nie „za chwilę”, nie „jak skończę”. Wstaje i zbiera się do wyjścia. Potrafi mnie zaskoczyć.
Jeszcze tylko przekonujemy Belkę, żeby dała się ubrać w obrożę i smycz i już. Idziemy do lasu.

Las mamy blisko, a w nim wydeptane ścieżki. Maszerujemy  w tempie, na które pozwala pies. Belka wącha wszystkie nowe psie komunikaty. Idziemy w majestatycznym milczeniu starego małżeństwa w stanie pasteryzacji. Istotą tego spaceru jest spacer. I kiedy włączają się nogi, to mózg się wyłącza. Ale czasem znienacka przeleci przez niego jakaś myśl i człowiek się bezmyślnie zechce nią podzielić. Ot tak. Bez jakiegoś celu, bez konieczności reakcji z drugiej strony. Nie, żeby zaraz jakaś rozmowa, jakaś wymiana myśli. Gdzie tam!  Taka myśl całkiem pojedyncza i do niczego niezobowiązująca. Mniej więcej po siódmym leśnym zakręcie tak się stało i Mąż mój powiedział:
- Ech! Wiosna idzie! Niedługo zakwitną fuksje.
Idziemy, bo droga przed nami prosta i pusta. Idziemy, ale w mojej uśpionej głowie pojawia się jakaś niepewność. Budzi mnie  z tego spacerowego letargu. Coś nie pasuje?
I wtedy słyszę:
- Dobrze mówię? Fuksje? – Mąż zerka na mnie przez ramię oczekując wsparcia. Udzielam go systematycznie od wielu lat, bo on jak prawdziwy mężczyzna pamięta wszystko zupełnie inaczej. Czasem mam wrażenie, że tylko kawałek pamięta, a resztą sobie głowy nie zawraca, bo i po co?

- Fuksje nie! No co ty! Fuksje to później. A teraz zakwitną…. – pustka w głowie.
Idziemy, nerwowo szukając w głowie nazwy tego, co teraz zakwitnie. Nawet pies przyspieszył i już nie wącha.
Cholera! Jak to się nazywało?
- Floksy? - słyszę
- Nie! No co ty? Jakie floksy. To jest takie żółte. I mamy to koło śmietnika. – dodaję, wierząc , że lokalizacja ukonkretni poszukiwania i znajdziemy nazwę. Tylko tę jedną. Potrzebną do tej myśli bezcelowej i rzuconej bezmyślnie. Potrzebną  do odzyskania spokoju.
Idziemy miarowo, choć szybciej , za to mózgi pracują bardzo szybko.

- Na „f” to coś jest, co kwitnie. – mówię głośno choć nie wiem, skąd to wiem, ale wiem. Na pewno na „f”. Tylko jak to się nazywa?
- Nie mamy koło śmietnika. Wyciąłem. – Mąż jest wyraźnie przygnębiony. Nie dopytuję czy tym, że wyciął czy, że nie pamiętamy. Szukam w myślach brakującego słowa.
- Ale na żółto i na „f” potwierdzam fakt absolutnie pewny.
- Na f? No to tylko fuksja. – stwierdza Mąż z rezygnacją i znowu przyspiesza
- No rany! Mówię , że na żółto! A fuksja na fuksjowo kwitnie. – mówię już zniecierpliwiona, bo brak potrzebnego słowa jest irytujący, ale nieznajomość kolorów bardziej.
Nerwowo lecimy przez las, tak jakby szybki ruch miał przyspieszyć poszukiwania słowa. Tempo mamy niezłe. Milczymy i każde szuka w głowie.
W ten sposób dobiegamy prawie do ostrego zakrętu. Belka niczym wyćwiczony zawodnik skręca w znaną ścieżkę. My za nią  i znowu lecimy.
I wtedy lekko zdyszany Mąż wyjmuje telefon i zaczyna czegoś tam szukać.
- Musisz nawet na spacerze? – pytam poirytowana i  gotowa do wojny o prawo do bycia w kontakcie.
- Muszę znaleźć, co wkrótce zakwitnie na  „f” i na żółto, bo do domu nie dolecę. Zamęczymy się. – odpowiada spokojnie i szuka dalej.

Racja! Idziemy, choć już bez tego niepokoju.
- Forsycja –  z ulgą mówi mąż już prawie przy wyjściu z lasu.

- Forsycja! Powtarzam za nim z nadzieją, że zapamiętam na przyszłość. Na zawsze.
- Matko! Co to będzie za dwadzieścia lat? Pytam retorycznie i na to pytanie nie mam żadnej odpowiedzi.
- Nie będziemy tak szybko chodzić – słyszę rzeczową odpowiedź uspokojonego już Małżonka.

Dzisiaj rano w Radio Classic gościł Andrzej Mleczko. I powiedział bardzo mądrze, że poczucie humoru to cecha wrodzona, konsekwencja kodu genetycznego. Dla wielu ludzi, w tym także dla mnie, jest ono jedyną bronią przed trudem życia i brakiem odpowiedzi na najbardziej zasadnicze pytania o sens wszystkiego i lęk przed tym, co nieuchronne. Złożył życzenia z okazji prima aprilis wszystkim, którzy mają poczucie humoru.
Składam i ja!

1 komentarze

  1. Mój mąż także dzisiaj dał się namówić na spacer! Coś wisi w powietrzu! A co do Prima Aprilis - jak ja się cieszę, że mnie dzisiaj nie ma w pracy!!!

    OdpowiedzUsuń