Smutna refleksja

13:22


Sobotni poranek. Stoję w kolejce w osiedlowym markecie. To nie moje osiedle, nie mój market. Jestem tu przejazdem. Wszystko mnie tu drażni. W sklepie bałagan, hałas. Obsługa niesympatyczna. U nas na osiedlu jest inaczej. Poza tym tydzień był trudny. Najpierw popisy pisowskich żołnierzy i żołnierek  z absolutnym pierwszeństwem dla pani Zalewskiej, potem zamach w Nicei i zaraz po nim pucz w Turcji. W międzyczasie nawałnice i ulewy. No i na deser pan Błaszczak. Jezu! Trudno po czymś takim o dobre samopoczucie. Niby nie oglądam telewizji, chronię swoje zdrowie psychiczne, ale jakoś mi to ostatnio nie wychodzi. Głównie za sprawą mojej starszej Mamy, która ogląda programy informacyjne, a ponieważ, mimo aparatu słuchowego źle słyszy, to po szalonych manipulacjach na pilocie słyszymy wszyscy. I to bardzo wyraźnie i wszędzie. Trudno! Więc stoję w tej dość długiej kolejce do kasy. Coś tam się zatkało. Kasę obsługuje starsza kobieta. Wygląda na tak zmęczoną, że ile razy ją widzę, zawsze mi jej żal. A klienci, choć często dużo młodsi, są dla niej po prostu niegrzeczni. Opryskliwi, niesympatyczni. Kto tu mieszka? zastanawiam się. Tyle takiego ukrytego pod pozorem wymagań chamstwa, to ja dawno nie widziałam. No dobra! Stoję!
Za mną stają inni. Najpierw starsze małżeństwo, a za nimi starszy pan. Są na pewno po sześćdziesiątce. Kłaniają się sobie i zaczynają rozmowę. A ja - chcę, czy nie - słyszę wszystko. Znają się, choć dawno się nie widzieli. Bo teraz wszyscy tacy zaganiani mówi starszy Pan do małżeństwa, i dodaje, że on i jego żona podziwiają, jak strasznie dużo pracy teraz mają ci państwo. Bo mają czworo dzieci (chyba wnuki, bo na własne to byliby raczej za starzy myślę sobie) i pod opieką starą matkę. Starsze małżeństwo kiwa zgodnie głowami i oboje dodają, że stara Matka to gorzej niż ta czwórka dzieci. I od tego momentu zaczyna się opowieść, która z każdym kolejnym zdaniem jest coraz smutniejsza. Z obojga małżonków wylewa się potworny żal, że stara matka zabiera im tyle czasu. Opowiadają o lekarstwach, i pampersach. O rodzinie, która się nie włącza w tę opiekę. O babci, która przeżyje ich wszystkich. O tym, że nie współpracuje przy rehabilitacji po jakimś złamaniu, tylko leży jak królowa. Stężenie jadu i niechęci nasila się z każdym zdaniem. Do tego momentu wytrzymałam, bo oćwiczona już jestem przez życie i niewiele mnie zdziwi. Ale po tych słowach oglądam się z zaciekawieniem, bo przecież ludzie, którzy to mówią, mają siwe głowy i nastukane na liczniku lat. No to według moich wyobrażeń powinni mieć tyle oleju w głowie, żeby rozumieć pewne procesy, które się w człowieku dzieją. I przynajmniej zachować powściągliwość w języku, bo przecież tymi swoimi komentarzami i wzorem postępowania budują postawy innych, najprawdopodobniej także tych , którzy za chwilę będą się nimi opiekować. Wyglądają zupełnie zwyczajnie. Nie wierzę, że mówią tak w sklepie do sąsiada, a w domu z miłością i życzliwością czynią tę trudną posługę. Są bardzo wiarygodni w tym co i jak mówią.  Najprawdopodobniej, kiedy się odmelduje dziewięćdziesięcioletnia babcia, to po niej opieki będą wymagali właśnie jej obecni opiekunowie. A młodsi, wychowani przez nich, podejmą (lub nie) ten trud. I też będą to robili z takim jadem i zawziętością?

Wolałabym, żeby ktoś, komu spadnę do życiorysu jako pierwsza nagroda i kto będzie się mną kiedyś opiekował, choć trochę mnie lubił. Ale jak to zrobić? Nie wiem.
Kolejka rusza. Płacę i wychodzę. Pakuję towar do swojego roweru, a moi kolejkowi (nie)znajomi wychodzą przed sklep i kierują się do swoich aut na parkingu. Jeszcze wymieniają grzeczności, pozdrowienia i ukłony. Potem pewnie pojadą do swoich domów w ogrodach (bo tu innych nie ma), urządza grilla i też opowiedzą o babci, która nie może umrzeć i im utrudnia życie. A w niedzielę pójdą do kościoła, by posłuchać o miłości bliźniego.

To nie mój market! Nie moje osiedle!
Niestety! to mój kraj.

0 komentarze