28 lat później

12:12


Myśli wieczorne na 4 czerwca.
Cały dzień próbuję i nie umiem sobie przypomnieć siebie tamtej. Jaka byłam, co myślałam? Tamte wybory – najważniejsze wydarzenie dla wielu Polaków z mojego pokolenia, taktowałam na pewno śmiertelnie poważnie. To pamiętam, bo po raz pierwszy w życiu głosowałam i czułam, że mój głos coś zmienia. To były zresztą pierwsze wybory, w których wzięłam udział, bo na poprzednie nikt porządny nie chodził. A i tak się zgadzało i zawsze były wygrane.
W mojej rodzinie 4 czerwca, to było wielkie święto, wielkie nadzieje i głębokie przekonanie, że to początek zmiany. Wtedy myślałam – wyczekiwanej i upragnionej. Dziś myślę – bardzo potrzebnej i bardzo trudnej. Wtedy myślałam – wymarzonej przez wszystkich. Dziś nie wiem, co myśleć. Wtedy nie myślałam o sobie i o nas po dwudziestu ośmiu latach. Jaka będę i czy będę. O sobie nie myślałam  głównie dlatego, że każdy trzydziestolatek jest w pewnym sensie upośledzony umysłowo i nie rozumie, że on też się zestarzeje. To znaczy przeczytał o tym procesie i zna zasady, ale skutecznie wypiera. Więc ja w 2017 to było jakieś science fiction. A Polska i Polacy? Wyobraźni nie starczało. Zresztą,  jak nie było mnie, to nas także. Za daleko. Poza tym, by sobie coś wyobrazić, trzeba wiedzieć dokąd się zmierza, co się chce. A my – zwyczajni Polacy, umęczeni komuną wiedzieliśmy tylko jedno, że mamy dość tego, co mamy. Gorzej być nie może, no to logiczne, że może być tylko lepiej. I ludzie głosowali. Nawet jeśli nie za, to na pewno przeciw.

I tak sobie myślę, że z tamtego czerwcowego głosowania do dziś zachowaliśmy kilka rzeczy. Po pierwsze kowbojskie maniery przy wyborach. Na plakatach promujących udział w tamtych wyborach była postać kowboja, która miała symbolizować siłę i pewność. Przekaz był czytelny i zadziałał. Umęczony komuną naród poszedł i wybrał. Ale kowboj i jego metody zostały w głowach. I po wielu latach wolności ciągle lepiej nam wychodzi strzelanina, niż mozolna współpraca. Szczególnie widać to w sejmie ( bo to medialny przekaz), ale przecież łupanina i wyrzynanie wroga odchodzi na wszystkich szczeblach władzy.
Zostało nam także głosowanie przeciw. Programów partii właściwie nie ma, więc trudno je oceniać. Głosujemy po sympatii lub antypatii. Nie wybieramy mądrzejszych, tylko znanych. Lub tych, co nam obiecają więcej. Tylko że wtedy byliśmy biedni i umęczeni, a w tej biedzie podobni do siebie. A teraz jesteśmy bardzo różni, przybyło nam pieniędzy, jeździmy dobrymi samochodami, żyjemy w o niebo lepszych warunkach i czasem myślę, że tylko bieda umysłowa nam została. Dlatego frekwencja wyborcza niska, a populiści i krzykacze wygrywają.

Jednej rzeczy na pewno wtedy nie przewidziałam. Nie wiedziałam,  że wolność jest jak narkotyk. Potrafi uzależnić. Człowiek się do niej szybko przyzwyczaja i żyć bez niej nie umie. I teraz, kiedy wracają próby cenzurowania, (nie)dobra zmiana wymiata mądrych ludzi i decydujące stanowiska powierza się partyjnym żołnierzom, którzy podejmują kretyńskie decyzje niszczące  osiągnięcia poprzedników, to boli.
Ale musi boleć, żeby głowa zaczęła myśleć.
Bez wcześniejszego bólu, 4 czerwca 1989 byśmy nie wygrali.
Teraz musi boleć, by historia mogła się powtórzyć.
Amen

0 komentarze