Kluby dwa

00:28

Jeszcze tylko kilka dni do zamknięcia głosowania Poznańskiego Budżetu Obywatelskiego 2017. Dwa dni na zdobycie głosów dla naszego projektu powołania w Poznaniu „Odnowy – nowoczesnego miejsca spotkań i rozwoju seniorów”. Im dłużej myślę o tym projekcie i pomyśle, tym dłużej zastanawiam się dlaczego potrzebowałam tyle czasu, by dostrzec tę potrzebę społeczną. Chyba jednak mało spostrzegawcza jestem. A może to stara prawda, że wszystko musi przyjść w swoim czasie? I ten właśnie nadszedł, i właśnie teraz myśli moje całkowicie zajmuje głosowanie w PBO2017 i idea zmiany społecznego życia mojego miasta.
O tym jak rozwijał się nasz projekt pisałam w listopadzie (na początku głosowania) w poście „Oblicza sukcesu”. Dzisiaj chciałabym opisać kilka sytuacji i spostrzeżeń, których doświadczyłam i  noszę w sobie od czasu, w którym Ania Biedakowa otworzyła  mi oczy i od kiedy zajmujemy się naszym projektem.
Zacznę od tego, że wejście do grona osób zwolnionych z obowiązku świadczenia obowiązku pracy i pozostawanie trwale nierentowną wyzwoliło we  mnie naturalną ciekawość oferty dla seniorów. W ten sposób trafiłam do Centrum Inicjatyw Senioralnych, jeszcze do starej siedziby na ulicy Mickiewicza. I złapałam się za głowę. Siedziba CIS-u mieściła się w podwórzu, w maleńkich ciasnych pokoikach. Ludzie byli bardzo uprzejmi i życzliwi, ale samo miejsce mówiło za siebie. I mówiło – „otóż kochana Joasiu rozpoczęłaś w swoim życiu okres, w którym nikomu tak naprawdę nie jesteś potrzebna. No chyba że masz wnuki, to się nimi zajmuj, bo państwo lubi babcie. Jako babcie – czyli, starsze doświadczone panie, którym tylko wnuki dają radość i to im całkowicie wystarczy. A jak nie masz wnuków, to znajdź sobie na osiedlu jakieś dziecko i zaopiekuj się nim. Najlepiej idź do domu i ugotuj zupę.” Nawet nie obejrzałam dokładnie oferty dla seniorów, bo nie było gdzie usiąść, było słabe światło i nie miałam swoich okularów do czytania. Ofert było mnóstwo – głównie usług medycznych, domów opieki, profilaktyki Alzheimera,  cukrzycy i wszystkiego tego, co szczęśliwie mnie jeszcze nie dotyczy.
Wyszłam przygnębiona i zajęłam się swoimi sprawami, bo tych na szczęście mi nigdy nie brakowało.
A potem dowiedziałam się, że CIS zmienia siedzibę i będzie teraz się mieścił na ulicy Mielżyńskiego 24. Wszystkim koleżankom i kolegom z dawnych lat dopowiem – w siedzibie dawnej „Aspirynki”, klubu studenckiego medyków. Klubu , w którym pod koniec lata siedemdziesiątych przetańczyłam niejedną sobotnią noc i poznałam wielu sympatycznych i interesujących ludzi. Pomyślałam sobie – znak czasu. Trudno! Biorę to na klatę, starzeć trzeba się umieć.
Ale we wrześniu trafiłam do grupy seniorów grających w brydża sportowego. Zajęcia są bezpłatne, finansowane przez Urząd Miasta ze środków publicznych i odbywają się w….. klubie studenckim. Nie napiszę jakim, bo nie chcę nikomu robić krzywdy. Prowadzący zajęcia wynajmują to pomieszczenie w godzinach przedpołudniowych, czyli wtedy kiedy student uczy się/dogorywa po imprezie/pracuje (niepotrzebne skreślić). O dziesiątej drzwi klubu otwiera młody zapuchnięty człowiek i pozwala nam seniorom rozstawić stoliki do kart. A potem – wygania nas dość obcesowo, gdy czas wynajmu się kończy. Bar jest nieczynny. Na szczęście nie ma zapisów na klucz do toalety. W zajęciach uczestniczy około trzydziestu osób w bardzo różnym stopniu zaawansowania senioralności (od senioralnej „zerówki”, po