Schnellzug
03:00
Wróciłam z kolejnej wakacyjnej wyprawy. Tym razem zwiedzałam
Dolny Śląsk. Kotlina Kłodzka od zawsze mnie zachwyca, a każdy kolejny powrót do
miejsc znanych, odkrywa ich nowe oblicze. Polska w ruinie potrafi zadziwić i
ucieszyć. Jest naprawdę pięknie i nie ma się czego wstydzić. I właściwie mogłabym
na tym zakończyć ten wpis, ale nie mogę sobie darować opisania doświadczenia związanego
z podróżą, bo wprawiło mnie ono w stan aberracji i tak trwam.
W Kudowie zamówiłam taksówkę. Podjechał miły Pan i bardzo grzecznie przeprosił, że chwilę czekaliśmy, ale trwa remont nawierzchni mostu i za chwilę nam pokaże, jak to działa w praktyce. Nie działało. Samochody w ruchu wahadłowym przepuszczano chodnikiem. Mostek miał może dziesięć metrów, ale kolejka do niego z obu stron kilka kilometrów. Mieliśmy więc czas, by pogadać. Pan taksówkarz był niezwykle sympatyczny i generalnie zadowolony. Na tyle sympatyczny, że poprosiłam, by po nas przyjechał, gdy będziemy wracali.
- Bardzo chętnie! A kiedy Państwo wracacie?
- W sobotę o 12.24 mamy pociąg. Nie mam biletu przy sobie, ale chyba nie pomyliłam godziny. - odpowiedziałam
-Acha! Czyli jedziecie autobusem o 12.58 – stwierdził pan
- Jak to autobusem. My pociągiem. – zrobiłam się nerwowa. Coś pokręciłam? Przecież kupowałam na IC. To o co mu chodzi? Godzinę mogłam pomylić, ale nie pociąg z autobusem.
- O 12.58 jedzie komunikacja zastępcza – odpowiedział dobrze poinformowany taksówkarz i zatrzymał samochód przed naszym hotelem. Pani do mnie zadzwoni w przeddzień i się umówimy. A teraz miłego urlopu życzę. I pojechał.
Matko! Jaka zastępcza. Przecież myśmy przyjechali pociągiem i nie było żadnego remontu.
Kiedy nic nie rozumiem, robię się nerwowa. No i muszę wyjaśnić, o co chodzi. Dlatego pierwszy spacer na dworzec. Cicho, głucho, wyremontowany peron i pozamykane wszystko. Nikogo. Na rozpisce odjeżdżających pociągów nie ma żadnego pociągu do Poznania, ale jest IC do Wrocławia. O 12.58. To co prawda nie jest to samo, co bezpośredni do Poznania, ale zawsze coś. Założyłam okulary, wlazłam na ławkę, żeby doczytać. I dostrzegłam obok godziny maleńką ikonkę autobusu, a potem objaśnienie „autobusowa komunikacja zastępcza”. Znalazłam także numer infolinii IC.
Dzwonię! Pan mi wyjaśnia, że to co mam na bilecie jest
dobre. W dole biletu mam informację o komunikacji zastępczej. Mam? Mam. Teraz
znalazłam. Maleńkim drukiem.
- A godzina? – pytam. Ja mam 12.24, a tu na rozkładzie jest
12.58. - No tak! Pani ma na bilecie bez zastępczej, a tam jest zastępcza. O 12.58.
- Acha! - mówię bardzo inteligentnie i dalej kompletnie nic
nie rozumiem, bo przecież bilet kupowałam niedawno. Ale co tam, przecież nie będę
się denerwować. Nie po to przyjechałam na wakacje. Jednak myśl o powrocie i
próba logicznego wyjaśnienia tego zamieszania nie dawała mi spokoju.
W sobotę uzbrojona w bilet wysiadłam z taksówki przed
dworcem. Na podjeździe stał już autobus z nadrukiem IC. Podeszłam z bagażem do
konduktora. Robił wrażenie uszczęśliwionego naszym spotkaniem. Był tak życzliwy,
tak wylewny, tak otwarty, że nerwowo obejrzałam się, czy jest ktoś, kogo można by
prosić o pomoc w razie nadmiernego ataku życzliwości. Radośnie wskazał nam miejsca,
zaprosił do autobusu.- A czy mógłby mi Pan wyjaśnić o co chodzi z tą komunikacją zastępczą? - zapytałam odważnie, choć jego gotowość do służenia pasażerom, była co najmniej podejrzana.
- No jest! – odpowiedział bystrze
- Ale ja kupowałam bilet na pociąg. Dlaczego nie jedzie pociąg?
- Bo tu nie jeździ. – wyjaśnił patrząc na mnie z politowaniem
- Jak to nie jeździ, jak jechałam? Pięć razy jechałam tu pociągiem.
- No to pewnie Kolejami Dolnośląskimi Pani jechała. IC nie jeździ, bo szyny nie takie. Od początku jak tu jeździ, to nie jeździ. Jeździ zastępcza. – Odpowiedział mi inteligentnie z wyżyn swojego kolejowego wykształcenia, a ja poczułam, że tracę związek ze swoimi zasobami w mózgu i zwoje mi się przegrzewają od zawiłości kolejarskiego myślenia. No nie nadążam i tyle. W końcu IC, to i konduktor ma schnellzug myślowy, a ja tylko osobowym powinnam.
- Ale właściwie, o co Pani chodzi? Autobus, pociąg – co za różnica? – dodał widząc na mojej twarzy oznaki swojego absolutnego zwycięstwa. Dobił mnie tym całkowicie, bo właściwie o co mi chodzi?
I tak dobita wsiadłam i pojechałam komunikacją zastępczą do
Wrocławia. Tam przesiadłam się na przepełniony gdyński pociąg. A moja
miejscówka okazała się być miejscówką na … komunikację zastępczą. Więc jechałam
na stojąco.
I dopiero wieczorem w Poznaniu, dotarło do mnie, że kolej
nabiła mnie w butelką, bo przecież bezpośredni pociąg, to coś takiego bez
przesiadek z jedną miejscówką. Ale już nie drążę tematu, bo nie daj Boże jeszcze
ktoś mi coś wyjaśni i stan mojej aberracji się pogłębi. Upewniłam się w tym myśleniu
późnym wieczorem w sobotę, kiedy zobaczyłam migawkę z Prezydentem Dudą odpowiadającym
na pytanie o sprawę gen. Ścibora-Rylskiego. Miał tę samą minę i gotowość, co
konduktor w komunikacji zastępczej, a
jego odpowiedź, że „powstańcom należy się szacunek” całkowicie nie wyjaśniająca
niczego, była według mnie ćwiczona w tej samej szkole komunikacji. Komunikacji zastępczej oczywiście.
0 komentarze