Odważne wyznanie

04:34

Nienawidzę piłki nożnej!
Uff! Napisałam to! Musiałam napisać, bo  mam wrażenie, że w kraju, gdzie piłka nożna zastępuje religię, odbiera rozum i jest przedmiotem kultu, taka deklaracja jak moja, to właściwie powód do zbudowania stosu i palenia tych, co sobie nie wymalowali flagi na czole, nie ochrypli od zachęcania Lewandowskiego do kopnięcia piłki i nie rozważają od trzech dni dlaczego nas, czyli ich - naszych chłopców, bojowników, rycerzy - to spotkało.
I żeby było jasne! Nie mam nic przeciwko grze zespołowej. Ale przecież tu nie o grę chodzi, bo większość tych znawców i znawczyń w życiu nie kopnęła piłki, a już na pewno nie spędzała całych miesięcy na uganianiu się po boisku. Rozumiem to wielkie zaangażowanie u byłych piłkarzy, nawet tych z ligi podwórkowej. Ale większość zażartych kibiców koło piłkarzy nawet nie leżała. Tylko się tak naoglądali, że teraz już mogą udzielać rad i OCENIAĆ. Nareszcie możemy robić to, co lubimy najbardziej. I te oceny są bardzo krytyczne. Ja tam się oczywiście nie znam, ale tyle się już tego nasłuchałam, że mam głębokie przekonanie, iż trener Nawałka ma jakiś duży problem z doborem zawodników, bo najlepsi specjaliści od gry siedzą na tej wielkiej narodowej ławce rezerwowych, a ci co grali, to  po prostu  jakaś zbieranina. Serce moje raduje się bardzo, bo powoli zbliżamy się do końca tego festiwalu prymitywnych emocji. Jakoś wytrzymam.

Oczywiście, żeby w przyrodzie była równowaga, w domu mam stuprocentowego kibica. W czasie meczu Polska-Portugalia siedział w pełnym rynsztunku – czyli biało-czerwone koszulka,  szalik i kapelusz oraz trąbka pod ręką. Wypił chyba siedem kaw, wyżarł wszystkie słodkości (to w przerwie oczywiście, bo w trakcie trzymał kciuki i się nie ruszał, tak jakby z tego nieruszania mógł wyniknąć jakiś ruch zakończony bramką). Kiedy Lewandowski strzelił, ryk mojego i innych osiedlowych kibiców był tak wielki, że obie z Belką szukałyśmy dróg ewakuacyjnych. Gdyby Polacy weszli do finału, resztę życia musiałabym chyba spędzić w ziemiance wykopanej w krzakach. Panicznie boję się histerii i cenię zdrowy rozsądek. Z ulgą przyjęłam wynik.
Nie ma co ukrywać! Mistrzostwa piłki nożnej to czas, w którym czuję się mocno osamotniona. Myślałam, że w mojej, delikatnie mówiąc, niechęci do narodowych igrzysk nie mam nikogo bliskiego. A tu proszę! Kilka zdarzeń bardzo budujących. Najpierw wizyta agenta ubezpieczeniowego, który odważnie przyznał się, że nie ogląda meczy i podobnie jak ja, czeka, kiedy to się skończy. Po czym zapytał, czy wiemy, czym różni się agent ubezpieczeniowy od rekina? Pokręciliśmy przecząco głowami, bo mój mąż już prawie nie mówił po swoim kibicowaniu.
- Rekin czasem puszcza! Odpowiedział radośnie i już wiem, dlaczego on nie kibicuje.
 Potem przyjaciółka przyznała się, że bardzo chciała zobaczyć mecz Polska-Portugalia i nawet usiadła przed telewizorem. Po czym zasnęła i obudziła się o drugiej w nocy. Bo to nudne było! No proszę, jaka bystra. Też zauważyła.
Ale najbardziej rozbawiła mnie historia o pewnej sąsiadce, żonie zagorzałego kibica, który emocje związane z meczem rozładowywał spożyciem napojów alkoholowych. No i mecz był tak pasjonujący, że gdy się skończył, ów zagorzały (nikt nie wymyśliłby lepszego słowa, by opisać jego stan!) kibic wstał i w tej samej chwili runął na podłogę jak kłoda. I leżał całkiem nieruchomo. Żona rzeczonego pomyślała, że umarł. A on wyglądał tak, jakby to właśnie nastąpiło.

- No i co zrobiłaś? – zapytały koleżanki, którym opowiadała tę historię.
- No jak to co ! Zapaliłam papierosa. – odrzekła doświadczona żona kibica.
On zawsze był taki niesłowny! Ty wiesz jakiego wstydu, bym się najadła, gdybym tak od razu zawołała karetkę pogotowania. - dodała, tłumacząc swój brak pośpiechu.

No właśnie! Nie ma to, jak mądrość dojrzałych kobiet!

Tylko spokój może nas uratować!

0 komentarze