Napis

06:17


Otworzyłam rano Fb i jako pierwszy post wypadło stwierdzenie, że „w życiu nic nie dzieje się przypadkowo”. Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić, szczególnie gdy człowiek ma sobą doświadczenie tłustego czwartku spędzonego w ambulatorium Centrum Onkologii, a wcześniej naczytał się o skutkach diety dla organizmu. Termin w tłusty czwartek, to także był przypadek. Efekt wielu prób rozwiązania problemu, który znienacka wyrósł i wzbudził mój niepokój. W końcu po kilku wizytach u lekarzy w celu pozbycia się intruza, otrzymałam termin za trzy miesiące. Cierpliwie wyczekałam.
I oto w samo południe stanęłam na Garbarach przed WCO. Po lewej stronie, na płocie przeczytałam napis „Pamiętaj 5 razy dziennie jedz warzywa i owoce! Ponad 1/3 chorób nowotworowych można uniknąć, stosując odpowiednią dietę”.
Wielkie litery, kolorowe zdjęcie.
- Wisi w dobrym miejscu, pomyślałam sobie. Trudno nie zauważyć. Ludzie przechodzą obok. Tysiące ludzi. Koło tego szpitala zawsze ruch. I zawsze samochody stojące w korku.  To chyba najbardziej ruchliwe miejsce na sennych dzisiaj Garbarach. Jedno z bardziej zaludnionych w Poznaniu.  Na niewielkim placyku, przed głównym wejściem do szpitala, tłum. Większość stanowią palacze. Stąd napisu o zdrowej diecie (z podtekstem o odpowiedzialności za nie!) nie widać. Ale to nie ma znaczenia, bo oni i tak nie czytają. Inaczej by tutaj nie stali. Ostrzeżenia o szkodliwości palenia są przecież czytelne i napisane tłustym drukiem na każdym pudełku papierosów. Większym, niż nieśmiało wypisana nazwa producenta.
Widać od czytania, do myślenia długa droga.
Wchodzę. W środku gwar i tłok, w poczekalni ambulatorium pełno ludzi. Będzie z pięćdziesiąt osób.  Ciasno. Siedzą jeden przy drugim w oczekiwaniu na zabieg. Siadam i ja. Mam szczęście. Właśnie zwolniło się krzesło, bo do gabinetu wszedł oczekujący mężczyzna. Jestem kilka minut przed wyznaczonym czasem, więc wyjmuję czytnik, by oddzielić się od otoczenia. Już przy pierwszym zdaniu, orientuję się, że nici z czytania.
Starsza pani siedząca przy drzwiach gabinetu, mówi głośno i bez przerwy. Wygląda na „późną starość”, czyli dobrze po osiemdziesiątce. Koło niej siedzi prawie młódka, młodsza o jakieś dziesięć lat. Już po chwili wiem, że starsza ma na imię Basia. Kiedyś musiała być atrakcyjną kobietą. Siedzi w czapce na głowie, w zwyczajnym sweterku i spódnicy, z wyciągniętymi do przodu długimi, skrzyżowanymi nogami, w zniszczonych brązowych botkach. Nie słyszy, ale ma wielką potrzebę kontaktu. Mówi językiem wykształconej kobiety. Zdania są poprawne, a opowieści spójne. Reaguje na wszystko, co się dzieje. Nawiązuje kontakt z napływającymi ciągle pacjentami. Zagaduje, opowiada , tłumaczy. To od niej dowiadujemy się, że jest opóźnienie, że teraz wchodzi dopiero godzina 10.30, że ona będzie tu siedziała do 14, że ona do tego małego lekarza nie pójdzie, bo kto to widział, żeby lekarz był taki mały, że Genek – ten to był wysoki i potem umarł na raka płuc, że w Radiu Maryja…..
Tu się wyłączam. Ciągle gapię się w czytnik. Może jednak uda mi się poczytać.
Nagle krzyk!
Jezu! Gdzie jest moja laska! Basia zrywa się z miejsca. Jest bardzo zdenerwowana. Krzyczy głośno! Laska ! Moja Laska! Gdzie jest laska? Siedząca obok koleżanka spokojnie odpowiada  „nie wiem. Siadaj! Nic ci nie poradzę. Przyszłaś bez laski. Opierałaś się o mnie”.

