Powroty
09:17
Podobno powroty są zawsze piękne-no chyba, że wracają wielokrotnie
wzmocnieni Panowie Macierewicz, Ziobro i Kamiński. Powrót tych panów,
zmobilizował i mnie. Wracam do pisania. Na pewno będzie o czym, bo zmiany zapowiadane przez nowy rząd w istotny sposób
wpłyną na nasze życie. Tymczasem nie mogę nie podzielić się wspomnieniem, które
od miesiąca nachalnie powraca i spać nie daje.
Był rok 2006. Wszyscy byliśmy w szoku po wolcie, którą
wykonał PIS zawiązując koalicję z Andrzejem Lepperem (Samoobrona) i Romanem
Giertychem (Liga Polskich Rodzin). Ten mariaż był tak zadziwiający, tak
niewyobrażalnie innowacyjny, że wtedy wielu osobom zaparło dech w piersiach.
Tak się zdarzyło, że w tym samym okresie przygotowywałam
wspólnie z moim dobrym znajomym, aktywnym działaczem PIS-u koncepcję jakiegoś
projektu związanego z edukacją. No i byliśmy umówieni na projektową kawę. Do
dziś lubię tego faceta. Jest wrażliwy, otwarty, inteligentny i dowcipny. Pamiętam, że wtedy moje poczucie humoru jakoś
tak zniknęło albo przeszło do podziemia. Łaziłam przybita, bo kto jak kto, ale
w mojej ocenia Pan Lepper powinien był (wówczas) siedzieć na terapii, najlepiej
niedaleko aresztu, żeby zaoszczędzić na transporcie, a Pan Giertych (wówczas) straszył skutecznie
radykalnymi poglądami, z którymi dla dobra wspólnego winien wylądować w
rezerwacie. A tu masz! – zdublowani przywódcy w osobie braci Kaczyńskich
zawiązali pakt, fundując nam wszystkim
wielką narodową przygodę w postaci sejmowej koalicji PIS, Samoobrona, LPR.
Naród oniemiał, oniemiałam i ja.
W tej sytuacji moja wcześniej umówiona kawa projektowa z
ważnym w mieście działaczem PIS-u była dla mnie trudną lekcją demokracji i ćwiczeniem
w oddzielania poglądów od człowieka. Na szczęście oboje mieliśmy tyle rozumu,
by sprawy, które nas dzielą odłożyć na bok i zająć się tym, co nas łączyło.
To, jak pokazuje życie, bywa dość
trudne. Ale oboje się staraliśmy. Chyba jednak stan przygnębienia miałam
wymalowany na twarzy, bo mój znajomy znajdujący się w wyraźnie powyborczej
euforii w pewnej chwili patrząc mi w
oczy z życzliwością poklepał mnie po ręce i powiedział ze szczerym uśmiechem
„Nie martw się! Wszystko będzie dobrze! Zobaczysz. To się na bank poukłada”
Powtórzył to magiczne zaklęcie, kiedy wychodziliśmy z
kawiarni – ja przygarbiona i przybita, on prawie podskakujący ze szczęścia i
poczucia mocy. Z naszych projektowych planów nic nie wyszło z różnych względów.
A znajomy dalej istniał w życiu społecznym, aktywnie działał kilka lat do
czasu, kiedy przejrzał na oczy, stracił kolegów, funkcje i stanowiska, i z
hukiem odszedł/wyleciał, kończąc polityczną karierę. Przeżył katharsis.
Nie zadzwoniłam wtedy do niego z pytaniem, czy tak sobie
wyobrażał owo „dobrze”.
Jakież było moje zdumienie
podczas kampanii do sejmu w 2015 roku, kiedy ten sam znajomy popierał publicznie
ludzi, którzy wcześniej, używając eufemizmu, pomogli mu politycznie i społecznie dojrzeć, a
mówiąc wprost – wykopali, oszukali i zmarnowali jego potencjał. Niby rozumu mu
nie odebrało, bo myśli składa, komunikuje się z ludźmi. Problemy z pamięcią?
Jakaś narodowa amnezja? A może dziecięca naiwność. Cóż to siedzi w człowieku-wyborcy?
A na koniec
bardziej poetycko. Po kolejnych wyborach, których wyniki mnie przerażają, dopadły
mnie wspomnienia, jesienna nostalgia i refleksja ze słowami Jerzego Lieberta
kołaczącymi się po głowie:
I wciąż cię
jeszcze nie umiem”
No, nie umiem!
0 komentarze