Warsztaty dla seniorów
13:07
Ciągnie swój do swego. Pewnie dlatego trafiłam na te
warsztaty. Ogłoszenie o nich śmigało na fejsbuku zachęcając uśmiechniętymi twarzami dwojga
starszych, ładnych ludzi. Poszłam. Namówiłam koleżankę. A co! W końcu warsztaty
dla seniorów, a my obie w tym wieku, że już możemy iść. Jak to mówi jedna z
moich koleżanek „cieszyć się nie ma z
czego, ale skorzystać można”.
Wpadłam na końcu, bo jakoś z przewidywaniem korków mi nie
wyszło. Wszystkie miejsca zajęte. Sala
nawet ładna, ale jak w niej usiądzie rzędem kilkunastu seniorów i każdy ma swojego marsa wypracowanego przez
całe życie na twarzy, to nawet żółte ściany tracą swój optymistyczny kolor. W
dodatku wszyscy ogaceni w ciepłe swetry w burych kolorach, a panie w
obowiązkowych czapkach na głowie. Jest październik, ale przecież mrozy mogą nadejść
znienacka. To chyba dlatego te czapki. Płaszcze rzucone byle gdzie, bo nikt nie
zauważył szatni. Mężczyzn kilku, trzej z kilkudniowym zarostem i z kępkami
włosów sterczących w różne strony. Bez charakteryzacji nadaliby się do filmu
„Walka o ogień”. Matko! To może te czapki już lepsze? Tylko moja koleżanka
radośnie kiwająca mi z kąta wygląda fajnie. Ma zgrabną fryzurkę, kolorowy
szalik, niebieską bluzę. No i uśmiecha się do ludzi. Tym się wyróżnia.
Siadam. Prowadząca zaczyna zajęcia na temat pisania bloga. Jest
przygotowana, ale tak się wdzięczy do zebranych, że mnie irytuje. A słuchacze
siedzą z kamiennymi minami. Po pierwszym ćwiczeniu już wiem, że to chyba nie
dla mnie. Mamy w dwóch zdaniach opowiedzieć,
z czym przychodzimy. Pierwszej pani przerywają po 15 zdaniach i próbie
opowiedzenia nam historii wnuczki od narodzin. Przy kolejnych uczestnikach
wytrzymujemy mniej więcej po kilkanaście zdań. Ludzie liczyć nie umieją? Kiedy rundka dochodzi do mnie mówię dokładnie
dwa krótkie zdania – przedstawiam się i mówię, że lubię pisać. Zapada cisza. A
potem mamy powiedzieć kim jesteśmy, co w życiu robiliśmy i o czym będzie mój
blog.
No i teraz mam problem
i mętlik w głowie.
Na pytanie kim jestem nie mam prostej odpowiedzi.
Najprościej było, gdy uczyłam polskiego.
Ale to było dawno. Dla uproszczenia często (przez analogię do prezydentów, premierów i
ministrów którzy do końca życia zachowują ten tytuł) tak siebie określam – czyli jestem
nauczycielką. Ale to przecież nieprawda. Nie uczę od 20 lat. Robię w życiu tak
różne rzeczy, które mnie angażują i dzięki którym się rozwijam, że na samą myśl
o konieczności określenia kim jestem, odczuwam pewien niepokój. I jak tylko mogę, unikam odpowiedzi. Uczyłam, prowadziłam
projekty społeczne i edukacyjne. Większe i mniejsze. Umiem dostrzegać potrzeby
i problemy, angażować ludzi, organizować
projekty i je skutecznie realizować. Jestem na emeryturze, ale nie emerytką.
Jestem liderką. Z
urodzenia, przekonania i pasji.
Ale jak to mam wytłumaczyć
księgowym, położnym, inżynierom, robotnikom, rolnikom i wojsku?
Dotrwałam do przerwy i nie tłumacząc kim jestem i czym mogę
się na blogu podzielić z ludźmi, uciekłam z zajęć. Bloga będę pisać bez
instrukcji.
Chyba za mało we mnie seniora w seniorze.
0 komentarze