Acha! mówi Basia, siada i dalej ciągnie swoje opowieści. Każda kolejna wynika z poprzedniej. Przerywa tylko wtedy, kiedy otwierają się drzwi gabinetu i mały lekarz prosi Pana Zdzisława, lub panią Zofię. Czasem robi się zamieszanie. Tak było przy Elżbietach. Wstały cztery i z nadzieją, na finał, ruszyły do gabinetu. Koło Basi zrobiło się tłoczno. Ale tylko na chwilę, bo mały lekarz wskazał właściwą. Trzy wróciły. Basia kontynuowała opowieść o swoim życiu, od czasu do czasu grożąc palcem, ludziom, których przywoływała zza światów. Na przykład Edmundowi, który pił, a nie powinien. I jakby nie pił, to by żył. A tak co?
- Basiu! On był starszy od Ciebie. Pewnie by już nie żył! – mówi koleżanka
- Co Ty tam wiesz. Nie znałaś Edmunda! – mówi to takim tonem, że koleżanka nie dyskutuje. Drzwi się otwierają i z gabinetu wychodzą lekarze. Przeciąg zamyka je z trzaskiem. Basia podnosi palec i grozi lekarzom! mówiąc:
- W mojej przychodni, to bym wam pokazała. Tam jest porządek! Nie to co tu!
Nie wiem, czy była lekarką, czy jest tylko zaangażowaną i uspołecznioną  pacjentką. Na pewno jest wykształcona.
Za mną siadają dwie nowe kobiety. Obie z wielką nadwagą. Przyszły na kontrolne badania, bo obie bardzo chore i po operacjach. Nie słuchają Basi. Rozmawiają o pączkach.
Bo dziś tłusty czwartek, mniejsza chwali się, że  zjadła ich już dzisiaj siedem. Druga dopiero w domu zje, bo w robocie dawali, ale ona swój honor ma. I od głupków nie bierze. Ale zadzwoniła do męża, żeby kupił dziesięć. Będzie na wieczór. Potem następuje wymiana adresów cukierni i informacji o długości kolejek.

Myślę, co uczyni ten cukier i gluten z ich chorobą. Co myślą o pączkach ich zaniedbane jelita. Ale jeszcze nie jestem na etapie Basi, by powiedzieć wszystko, co wiem o zdrowiu i życiu  mniej zorientowanym. Bogu dzięki. I dobrze, że nie muszę się martwić pączkami.  No chyba, że tymi na drzewach. Z nimi też kłopot, bo jak za wcześnie , to wiadomo…

Do gabinetu wołają Basię. Zawołana przez małego lekarza, wchodzi z koleżanką. Po chwili mały lekarz, który okazuje się być pielęgniarzem, prosi panią Joannę. Idę. Zabieg trwa kilka minut. „To wirusek” mówi wysoki i postawny lekarz i sprawnie usuwa to, z czym przyszłam. Kamień spada z serca. Przez cienką ścianę słyszę, jak lekarka rozmawia z koleżanką Basi.
- Za tydzień do wyjęcia szwów. I proszę pamiętać, żeby ona sobie tego szycia nie rozdrapała!
- Ja z nią nie mieszkam. Ona mieszka sama, więc nie wiem, jak to zrobić?

Wychodzę ze szpitala. Mijam Basię z plastrem na nosie siedzącą na ławce. Pewnie czeka na koleżankę i taksówkę. Mijam tłum palaczy przed wejściem. Mijam napis o znaczeniu diety dla profilaktyki zdrowia. Upewniam się, że jestem na właściwej drodze, skoro radykalnie zmieniam nawyki żywieniowe.
Rozglądam się.
Nigdzie nie ma napisu, jak na starość ustrzec się przed samotnością.

0 komentarze