wielokrotnych repetentów klasy maturalnej albo wiecznych studentów kurczowo trzymających się życia - jak kto woli). Niektórzy ledwie idą! Ale idą! I licytują, i grają. Niedosłyszą, niedowidzą, ale przy karcianym stoliku ubywa im lat. Bo głowa pracuje. Po zajęciach widać, że chcieliby usiąść, pogadać. Ale nasz młodociany cerber jest bezwzględny. Zresztą sala jest wynajęta na kolejne zajęcia i grupa starszych pań drepcze nerwowo, bo po nas pilates lub yoga. Dowiedziałam się, że poszczególni członkowie naszej grupy, gdy chcą pograć ze sobą w brydża, umawiają się w…. galeriach handlowych. I tam okupują stoliki wysp zbiorowego żywienia, chowając się przed ochroną. A seniorzy śpiewający w chórach, spotykają się po domach i przed występami ćwiczą w garażach.
Natychmiast obudziły się moje wątpliwości, czy tak powinno być? Czy to jest w porządku? I jeszcze jedna  – dlaczego tak jest?
Ostatnim doświadczeniem, które muszę przywołać, była wizyta w dawnym klubie studenckim „Od nowa”. Jego pierwsza siedziba mieściła się na ul. Wielkiej między Kramarską i Żydowską i pamiętam ją tylko jako dziecięce wspomnienie. Zawsze było tam pełno ludzi (przed i  w środku), grała muzyka, co bardzo mnie intrygowało, jako małą dziewczynkę. Potem, podobno w wyniku donosów pisanych do tow. Szydlaka, ten kultowy klub przeniesiono do Zamku, a na Wielkiej zrobiono klub seniora.  I w latach siedemdziesiątych występowałam w nim, biorąc udział w występach przygotowanych przez naszą szkołę z okazji rocznicy rewolucji, Dnia Babci, czy rocznicy wyzwolenia Poznania. Było sennie, ale wystrój i atmosferę pamiętam.
Weszłam tam kilka dni temu. Dzisiaj w tym dla bardzo wielu osób pamiętnym miejscu, jest Dzienny Dom Opieki. W środku czas się zatrzymał pod każdym względem. Nie napiszę nic więcej, bo nie chcę robić nikomu krzywdy ciętymi uwagami. Ale to miejsce mnie przeraziło. Jest otwarte od 8-16. Potem zamyka podwoje. Podobno korzysta z niego garstka osób. Myślę, że nie umiałabym przekonać nikogo spośród znajomych seniorów, do korzystania z pomocy  w tych warunkach.
Tak więc w obu kultowych miejscach, w których byliśmy kiedyś aktywni na parkiecie i w życiu kulturalnym i społecznym, są obecnie miejsca dedykowane seniorom. Tyle, że w jednym jest placówka urzędowa,  a w drugim rodzaj przechowalni, dla tych, co już inaczej nie umieją. Miejsca dla seniorów do samorozwoju, oddolnych inicjatyw, kooperacji, spotkań i wszelkiej aktywności , która jest przejawem życia, w  Poznaniu po prostu NIE MA!
Mają dzieci, ma młodzież, mają studenci?
A seniorzy CO?
Jak to się stało, że pozwoliliśmy sobie,  jako dojrzali obywatele całkowicie odebrać przestrzeń do spotkań i naszych inicjatyw? Do inspiracji i integracji? Do kulturalnego i aktywnego życia w warunkach odpowiadających nowoczesnym, wykształconym Europejczykom, jakimi jesteśmy.
I to wszystko powoduje, że z położonej na końcu świata Tajlandii, siedząc pod palmą z komputerem na kolanach apeluję do wszystkich Poznaniaków – głosujcie na „Odnowę” PBO217 projekt 28.
Gdyby takie miejsce było, mielibyśmy wszyscy sporo uciechy uczestnicząc na przykład w spotkaniach poświęconych naszym podróżom. Mogłabym i ja opowiedzieć o tym, jak mój znajomy zamawiał w restauracji jelita. I jaką minę zrobiła tajska kelnerka. I z chęcią posłuchałabym o opowieściach innych osób, podróżujących po świecie.
A tak co?
I gdzie?
GLOSUJCIE - PBO2017 projekt 28 w kategorii projektów ogólnomiejskich.


0 komentarze