Cytat

13:59


Postanowiłam.
Na Święta podzielę się odkrytym niedawno i ulubionym (ostatnio!) cytatem. Pochodzi z książki Miłoszewskiego „Jak zawsze”:
„Witamina D. Bardzo ważny składnik organizm, walczy z chorobami, zapobiega grypie, nowotworom i próchnicy; w ciążę też łatwiej zajść, ambrozja i panaceum w jednym. Człowiek ją sobie bierze ze słońca, wystarcza pół godziny dziennie, żeby witaminę D wytworzyć w wystarczającej ilości. I serotoninę, żeby czuć się dobrze, i melatoninę, żeby lepiej spać. Ależ to natura genialnie wymyśliła – wystarczy wyjść na słońce i człowiek zdrowy, wyspany i szczęśliwy. Szkoda tylko, że nie przewidziała, że jedno z ludzkich plemion w jakimś samobójczym pędzie postanowi osiedlić się w Polsce i będzie tu trwało uparcie w najbardziej kurewskim miejscu planety, gdzie geografia, fizyka i meteorologia  sprawiają, że słońca albo zwyczajnie nie ma, albo go nie widać, gdyż jest zasłonięte mokrą, brudną szarą szmatą. A ludzie chodzą ledwie żywi z wściekłości ponieważ są jednocześnie niewyspani (niedobór melatoniny), zgorzkniali i smutni (niedobór serotoniny) oraz cierpiący na wieczne katary, przeziębienia i bóle zębów (niedobór witaminy D). Tak naprawdę powinniśmy się wszyscy spakować, wyjechać gdziekolwiek bądź, żeby zażywać szczęścia w słońcu i sprzedać komuś ten mroczny poligon do testowania broni atomowej.”

Lepiej bym tego nie ujęła.
Dawno żaden cytat nie przypadł mi tak do gustu, jak ten. Tym bardziej, że mam zaszczyt być żoną osobnika o wyjątkowo silnych genach protoplastów o samobójczych skłonnościach, który bez słońca zwyczajnie nie żyje. Poziom serotoniny ma już od połowy listopada w dolnej strefie stanów niskich i do końca roku jedzie na rezerwie. Od stycznia jest klops, kicha i właściwie jedynie rozwiązanie to ucieczka z tego kraju nieszczęśników skazanych na chłody i wieczne opady. W marcu to jest cień człowieka.
Od powrotu z Hiszpanii o niczym innym nie rozmawiam spotykając innych użytkowników naszego miejsca na planecie, tylko o tym jak jest zimno. Bo wszystkim jest zimno. O śniegu, deszczu i wszechobecnym chłodzie. O wiośnie , której nie ma, a która już była tak blisko. Odpieram ataki zgorzkniałych i wymarzniętych, którzy podejrzewają, że moja hiszpańska przygoda z chłodem w tle, była tylko literacką fantazją. Zapewniam - to nie fantazja. To doświadczenie.

Ale słońce widziałam i nawet raz usiadłam na ławce, by mnie grzało. Pocieszam zakatarzonych i tych z bolącymi zębami. Mam tak samo dość, jak wszyscy inni. I marzę o słońcu, wiośnie, uśmiechniętych ludziach, bo na tamtej ławce siedziałam stanowczo za krótko.

I bardzo chcę, żeby ktoś już zdjął tę brudną szarą szmatę i umożliwił korzystanie z tego, co daje natura.
Słońce i serotonina dla wszystkich!
I tego Wam życzę na Święta.

0 komentarze