Będę boska!
06:12Jak Florence.
Kiedy poinformowałam rodzinę przy niedzielnym obiedzie o
swojej decyzji, przy stole zapadło głuche milczenie. Wszyscy wiedzieli, czym
ona grozi, bo w większości obejrzeli film z Meryl Streep. Jedynie syn odmówił,
bo jak stwierdził, nie będzie oglądał historii szurniętych bab. No i dzięki
temu w niedzielę mógł spokojnie przeżuwać. Nie wiedział, co mu grozi z mojej
strony. Pozostali zastygli z widelcami nad talerzem. Pierwszy zareagował
Małżonek „Jakoś wytrzymam” wyrzekł i ochoczo wrócił do karkóweczki z
kapusteczką. Potem odezwała się Zacna Mateńka, która sama o sobie mówi, że ma
pamięć dziesięciominutową:
- A kto to jest? -
zapytała rzeczowo!
- Bohaterka tego filmu, na którym byłaś w kinie miesiąc
temu. – uprzejmie wyjaśniłam, by ułatwić dalszą komunikację. Ta, co chciała
śpiewać za wszelką cenę i śpiewała, jak umiała! Jak nie umiała, to też
śpiewała.
- Acha! A ja byłam w kinie? – zdziwiła się Mateńka – Nic nie
pamiętam! I spokojnie skupiła się na konsumpcji.
Najdłużej milczała moja siostra! Patrzała na mnie uważnie,
wyraźnie rozważając konsekwencje mojej decyzji, a potem stwierdziła:
- No trudno! Ale pamiętaj – mnie nie stać na wykupienie
całego nakładu „Wyborczej”. Jakoś będziesz sobie musiała poradzić bez mojego
wsparcia.
I w ten sposób moja rodzina, czyli moje najbliższe
środowisko, poradziło sobie z faktem, że oto zdecydowałam o swoim dalszym losie
osoby „trwale nierentownej”. Czyli postanowiłam wcielić w życie przekonanie, że emerytura, to
czas rozwoju pasji i zainteresowań. Ta ładnie brzmiąca myśl jest chętnie
używana przez specjalistów od funduszy emerytalnych i mam wrażenie, że
widziałam ją na wszystkich ulotkach zachęcających do oszczędzania na starość.
Co prawda, obok wizji realizacji własnych pasji i zainteresowań, jakoś dziwnym
trafem obok zawsze pojawiały się dzieci i wnuki, którym emeryt z pewnością
zechce pomóc. Ale to chyba efekt tego, że w Polsce zdecydowanie mniej popularna
jest emerytura, jako czas dla siebie (cudny!) , a bardziej jako dopust boży i ostatni
etap służby innym. Dotyczy to głównie kobiet na emeryturze. Ja jednak
postanowiłam iść mniej utartą drogą. I w tym celu zapisuję się na wszystkie
zajęcia, które pozwolą mi rozwijać moje zainteresowania, które przez całe lata
zawodowej aktywności spokojnie na mnie czekały.
Kiedy odbierałam kolejne indeksy, było mi zdecydowanie raźniej, niż gdy w ubiegłym tygodniu po raz pierwszy sięgnęłam po legitymację ATW. W końcu to swego rodzaju deklaracja przynależności, przekroczenie pewnej mentalnej granicy. Nie ma co udawać – weszłam w późną dorosłość, jak to eufemistycznie nazwał pewien socjolog, na nowo nazywając przedziały wiekowe. Ale! Co tam! Najważniejsze jest, żeby się działo, bo w końcu póty życia, póki aktywności. Więc doszły mi wykłady i zajęcia w sekcji….! no właśnie -wokalno- teatralnej. Jak szaleć, to szaleć! Wybierałam tę sekcję spośród wielu innych propozycji, kierując się swoimi zainteresowaniami. Teatr zawsze mnie pociągał zdecydowanie bardziej, niż nauka języków, czy inne użyteczne propozycje.
W piątek odbył się wykład inauguracyjny ATW. Gościem była maestra Agnieszka Duczmal, a sala była wypełniona po brzegi. Bardzo budujący widok. Maestra mówiła o muzyce, która łagodzi obyczaje. Po moich ostatnich doświadczeniach kulturalnych dodałabym do tytułu „Jedynie muzyka łagodzi obyczaje”, bo tylko w tym przekazie nie da się znakami nut opisać dosłownie zła i okrucieństwa, z jego rzezią , krwią i mięsem. Potrzebna jest wyobraźnia muzyków i słuchaczy. Może dlatego sale koncertowe są tak oblężone? Po powrocie z uczelni przypomniałam sobie, że dzień rozpoczęcia roku akademickiego, to zawsze była okazja do imprezy. Dyskoteka mnie już nie pociąga, ale użyłam jej jako straszaka, grożąc zabieganemu Mężowi, że jeśli nie pójdzie ze mną do kina, to sama idę na dyskotekę. Bo inauguracja swoje prawa ma! A taka szczególnie!
„Mogą mówić, że nie umiałam śpiewać. Ale nie powiedzą, że nie śpiewałam!”
Bardzo mądre.
0 komentarze